Obaj chłopcy uwielbiali kraje Wschodniej Azji. Kochali rzeczy zwane przez innych chińszczyzną, które nierzadko bywały przedmiotami wyprodukowanymi gdzieś zupełnie indziej, np. w Tajwanie, Mongolii, Indiach lub nawet w Korei, czy Japonii. Korea i Japonia były szczególne w tym wszystkim. Mając po czternaście lat, chłopcy postanowili wymusić na swoich mamach, by te zgodziły się na ich lekcje języków obcych. Toshio zaczął uczyć się japońskiego, a Zosima koreańskiego. Ambicje chłopców były niezmierzone. Dzielnie brnęli przez wymyślne symbole kultury azjatyckiej, zapisując je w swojej głowie na zawsze.
- Co to jest?- spytał kiedyś, podczas wspólnej, choć tak różnej nauki Zosima, złotego chłopca.
- Kanji- rzekł z niezwykle japońsko Toshi.- Czyli japońska głoska. Ta oznacza hałas- rzekł z błyskiem znawcy w oku.
- W koreańskim, głoskę określa się jamo- odparł równie rzeczowo Zosima, bazgroląc coś na kartce.- A tak wygląda zapis słowa hałas po koreańsku- podał kartkę przyjacielowi.
W porównaniu z delikatnymi i melodyjnymi zawijasami japońskiego zapisu słowa hałas, znaki tworzące jego koreański odpowiednik, wydawały się być niezwykle twarde i głuche. Tworzyły je, jakby ostrokątne i bezdźwięczne kreski przypominające dom z zagiętym dachem oraz groteskowy i skrajnie prosto narysowany symbol człowieka, widniejący na publicznych toaletach.
Chłopcy uwielbiali porównywać niektóre słowa w obu językach. Ich pisownie, brzmienie oraz znaczenie poszczególnych znaków, z których powstaje słowo. Kochali pismo i wyrazy, więc nauka nawet tak- zdawałoby się- niemożliwych języków, nie sprawiała im znacznego problemu. Jeśli się czegoś bardzo pragnie, to dodatkowe elementy naszego pragnienia, stają się lekkie i proste. Obje mieli mnóstwo pragnień. Toshio chciał zamieszkać w Japonii, by tam wieść spokojne życie, nie mając jeszcze szczególnego pomysłu na swój przyszły kierunek wykształcenia. Natomiast Zosima marzył, by zdać studia polonistyczne oraz kierunek związany z koreanistyką i uczyć w szkole koreańsko-polskiej lub polsko-koreańskiej. Miał jasno określony cel, ale raczej ograniczone środki do jego spełnienie. Posiadał dar do nauki, którą zresztą uwielbiał oraz fundusze, które zawsze byłby w stanie jakoś wykombinować, ale brakowało mu wsparcia ze strony rodziny, która potępiała jego wizję przyszłości.
Mimo niepewności i braku kontroli zdarzeń, oboje gnali w przód i starali się konsekwentnie podążać za głosem serca.
- Kiedyś, gdy spełnię swoje marzenia, przeprowadzę się do Japonii- rzekł Zosima.- A ty będziesz moim nauczycielem japońskiego. Pomyśl tylko, ile jeszcze języków przed nami. Francuski, hiszpański, chiński, islandzki, rosyjski. Wiem! Uczmy się razem rosyjskiego. Wydaje się być niezwykle podobny w brzmieniu do polskiego, a z pisowni kojarzy mi się z językami Wschodniej Azji. Zabawne. Zupełnie, jakby był językiem pośrednim- mówił urzeczony.
- Pośrednim? Jakby łączył nasz ojczysty i przyszło ojczysty język?- spytał nie do końca rozumiejąc, Toshi.
- Dokładnie o to mi chodziło. Jak bluszcz splatający języki zupełnie różnych krajów- powiedział srebrny chłopiec.
- Nie są aż tak różne, jak ludziom się wydaje. Każda kultura ma „coś" wspólnego. Może być to coś malutkiego, drobnego, wręcz niezauważalnego, ale zawsze pozostanie „czymś"- wyrecytował filozoficzną puentę Tosio.
- Zatem nawet będąc daleko, możemy czuć się, jak w domu- szepnął Zosima nie do końca pewny, czy ma na myśli dom, jako ojczyznę, jako osobę, czy może, jako uczucie.
YOU ARE READING
„Pozłacane srebro Zosimy"
Roman d'amourZosima, miłośnik osobliwej szarości, utożsamiany z postacią szczerego srebra. Wypicowany i słodki, niczym najpopularniejsze gwiazdy koreańskiego pop'u. Złoty Toshio, zwolennik czynnego spania w satynowej pościeli, wszechemanujący pomysłownik. Żyjący...