świat zmiennoniezmienny
lato, zima, tam koszula rzucona na krzesło
niedbale
na niej leży wyciągnięty kot, świecą mu się ślepia
dziury w jeansach przypominają oczy
patrzą się jak wymalowane na nieboskłonie
dni
chmury - rozcięte dłonie
czaszki zwierząt pozostałe po ostatniej wieczerzylisowie mi świadkami, że tam byłem
i sam ściągnąłem koszulę z wieszaka, by potem
zawiązać ją, tamując krew z rozciętych pleców
na znak pokoju
ziemia się jej napiła i skrzywiła światło
to przez duchy - mówili
przemywając mi rany wodą
ze źródła, którego zawsze się bałem
nie potrafiłem być wolny jak oniświat jest czerwony
jak oczy duchów
boję się tego co nachodzi
koszulę przeprałem
wszystko się ładnie zabliźnia
nie będzie śladu
kiedy odejdę
lecz jeszcze parę dni pod obcym niebem
zanim znów schowam się w pisaninę moją
biedę, okrążenia wokół słońca
krew - ziemię
CZYTASZ
wzeszłoniewzeszło
Poetryramiona jak skrzydła rozpościeram, byle wznieść się i nie upaść w otchłanie