15

312 29 13
                                    

Renee odeszła na bok wraz z nieznajomym mężczyzną. Przez cały czas miała w głowie jedno pytanie. ,,O czym ten człowiek chce rozmawiać?".

– Nie wiem od czego zacząć – westchnął mężczyzna, przecierając swoją zmęczoną twarz.

– Spokojnie. Niech się pan zastanowi, mamy sporo czasu – odparła spokojnie Renee. W środku cała jednak drżała.

– Mieszkałem poziom niżej niż pani – zaczął. Mężczyzna zbliżył się do burty i chwycił się za barierki. – Spałem kiedy w mojej kajucie pojawiła się woda. Sięgała mi klatki piersiowej kiedy zszedłem z piętrowego łóżka – westchnął. – Na korytarzu było jeszcze więcej wody. Myślałem, że to już mój koniec. Wtedy zobaczyłem światło latarki na schodach na końcu korytarza. Krzyknąłem. To był jeden z pracowników. Wody przybywało z każdą sekundą. Krzyknąłem do niego żeby poczekał. Musiałem się spieszyć. To było takie straszne. Walka o własne życie – szepnął ostatnie zdanie, spuszczając na chwilę głowę. – Ten pracownik pomógł mi wejść na zalane schody. Na wyższym pokładzie było już trochę wody. Nie wiem jakim cudem się tam znalazła. Ruszyliśmy biegiem w stronę ponoć ostatniej z otwartych klatek schodowych. Znajdowała się na tamtym właśnie piętrze. Kiedy biegliśmy korytarzem usłyszałem krzyk z jednej z kajut. To był męski głos. Młody. Wołał głośno jakąś Renee. Krzyczał, że nie może jej zostawić, nie może umrzeć. Był tak przeraźliwy. Chciałem pomóc temu mężczyźnie, lecz tamten pracownik... – nieznajomy przetarł dłonią polik, po którym spłynęła samotna łza. – Powiedział, że jeśli teraz z nim nie pójdę to nie przeżyję i nie uratuję ani siebie, ani tamtego kogoś. Ja...zostawiłem tego mężczyznę. W kajucie trzydziestej. To pamiętam dokładnie. – mężczyzna odsunął się od barierek i spojrzał na Renee. – Czułem, że muszę odnaleźć kobietę o takim imieniu. Ja... – nieznajomy zasłonił dłonią twarz – przepraszam, ale muszę iść.

Odszedł tak po prostu, zostawiając skamieniałą Tomlinson przy burcie. To był Louis. Ten mężczyzna słyszał Lou, jej brata. Po bladych policzkach brunetki spłynęły słone łzy, a twarz przybrała pokerową minę. Cały ból i żałość głębiły się w sercu kobiety.

Louis nie żyje.

Czyżby zatrzasnął się w kajucie? Był problem z korzystaniem z drzwi, ale przecież Liam i Niall mieli to załatwić.

– Renee? – Harry przez cały czas miał ukochaną na oku. Nic więc dziwnego, że gdy kobieta pozostała sama szybko do niej podbiegł. Mężczyzna objął policzki partnerki i wpatrywał się w jej tęczówki. To spojrzenie kobiety było tak puste i trudne do odczytania. – Kochanie? – spytał szybko oddychając i błądząc wzrokiem po twarzy kobiety.

– Co się stało? – z prawej strony dobiegł głos Niall'a. On i Liam również zainteresowali się podejrzanym stanem przyjaciółki i postanowili dowiedzieć się o co chodzi.

– Louis... – szepnęła cały czas wpatrując się w ślepy punkt, który zasłonił jej tors ukochanego. – Nie żyje – dodała, po czym odwróciła głowę w stronę wody.

Słońce wzeszło.

*****

Cała czwórka siedziała w ciszy na czterech niewygodnych krzesełkach. Od kiedy Renee przekazała mężczyznom to, co powiedział jej nieznajomy nikt się wiele nie odzywał. Tym bardziej Liam, którego zżerały największe wyrzuty sumienia. Gdyby wcześniej załatwiłby sprawę z drzwiami, Louis prawdopodobnie uszedł by z życiem. Payne czuł w jakiś sposób, że to przez niego Tomlinson zginął. Ta wiadomość mocno pogorszyła i tak już dość nadszarpnięty stan psychiczny bruneta.

– Jeszcze trzy dni będziemy tak płynąć – westchnął nagle Harry, poprawiając koc, którym okryta była Renee. Dziewczyna nie odzywała się do nikogo, a po jej twarzy spływały łzy.

Unlucky Happiness // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz