Dziady Współczesne

1K 198 28
                                    

Chodźcie, chodźcie ludzie! Ta noc zwie się Dziady!
Nieważne pochodzenie i nieważne wady!
Dziś nie ludzi sądzić nam tutaj potrzeba,
a otworzyć duszom bramy te, do nieba
zaprowadzą dusze zmęczone tym wiekiem.
Dajcie chleba z masłem! Dajcie miodu z mlekiem!
Woń kadzidła niesie się w dalekie strony
i już widać, idzie! Człowiek umęczony!
Oczy ma spuszczone, dłonie do krwi starte.
Duszo, rzeknij słowo, odwróć losu kartę!

Mój głos niknie echem w głośnym świata tłumie.
Mój głos, język obcy. Nikt go nie rozumie.
Jestem z tysiąclecia, które krzykiem budzi
ciche umierania, samotne wśród ludzi.
Serca jak choroba – od nich cali spuchli.
Cisza jak wrzask wielki – od niej aż ogłuchli.
Sama pośród wielu, jedna wśród tysięcy.
Ta samotność zżera, rani mnie i męczy.
Taka jestem, wiecie... Spójrzcie czasem w oczy,
nim wzrok wbiją w trumnę. Waszą. To zaskoczy?

Znikła! Nie ma duszy! Mówiła, że sama
przyszła na te Dziady. A tam nieba brama
ciągle pusta. Patrzcie, widzę ciało wątłe...

Niech ktoś rzuci na nie przeokrutną klątwę!
Nie mam ja już ciała! Wciąż mi było mało!
Miałam się nie sprzedać... Ono mnie sprzedało.
Brudne moje ręce, brudne moje oczy.
Serce me z rozpaczy banknotami broczy.
Tyle mu zostało z cielesnej zabawy.
A mi te pieniądze wbiły sztylet krwawy.
Krew się lała równo z gorącymi łzami...

Nie dotykać! Niechaj idzie za duszami!
Dajcie jej okrycie, dajcie jej ubranie.
Niech się tylko słowem ciało jej ostanie.
Masz! Bierz wstrętna duszo, lubieżna pannico!
Skryj się w dusznym niebie wątła ladacznico
i uciekaj, biegnij. A wy tu widzicie...
Jakże dotyk może poodbierać życie.

Halo? Czy słyszycie? Łzy padają w ziemię.
Głaszczą je gorące mej duszy płomienie!
Oczy niby heban... Dajcie jadła, stoły!
Nim się moje dłonie zamienią w popioły,
zanim mojej duszy zapłacze impresja.
Zanim się dosiądzie zgłodniała Depresja.

Czego pragniesz, duszo? Ręce poranione.
Łzy masz krwiste, gęste, obrzydliwie słone.
Jak deszcz je rozrzucasz na tej dusz pustyni.

Patrzcie co ta zmora z każdym z Was uczyni,
gdy oddacie dłonie w metalu ząbeczki!
Gdy będziecie wiązać na szyji wstążeczki.
Patrzcie! I uleczcie... Bo nie ma doktora.
A ja tu zarażam, ja do nieba chora
nie mogę wejść, bo przecież... Kogo to obchodzi.
Umieram w Betlejem, kiedy Bóg się rodzi.
Odchodzę, gdy gasną światła przy latarni!
Boję się ciemności...

O my ludzie marni!
Weź tę świecę, duszo! Weź ją w swoje dłonie!
Niech cię świst kul nigdy nie całuje w skronie.
Idź, masz światło w ręce, trafisz tam, gdzie trzeba.

Oby noc nie weszła do waszego nieba...

Poszła. Cisza znowu. Słońce przez liść świta.
Woń kadzidła wietrzyk listopada wita.
Pamiętajcie ludzie, kto nie zauważa
drugiego człowieka – swoje serce skaża.
I kto nie docenia serca oddanego,
ten nigdy nie znajdzie nieba pragnionego.
Samotni, dotknięci i sponiewierani
są oni. I czasem my jesteśmy sami...

Drugi wiersz w tematyce Dziadów, tym razem wiek XXI.
Mamy więc trzy osoby, umiecie je nazwać?
Został mi tylko trzeci utwór i kończymy wattpadowe Dziady u Awarko. A potem tylko

cicho wszędzie
głucho wszędzie

daj mi DziadyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz