Rozdział 5

155 14 37
                                    

James nie mógł się doczekać nadchodzących świąt. W ostatnim liście do rodziców zapytał, czy może zaprosić Myri na coroczną kolację.

Ginny, czytając wylewne listy syna, w których głównie opisywał drobną, rudą dziewczynkę, bez zawahania odpisała, że jego przyjaciółka jest zawsze mile widziana.

Molly za to, była w siódmym niebie. Uwielbiała gości, a koleżankę wnuka uważała za kolejne dziecko, które trzeba wykarmić, napoić i zadbać o jego zdrowie. W tej chwili, dyrygowała całą bardzo liczną rodziną, rozdzielając zadania, kończąc bójki wśród młodszych, czy też wysłuchując nie swoją jedyną córką w kuchni.

Teddy Lupin, mając w tej chwili lat siedemnaście i będąc na siódmym roku w Hogwarcie, na pewno był chłopakiem przystojnym i na pewno dosyć niezdarnym. Jak widać, nie tylko metamorfomagię odziedziczył po zmarłej matce. Trafił do Hufflepuffu, z czego był niezwykle dumny. Jego kochana przyjaciółka, Victoire Weasley, Krukonka na roku piątym, siedziała tuż obok, opowiadając dziesięcioletniej Lucy, córce Percy'ego i Audrey, o przygotowaniach do SUMów i nowo poznanych chłopakach ze starszych klas. Do słuchania dołączyła się też siedmioletnia Lily Luna, wtrącając swoje uwagi na temat omawianych chłopców. Teddy uśmiechnął się do siebie. Te wszystkie dzieciaki tak szybko rosną! Dajmy na to, taka Molly Junior. Dopiero co pani Weasley płakała ze wzruszenia, że wnuczce nadano jej imię, a ta już jest w trzeciej klasie! Albo Fred. Pierwsza klasa, jak James. Podobno ta dwójka dorwała jakiegoś Newta i już próbowali pierwszych dowcipów na biednych Ślizgonach. Teddy naprawdę im współczuł.

Jego rozmyślania nad wciąż płynącym czasem, przerwało otwieranie drzwi. Do środka wpadł Fred, wrzeszcząc "wesołych świąt", a zaraz za nim James ciągnąc za sobą rudą dziewczynkę.

- Cisza! - krzyknął. Teddy musiał przyznać, że dzieciak miał głos. - To jest moja przyjaciółka, Myri. Myri, moja rodzinka. No, i mój brat przy okazji. - wyszczerzył się w stronę Albusa. Dziewięciolatek prychnął i wrócił do podkradania wypieków babci razem z Rose.

- Dzień dobry. - jego przyjaciółka uśmiechnęła się niepewnie. Ona nie miała takiej ogromnej rodziny. Ale zazdrościła jej Jamesowi. Zawsze miał do kogo się odezwać. W kimś znaleźć oparcie.

Pani Weasley zaraz ją dopadła. Wcisnęła w biedną Gryfonkę chyba pięć kawałków piernika, ciepłą zupę, gorącą herbatę i jeszcze starała się ją dokarmić ciastkami. Myri z przerażeniem szukała pomocy u Jamesa, nie widząc, jak grzecznie odmówić tej miłej, starszej pani. Roześmiał się i zaczął gwizdać, udając, że nic nie widzi ani nie słyszy.

To tak się bawimy, Potter?

Znalazła sojusznika w Lucy, chcącej zrobić starszemu kuzynowi na złość. Cicho szeptały swój szatański plan, zerkając na niego od czasu do czasu. James był w tej chwili zbyt zajęty bitwą na jedzenie z Fredem, przy okazji obrzucając kawałkami babeczek zdenerwowaną Molly. Trzynastolatka gromiła kuzynów wzrokiem, powodując u nich atak śmiechu.

- Szkoda, że Newta tu nie ma! Miałby taki ubaw! - powiedział James, zupełnie niechcący wybierając brudne ręce o włosy zdenerwowanej kuzynki.

- Za to, mój tata obiecał, że da naszej trójce kilka gadżetów ze sklepu. Zupełnie za darmo! - Fred wypiął się dumnie na krześle.

- A gdzie jest haczyk? - młody Potter zmarszczył brwi.

- Mam nie mówić mamie, że zjadł tą pyszną czekoladę w nocy.

Myri ziewnęła przeciągle. Czas mijał w tym towarzystwie tak szybko, że nawet nie zauważyła, kiedy z osiemnastej, zrobiła się dwudziesta pierwsza. Zmęczona wcześniejszą podróżą i nowym dla niej harmidrem, marzyła już tylko o łóżku.

James jakby czytał jej w myślach. Bez pytania, niczym największy siłacz, wziął ją na barana i odtransportował do pokoju gościnnego.

Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i zakopała w kołdrze.

- Dobranoc, mistrzu podrywu. - Wymamrotała.

- Dobranoc, królowo męskich serc. - uśmiechnął się i wyszedł z pokoju.

Nowe PokolenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz