Rozdział 6

141 10 7
                                    

Obudziła się w niebiańskim nastroju. Pierwszy raz miała takie cudowne święta. Pełne śmiechu, zabawy i beztroski. Z lekkim smutkiem wracała do Hogwartu, zostawiając tą wesołą rodzinkę. Niby taki Fred też był z nimi na roku w jednym domu, a jednak to nie to samo, co być w towarzystwie ich wszystkich. Utwierdziła się w przekonaniu, że to świetna rodzina.

Reszta roku nie była jakaś powalająca. Jedyną rozrywką, było obserwowanie zestresowanych siódmorocznych zaraz przed owutemami. James miał niezły ubaw z Teddy'ego Lupina, chodzącego po korytarzach z podręcznikami i potykającego się o to, co popadnie.

Teddy nie podzielał tej wesołości. Od tego zależała jego przyszłość. Jego marzenia. Chciał zostać nauczycielem OPCMu. Siedział przed salą egzaminacyjną jak przed wejściem do katowni. Jego włosy ciągle zmieniały odcienie, a oczy pozostawały w ciemnych kolorach. Victoire podeszła do niego, uśmiechając się pocieszająco. James, Myri, Newt i Shannon obserwowali ich z ukrycia, schowani za szeroką zbroją, o którą tak bardzo Teddy lubił się potykać.

- Hej, Teddy. - Krukonka stanęła zaraz naprzeciw niego.

- Hej, Vicky. - uśmiechnął się lekko do swojej młodszej przyjaciółki.

- Powodzenia. - stanęła lekko na palcach i musnęła delikatnie jego usta.

Włosy Lupina, jak i jego cała twarz, zrobiły się czerwone.

Za to James skrzywił się, udając, że wymiotuje.

- Skończ, Jim. Przecież to słodkie! - Myri uderzyła go lekko w ramię.

- Słodkie? Uważasz, że ślinienie się jest SŁODKIE? - stuknął ją w czoło. - Wy, dziewczyny, jesteście dziwaczne.

- Mhm. Teraz tak mówisz. Daję ci czas maksimum do piątej klasy, zanim nie będziesz latać za Myri jak piesek. - Shann uśmiechnęła się wrednie. - Taki dobrze wytresowany.

James pociągnął ją za włosy i zwiał korytarzem.

Obydwie dziewczyny patrzyły przez chwilę w miejsce, gdzie przed chwilą był. Newt grzecznie stał tuż obok Shannon, w myślach życząc przyjacielowi szybkiej i bezbolesnej śmierci.

- Dopadnę go w Pokoju Wspólnym. - uznała.

W trójkę wycofali się w głąb korytarza, zostawiając Teddy'ego Lupina koloru dojrzałego pomidora, z książkami w ręce.

Owutemy Puchon zdał śpiewająco, ku radości swojej babci, Andromedy, i wesołej rodziny Weasleyów. Pocałunek Victoire tkwił w jego pamięci, co powodowało, że kiedy tylko widział tą czarującą dziewczynę, robił się cały czerwony. Mówiąc cały, nie mam tu wcale na myśli jedynie jego twarzy.

Za to dla Jamesa, Freda, Myri, Shannon i Newta, drugi rok nauki zbliżał się wielkimi krokami. Zakupy na Pokątnej, pakowanie, wyjazd na peron... To wszystko było dla Jamesa jak powtórka z pięknego snu. Z energią wkroczył do pociągu, żegnany wylewnie przez matkę, siostrę i nieco mniej przez ojca. O Albusie nawet lepiej nie wspominać. Bracia żyli ze sobą jak pies z kotem, owych zwierząt nie obrażając. James uwielbiał drażnić młodszego brata, za co tamten miał go szczerze dość.

Wizja Albusa w Hogwarcie, już za rok, była dla Jamesa koszmarem, i jednocześnie dobrą okazją do nastraszenia młodego. Uśmiechnął się pod nosem, szukając przedziału przyjaciół. Fred będzie zachwycony okazją do żartów na młodszym kuzynie. Z czego on był w tym delikatniejszy niż James.

Znalazł wreszcie przedział, gdzie siedziała większość jego paczki. Jednej osoby tylko brakowało.

- Gdzie ruda małpka? - zagadnął resztę towarzyszy, wpychając się między Freda a Newta.

- Gdzieś na pewno. - Shann podniosła głowę z kolan blondyna. - Co ty, stalker?

- Grzecznie pytałem. Nie musisz odpalać od razu trybu zołzy stulecia. - dźgnął ją w ramię, zręcznie omijając łokciem nos Newta.

Już miała się odciąć, kiedy przerwało jej otwarcie się drzwi.

- Hej. Jest jeszcze miejsce? - Myri się rozpromieniła. Włosy miała związane w koński ogon, i wyglądała, jakby dopiero co wstała z łóżka. Shannon szybko przesunęła się w prawo, zwalając Freda z siedzenia. Myri usadowiła się obok. Wesołe rozmowy zostały przerwane dopiero Ceremonią Przydziału pierwszaków. Mogli na to spojrzeć z innej strony, niż rok temu.

Dotarli do Pokoju Wspólnego, przemycając Newta ze sobą. Zaszyli się w dormitorium Freda i Jamesa, bardzo delikatnie i grzecznie wywalając dwóch pozostałych współlokatorów.

Bawili się świetnie do późna, zanim nie trzeba było odprowadzić Puchonka do domciu. Shann podjęła się tego zadania z niemałym zacieszem. Chłopiec trzymał ją za rękę i oboje wolnym krokiem szli do dolnych pięter. Pożegnali się przed wejściem do jego Pokoju Wspólnego Puchonów.

- Dobranoc, Shann. - Uśmiechnął się szeroko i zniknął u siebie. Z uśmiechem wróciła do swojego dormitorium, gdzie Myri już szykowała się do spania.

- Hej, małpko. - walnęła się na łóżko. - Nie mogę się doczekać przyszłego roku. Wypady do Hogsmeade!

- Tata Jamesa dostał zgodę na wyjście dopiero w czwartej klasie. Ominął go cały rok. Ja bym nie usiedziała na miejscu tyle czasu! - Myri rzuciła w nią piżamą. - Chcę już trzecią klasę!

- Kto wie? Może ktoś zrobi czary mary i już za niedługo w niej będziemy? - Shann uśmiechnęła się pod nosem i poszła się przebrać.

- Jim ma rację. - Mruknęła jej współlokatorka. - To będzie strasznie nudny rok.

Nowe PokolenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz