3

465 37 20
                                    

Renee wybiegła na pokład i zamknęła za sobą drzwi wejściowe. Plecami przyległa do ściany i starała się unormować oddech. Uniosła go góry dłoń, chcąc odgarnąć z twarzy kosmyki włosów, gdy nie poczuła znajomego ciężaru na nadgarstku. Renee w przypływie stresu obejrzała obie dłonie, a następnie rozglądnęła się wokół siebie. Właśnie zgubiła jedyną pamiątkę po swojej matce, bransoletkę, którą rodzicielka dziewczyny podarowała jej na łożu śmierci.

– Cholera – mruknęła pod nosem, zdając sobie sprawy z tego, że takie słowa nie przystoją pannie.

Renee musiała zgubić biżuterię, kiedy upadała w ozdobnej klatce schodowej. Przecież wchodząc na pokład na pewno miała ją na ręce, więc właśnie tam musiała ją zgubić. Dziewczyna nawet nie wiedziała, kiedy po jej policzkach spłynęły łzy.

Powrót do środka nie wchodził w grę. Nie kiedy tamten młodzieniec mógł być w okolicy schodów. Swoją drogą nieznajomy był niezwykle przystojny, a jego sylwetka mocno zarysowała się w myślach Renee. Troszkę zawrócił w głowie dziewczyny, trzeba przyznać. Brunet na pewno był gościem pierwszej klasy, inaczej nie mógłby się znajdować na tej klatce schodowej, a brunetka była z niższej warstwy nie tylko pasażerów Titanic'a, ale i warstwy społeczeństwa. To było jednorazowe spotkanie i żadne z nich już się więcej nie zobaczy.

Ta świadomość była dla Renee dość przygnębiająca. Świadomość, że już nigdy nie zobaczy tego mężczyzny. To może wydawać się zabawne, ale to spojrzenie jego zielonych oczu, ciemne kosmyki włosów. Ten mężczyzna był arcydziełem, który mógłby stać się inspiracją dla artystów.

Jednak na dobrą sprawę to najbardziej przygnębiający był fakt straty ważnej dla Renee bransoletki. Tamtędy chodzi tyle osób, że pewnie już dawno ktoś zabrał biżuterię lub nieświadomie kopnął w inne miejsce. Jedynym wyjściem byłaby osoba, która ma prawo wstępu na pierwszy pokład i mogłaby dyskretnie przyglądnąć się klatce schodowej. Ale przecież Renee nie znała nikogo takiego. Był w prawdzie Liam, chociaż on nadal był zwykłym pracownikiem statku, kelnerem, który raczej nie powinien pojawiać się na pierwszym pokładzie w miejscu innym niż restauracja.

Mocno zdołowana i zrozpaczona Renee ruszyła wzdłuż burty, szukając ciemnych drzwi. Po obejściu statku, kobiecie udało się odnaleźć wejście. Szybko przekroczyła próg klatki schodowej i zbiegła po schodach na odpowiedni pokład. Potem znalezienie jej kajuty nie było takie trudne. Brunetka szybko znalazła się pod odpowiednimi drzwiami i weszła do środka. Louis, który nadal grał z Niall'em w karty zerwał się z łóżka, a na jego twarzy malowała się złość połączona z troską.

– Gdzieś ty była tak długo? – spytał ostro, zaplatając ręce na torsie.

– Zwiedzałam – odpowiedziała cicho Renee. Czuła się właśnie jak mała dziewczynka, która wracając do domu ze spotkania została przyłapana przez ojca.

– Tak długo? Jest już ciemno i zimno. – rozmowa, a raczej wymiana krótkich zdań pomiędzy rodzeństwem sprawiła, że Niall poczuł się niezręcznie. Był obcy w relacji rodzeństwa, jednak jako osoba trzecia uważał, że Louis nie powinien reagować tak ostro.

– Mam dwadzieścia jeden lat i potrafię o siebie zadbać! – krzyknęła pod wpływem przypływu emocji dziewczyna. Reakcja Renee najwyraźniej ocuciła Tomlinson'a, którego oczy przepełniały teraz ból i troska.

– Przepraszam siostrzyczko – wyszeptał, spoglądając na kobietę. – Po prostu...nie chcę żeby stała ci się jakaś krzywda. Nie chcę cię stracić – dodał, powoli podchodząc do brunetki. Kiedy był wystarczająco blisko, dziewczyna objęła mocno brata, który odwzajemnił uścisk.

– Nic się nie stało. Po prostu...pamiętaj, że jestem już duża. – uśmiechnęła się.

– Duża jedynie pod względem...etapu rozwoju. Tak to nazwijmy. Bo ze wzrostem to u ciebie nie najlepiej karzełku – zaśmiał się, roztrzepując włosy kobiety. Renee fuknęła pod nosem i przymknęła oczy, licząc w duchu do dziesięciu.

Unlucky Happiness // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz