V ❝Szalona pogoń❞

1.2K 127 43
                                    

Znajdź go, Polsko. Nim będzie za późno.

Słowa Tolysa krążyły po głowie Feliksa przez długi czas po niezwłocznym zakończeniu połączenia. Mężczyzna momentalnie pobiegł do łazienki, przeczesał włosy znienawidzonym i nieużywanym grzebieniem, tylko dlatego że był pod ręką. Przepłukał też twarz wodą i choć nie ukryło to w żaden sposób zaczerwienionych oczu, to mógł stwierdzić, iż wygląda lepiej. Zgarnął kilka par spodni, parę koszulek, bieliznę, skarpetki oraz szczoteczkę do zębów i parę innych potrzebnych do higieny rzeczy. Wrzucił to wszystko do plecaka, nie martwiąc się przy tym o składanie i narzucił na siebie płacz.

Telefon? Jest.

Portfel? Jest.

Karta kredytowa? Jest.

Wyszedł z domu i natychmiast popędził w kierunku najbliższego dworca. Musiał działać szybko i złapać najbliższy pociąg do Berlina.

***

Feliks pośpiesznie opuszczał dworzec. Szczęście niesamowicie mu dopisywało tego dnia, wszystko wydawało się być niesamowicie nierealne, a każdy najmniejszy szczegół zdawał się być nieco rozmazany, nieprzejrzysty. Na warszawskim peronie pociąg przyjechał niedługo po kupnie przez niego biletu. Na miejsce dotarł bez nawet najmniejszego opóźnienia, Polska ryzykowałby stwierdzenie, iż przybył za wcześnie.

Nie mógł jednak się rozproszyć dobrem go otaczającym. Doskonale wiedział, że w jednym momencie cały świat wokół niego mógł bezszelestnie pęknąć niczym bańka mydlana.

Biegł. Jak najszybciej umiał, choć trzymał w sobie trochę energii. Od bardzo dawna nie był w Berlinie i jego orientacja w tym miejscu trochę podupadła, lecz cała determinacja rekompensowała to wszystko. Musiał znaleźć Gilberta, za wszelką cenę.

***

— Bruder, jestem zajęty — zgasił Prusa Ludwig, gdy ten zawzięcie próbował zyskać jego uwagę.

Irytacja wzrastała w Niemcu, który nie potrafił wyrobić się z wypełnieniem wszystkich dokumentów posegregowanych odpowiednio na jego biurku z dnia na dzień. Miał ostatnio niezwykle trudny okres; pokłócił się z Feliciano, Europa leżała niesamowicie blisko wielkiego konfliktu między zachodem a wschodem, jego własny kraj stał się o wiele bardziej niestabilny przez ogromną ilość zamachów i problemów z przybyszami z państw arabskich - nie potrafił w żaden sposób odmówić Syrii wzięcia pod opiekę jego obywateli. Dodatkowo Prusy strasznie zaczął uprzykrzać mu życie, domagając się przesadnej ilości uwagi, co kompletnie pogarszało całą sytuację. Przez pewien czas Ludwig wiecznie nie mógł go od siebie odpędzić, najzwyczajniej w świecie grał mu na nerwach. Później niespodziewanie wyjechał na kilka dni, bez ani jednego słowa. Może Niemiec nie był dobrym bratem: nie przejął się tym zbytnio, a zniknięcie starszego przyjął z niewiarygodną ulgą. Jednakże, któż mógłby go winić? Nie radził sobie ze wszystkim wokół, a albinos w żaden sposób mu w tym nie pomagał.

Gilbert wcześniej nachylający się nad biurkiem Ludwiga nagle wstał. Westchnął krótko, starając się ukazać jakąkolwiek obojętność, choć nieumiejętnie. Ból i cierpienie emitowało z niego całego: z postawy, wyrazu twarzy, trzęsących się dłoni, przebierających nerwowo nóg i oczu, z których można było czytać niczym z otwartej księgi. Zajęty Niemcy nawet nie zwrócił na to uwagi.

— Ale... — zaczął Prusy, lecz momentalnie zamilkł. — Powodzenia w pracy — rzucił tylko i wyszedł.

Ludwig wstrzymał oddech, wyczuwszy pewną niezgodność.

Dlaczego bruder poszedł bez żadnych sprzeciwów...?

***

Feliks rozejrzał się wokół własnej osi. Berlińskie ulice niczym się nie zmieniły od momentu, gdy gościł tutaj ostatni raz. Mimo obecności w obcym i nieprzychylnym do niego kraju, nie czuł się jak ktoś nieproszony. Zdawało mu się, że jest w Szczecinie - obydwa miasta cechowały się podobną architekturą. Nie było to niczym niezwykłym ze względu na dawną przynależność kresów zachodnich do przedwojennych Niemiec.

Łukasiewicz próbował znaleźć mieszkanie Beilschmidtów, gdzie najprawdopodobniej znalazłby Gilberta. Nie mógł sobie zobrazować jak ono wyglądało, był tam jedynie kilka razy i to dawno temu. Stanowiło to pewien problem, więc ze zrezygnowaniem i wstydem wyciągnął telefon.

Po odblokowaniu ekranu zaczął szukać odpowiedniego kontaktu, który szybko wybrał i zadzwonił.

Musiał chwilę poczekać, by osoba po drugiej stronie odebrała połączenie. Sekundy ciągnęły się jak minuty, które z kolei zdawały się być godzinami. W końcu zbawienny sygnał utwierdził go w tym, że może zacząć rozmowę. Mimowolnie się uśmiechnął, słysząc przez słuchawkę znajomy głos.

— Veee~? Poliś?

Na twarzy Polski w jednej chwili pojawił się szczery, promienny uśmiech. Część przechodzących wokół ludzi zdawało się tego nie zauważać, co lekko go zaskoczyło. W jego kraju pewnie wyglądałoby to inaczej.

— Feli! — radość w głosie Feliksa zdawała się nie mieć końca.

— Haa? Po co dzwonisz? - Głos Włocha wskazywał na to, iż mężczyzna dopiero wstał z łóżka, co nie bylo dla jego przyjaciela niczym dziwnym. W końcu pan Vargas nigdy nie był rannym ptaszkiem.

—Wiesz może gdzie mieszkają ci szwa... — urwał momentalnie Polak. —Mam na myśli Prusy i Niemcy — poprawił się szybko, by nie urazić Veneziano.

Włochy miał niezwykle dobre stosunki z rodzeństwem Beilschmidtów. Ze starszym - przyjacielskie. Z młodszym - romantyczne (choć żaden z nich nigdy nawet nie próbował tego przyznać, by nikt nie mógł tego wykorzystać w złym celu, dodatkowo, sami nie byli tego wszystkiego pewni).

—Jasne — odparł swym powolnym tonem. —A dlaczego o to pytaaasz? —zapytał, przeciągając sennie samogłoski.

—Nieważne, później ci powiem, przepraszam — wyrecytował dobrze znaną kwestię niczym mantrę, śpisząc się niezmiernie.

—Mógłbyś powiedzieć przy okazji Ludiemu, że nie jestem zły? —poprosił Vargas. — Pokłóciliśmy się, a on do teraz nie zadzwonił.

— Totalnie nie ma sprawy! — zawołał ucieszony Łukasiewicz. — To gdzie on mieszka?

Feliciano podyktował Feliksowi adres, który ten drżącymi dłońmi wpisał do nawigacji. Pocił się niezmiernie, czuł się coraz gorzej psychicznie, lecz adrenalina i stres zdawały się nie dawać mu tego zrozumieć. Szybko podziekował przyjacielowi i zakończył połączenie.

Rozejrzał się wokół. Był tylko ulice dalej od wskazanego przez Veneziano miejsca. Oddychał głęboko, by móc się uspokoić.

Raz, dwa, trzy, cztery pięć... Serce nieco zwolniło.

Sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć... Wypuścił powietrze z ust i uznał, że wystarczająco zszedł z niego stres.

Rzucił się nierozsądnym biegiem w stronę pożądanej ulicy. Niezwiązane włosy sięgające do połowy szyi nieco mu wadziły, wchodząc w oczy czy do ust. Starał się to jednak usilnie ignorować, bo musiał znaleźć Gilberta. Dostać się do niego jak najszybciej i wszystko mu wyjaśnić. Taki był jego cel. Nie mógł pozwolić na to, by osobie znajdującej się w jego sercu najgłebiej stało się coś złego. Ból i poczucie winy obecne wtedy w całym nim odbiłoby się na wszystkich wokół, a na to nie mógł pozwolić. Wbrew pozorom był naprawdę inteligentym i empatycznym człowiekiem. Potrafił przejrzeć każdego człowieka, bo sam wiele wycierpiał podczas swojej historii i miał świadomość o uczuciach ludzi.

Po części dlatego chciał też znaleźć Prusa. Domyślał się, co ten miał zamiar zrobić w najbliższym czasie i za wszelką cenę chciał go powstrzymać.

❝Żyj teraźniejszością❞ → Prusy x PolskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz