32. Kiten Morgen

1.8K 260 360
                                    

Adam nie trafił jednak do swojego mieszkania, chociaż taki był pierwotny plan. Zamiast tego ponownie zawitał u Adriana, który z wielką chęcią przyjął gościa, nawet jeśli oznaczało to oddanie mu swoich od dawna nieużywanych, bo nieco już za małych, dresów, aby nie musiał paradować w brudnych spodniach, które mężczyzna zamierzał nawet wyprać. Mimo to protesty Przybysza jakoś zadziałały, dlatego nalali trochę wody do wanny i namoczyli materiał. Nie mieli pojęcia, co powinno się zrobić w takiej sytuacji, ale kiedy szatyn zamierzał już wpisać w internet: "jak pozbyć się ptasiej kupy z ubrania", czerwonowłosy usiadł koło Aleyny na podłodze. Starszy uznał, że to oznaczało coś w stylu "na co mi spodnie, skoro mam kota", dlatego pomyślał, że może faktycznie nie powinni się tak przejmować.
   Przecież to tylko niegroźna plama na nogawce... chyba...

   — Zjesz coś? — zapytał, opierając się o ścianę i przyglądając się licealiście w salonie, który położył się obok zwierzaka.
   — Zjadłbym jeszcze raz to spaghetti, wiesz? Nie ma szans, że go trochę zostało?
   — Nie ma.
   Chłopak zmarszczył nos, jednak szybko się rozweselił, kiedy szatyn zaproponował tosty, chociaż nie obyło się bez solidnego mycia tostera, co trochę olał ostatnim razem przy nocowaniu. Po ich śniadaniu nie zaprzątał sobie za bardzo tym głowy, dlatego wspomniany toster nie wyglądał w środku za dobrze. Mężczyzna nawet nie zamierzał o tym wspominać, aby jego gość nie zaproponował pomocy, a gdyby się jednak zorientował, byłoby już prawdopodobnie po wszystkim. Tamten jednak nie odzywał się wcale, a jedynie na początku prowadził "rozmowę" z Aleyną, która była wręcz zachwycona tym, że ktoś postanowił się z nią pobawić w takiej pozycji.

   Korepetytor zabrał się do roboty, ale po kilku minutach stracił poczucie czasu. Cisza zaniepokoiła go dopiero wtedy, kiedy wsadził pierwsze kanapki do tostera, wsłuchując się w syczenie sera, stykającego się z rozgrzaną powierzchnią po bokach. Podczas mycia rąk zerknął znad zlewu w stronę salonu i nie był pewien, czy zacząć się śmiać czy martwić. Przybysz po prostu zasypiał na podłodze, nie zwracając nawet uwagi na to, że kocie łapki już czaiły się na jego włosy. Jeszcze chwilę poczekał, jednak wyrzuty sumienia dały się we znaki. A jeśli obudzi się cały obolały? A jeśli Aleyna faktycznie zmajstruje mu gniazdo na głowie? Zrobi mu się zimno? Jak można zostawić gościa na ziemi w takiej sytuacji?
   Szybko wytarł ręce i podszedł do chłopaka, po czym usiadł przy nim i trącił lekko jego ramię.
   — Nie śpij.
   — Nie śpię — sapnął młodszy, ledwo otwierając usta. — To jest ten... wiesz... stan czuwania — dokończył w końcu niemrawo, ponownie oddając się w objęcia snu, z którego co chwila wyrywał go korepetytor.
   — No chodź, chciałeś coś zjeść — zaśmiał się, odruchowo ściszając głos, jakby podświadomie wcale nie chciał przeszkadzać.
   — Jeszcze minutka.

   I taka właśnie minutka przerodziła się w pięć, a mimo to Adrian dalej siedział przy Adamie, nie pozwalając kotce na zabawę jego włosami, chociaż sam zaczął w końcu odgarniać czerwone kosmyki z jego twarzy, które przy nawet najmniejszych ruchach ciała zsuwały się po policzkach. Starał się podnosić je jak najdelikatniej, aby tylko nie zbudzić ich właściciela, ponieważ z każdą sekundą pogrążał się we śnie coraz bardziej. Przyglądał się jego spokojnej twarzy, a lekko rozchylone wargi niespodziewanie wywołały u niego mały dreszcz, jakiego szybko się pozbył. Nie mógł jednak oprzeć się wrażeniu, że śpiący Adam to piękny Adam (nie to, żeby w innych sytuacjach piękny nie był, czego Adrian nie chciał przyznać). Nie wyglądało na to, żeby chłopak czuł się źle w gości, w dodatku na podłodze.
   Mimo to mężczyzna naprawdę obawiał się o wygodę i żałował, że od razu nie zaproponował mu przeniesienia się przynajmniej na kanapę — w końcu znajdowała się pół metra dalej, dlatego wolał przerwać ciszę na te kilka sekund.

   — Wstawaj, położysz się na kanapie... hej, mówię do ciebie.
   Adam mruknął coś pod nosem, nie otwierając nawet oczu, więc szatyn musiał posunąć się do czynu ostatecznego. Nie miał pojęcia, czemu to zrobił. Obrócił przyjaciela na plecy, co go wystarczająco ocuciło, ale zdążył jedynie unieść się lekko na jednym łokciu, zanim poczuł czyjeś ręce na swoich plecach i pod kolanami. Jeszcze nie otrzeźwiał, a już był w powietrzu.
   — Matko moja, latam — wyjęczał, będąc jedną nogą na tamtym świecie, chociaż połowa jego mózgu rejestrowała to, co działo się z jego fizycznym ciałem, jakie w jednej chwili znajdowało się w salonie, a w drugiej lądowało powoli na miękkim łóżku w innym pomieszczeniu.
   — Miała być kanapa, ale tu chyba będzie wygodniej. — Przybyło puścił Adama, który dopiero wtedy całkowicie się obudził, czując lekkie zawroty głowy. — Odpoczywaj, jeśli chcesz.
   — Co? Boże, nie, nie... — Licealista czuł zawstydzenie, spowodowane swoim zachowaniem i samym faktem, że wcześniej nie chciał wstać, przez co starszy musiał go przenosić o własnych siłach do swojej sypialni. Zażenowanie osiągnęło najwyższy do tej pory poziom. — Mogłeś mi krzyknąć do ucha, żeby mnie rozbudzić, naprawdę bym wstał. Strasznie przepraszam, już idę do kuchni.
   Adrian pokręcił głową, powstrzymując chłopaka przed podniesieniem się do pozycji siedzącej, a ten tylko sapnął z niezadowolenia.
   — Leż i nie marudź. — Przybyło zabrał złożoną na brzegu łóżka kołdrę, a następnie przykrył przyjaciela, który już tym razem nie protestował. Miał tylko nadzieję, że nie zrobi mu się gorąco, chociaż niezależnie od pogody zawsze zaczynał marznąć podczas zasypiania w środku dnia. Nie rozumiał tego ani trochę.
   Adrian zostałby przy nim jeszcze chwilkę, gdyby nie przypomniał sobie o tostach, które na szczęście nie zdążyły się spalić. Jako że Przybysz miał spać, korepetytor postanowił zjeść sam, ale po kilkunastu minutach, gdy skończył i przeglądał przy okazji internet, w progu kuchni pojawił się osiemnastolatek z ogromnym zawstydzeniem na twarzy.
   — Naprawdę nie zasnę — wymamrotał, siadając po drugiej stronie stołu — i dalej mi głupio, niepotrzebnie się fatygowałeś z tym... wszystkim.
   Przybyło jednak niczego nie żałował. Adam nie ważył tony, a na tak krótki dystans wydawał się nawet lekki, więc nie musiał się martwić o jakieś naciągnięcie mięśni czy złamanie kręgosłupa. Z kolei Przybyszowi przeszkadzał on sam i jego nieodpowiednie zachowanie. W każdych innych warunkach zasnąłby ponownie od razu, jednak bardzo przybiła go świadomość, że nie dało się go zbudzić za pierwszym razem w salonie. Było mu wstyd za siebie i za to, że pozwolił się wziąć na ręce jak dziecko, które padło w pokoju rodziców, bo nie miało siły wrócić do swojego. Tak właśnie się działo, kiedy jeszcze mieszkali u taty, a ten zabierał kilkuletniego synka z podłogi i Adaś, mający wtedy jasnobrązowe włosy do ramion, lądował na swoim łóżku w mgnieniu oka. Zazwyczaj podczas takiej wędrówki budził się w ramionach ojca, ale nie chciał nigdy sprawiać problemów i sprawiał wrażenie, że wcale go to nie ruszało, a sen cały czas nad nim władał.
   Tym razem nie mógł tak postąpić. Kiedy poczuł na sobie dłonie Adriana, mimo że na początku nie był do końca świadomy tego, co się właśnie wydarzyło, nie potrafił udawać, że ciągle śpi i nie chciał też tego robić po znalezieniu się w sypialni. Nie było to stosowne.

✔️ "A" do kwadratu | bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz