Nożyce tną wywiady [Niewinne_Recenzentki]

856 88 14
                                    

Artykuł o Wattpadowych recenzowniach, który ukazał się w październikowym numerze, przyjęliście z entuzjazmem, a my z radością mogliśmy śledzić Waszą dyskusję. Postanowiliśmy (zgodnie z Waszymi oczekiwaniami) pójść o krok dalej i zorganizować wywiady z twórcami najwyżej ocenianych przez nas recenzowni. Całe szczęście jonfryn, autor sławetnego artykułu, podjął się wyzwania i to właśnie dzięki niemu możemy dzisiaj poznać tajniki pracy Niewinnych, a jeśli będziecie ciekawi, chętnie zapukamy do drzwi Pączkarni! 

Serdecznie zapraszamy do podsyłania Waszych propozycji (również pytań) i dziękujemy Niewinne_Recenzentki za wyczerpujące odpowiedzi!

Zapraszamy do lektury!

***

Kto z Was wpadł na pomysł założenia recenzowni?

KagamiNee: To byłam ja :)

Macie betę, podział na funkcje czy wszystko robicie razem?

Niewinne_Recenzentki: Generalnie nie mam "podziału". Może tylko tyle, że naszą "betą" jest Videl, która poglądowo sprawdza recenzje przed publikacją, czasem któraś inna Niewinna jej pomaga. Walne posiedzenia na temat spraw istotnych zwołuje Matka Żałożycielka i to ona wybudza kogoś z zimowego snu, gdy zastój w ciągłości recenzji staje się za długi. Decyzje dotyczące zmian w regulaminie albo jakiejś innej aktywności podejmujemy wspólnie. Planowaną zawartość "Kącika" też ze sobą uzgadniamy, ale to raczej na zasadzie: "ej, piszę to i to", "okej!".

Od czego zaczyna się misja recenzenta?

Niewinne_Recenzentki: "Misja" wydaje się tutaj trochę nietrafionym słowem (i mimo że bardzo ładnym, to nie do końca rzeczywistym), choć pewnie od takich właśnie egzaltowanych myśli wszystko się zaczęło; od przekonania, że chcemy "robić dobrą robotę", bo czujemy w sobie odpowiednią ilość chakry, by zmierzyć się z wattpadem; bo inne recenzownie są martwe, a jeszcze inne łowią ałtoreczki. Na początku nie nastawiałyśmy się na nic szczególnego, była właśnie ta naga "misja". I tutaj na pewno należałoby umieścić chęć dania autorowi tego, czego same byśmy oczekiwały, gdybyśmy oddały komuś pracę - to znaczy rzetelnej, wnikliwej lektury i analizy tego, co faktycznie można poprawić, a widoczne jest tylko dla kogoś, kto nie siedzi całym sobą w tworzonym tekście, będąc jedynie "czytelnikiem". Zdarzało nam się spotykać recenzje ograniczone do trzystu słów, których główną tezą było "fajne/niefajne", a argumentacja tego werdyktu zupełnie się rozpływała, nie tłumacząc praktycznie niczego i wiemy, że same byłybyśmy czymś takim zawiedzione. Chciałyśmy współpracy z autorem, a naszym celem nie było nigdy "gnojenie" ani też "reklamowanie"; chciałyśmy (nie bez pewnego nadmuchanego idealizmu) "wpływać, uwrażliwiać, uczulać, pokazać, wyjaśnić", trochę błędnie nastawiając się na to, że autor zawsze przemyśli pewne kwestie pozatechniczne, a jeśli nie - to chociaż poprawi rażące błędy, podczas gdy zgłaszający zazwyczaj chciał jedynie zostać przeczytany i mieć dowód na to, że ktoś to faktycznie zrobił. I tu dochodzimy do momentu, w którym "misja" pada. Zaglądanie do prac po recenzjach było częstokroć bolesnym zderzeniem z rzeczywistością, że w większości przypadków nasza praca to uderzenie grochem o ścianę, więc nasze morale nieco spadło. W takiej sytuacji podpierałyśmy się chyba - to z pewnością zabrzmi źle - chęcią wyróżnienia się rzetelnością. To też w jakiś sposób napędza nas do działania, sprawiając, że przykładamy się do tego, co robimy i chcemy to robić jak najlepiej, wierząc, że "misja" kiedyś stanie się faktem, a nie utopią.

Nożyce tną... listopad 2018Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz