11

12 3 1
                                    




           

Dni do wizyty chłopaków mijały wolno ale jednak w pewnym sensie szybko. W prawdzie każdy starał się pomagać w miarę swoich możliwości i mimo wcześniejszego rozkazu – jeśli mogę to tak nazwać – wszyscy zaangażowaliśmy się w przygotowania. Zrobił się z tego dość duży bałagan ale każda para rąk, każdy pomysł i pomoc była teraz na miarę złota. Ja zdecydowanie robiłam wszystko ponad swoje siły i możliwości, co chwilę wpadając na co nowe pomysły dotyczące wystroju czy ogólnej organizacji wszystkiego. Zależało mi na tym aby wszystko było perfekcyjnie w końcu moi idole mają zagrać tu maleńki koncert i odbyć wolontariat. Głównie mieli spędzić czas z najmłodszymi podopiecznymi ośrodka ale może uda mi się jakoś wkręcić i zamienić z kimi kilka słów. Na myśl o tym szeroki uśmiech pojawił się na moich ustach i z zadowoleniem wpatrywałam się w kawałek papieru który akurat przyklejałam.

To wszystko brzmiało tak nie realnie. Jakby ktoś tydzień temu powiedział mi że spotkam i usłyszę swój ulubiony zespół na żywo to kazałabym mu się puknąć i pójść na jakieś badania bo zdecydowanie coś złego dzieje się w jego głowie a teraz?

- to jest szalone – powiedziałam sama do siebie, kręcąc głową z uśmiechem i zajęłam się dalszym przygotowywaniem dekoracji nucąc pod nosem jedną z piosenek która aktualnie leciała w radiu. Moje podekscytowanie było czuć na kilometr i każdy widząc mnie mógł pomyśleć że uciekłam ze szpitala psychiatrycznego ale cóż mogę poradzić że jestem szczęśliwa? Mimo choroby moje życie zaczęło się układać w miarę dobrze nie licząc wyjazdu rodziców.

Odwiedzili mnie kilka dni temu z zamiarem pożegnania. Pozwoliłam im na to mimo że wcale nie miałam ochoty. To wciąż bardzo bolało że moi właśni rodzice zostawiają mnie tutaj samą, teraz gdy szczególnie potrzebuję ich wsparcia. Nie rozumiałam jak można tak zostawić dziecko i wyjechać na drugi koniec świata. Miałam również świadomość iż prawdopodobnie już nigdy nie będę miała okazji porozmawiać z nimi twarzą w twarz, że już nigdy ich nie przytulę i nigdy nie poczuję ich miłości. Bo mimo wszystkiego wiedziałam i czułam ich miłość na każdym kroku. Myślę że to wszystko wina strachu oraz niepewności. To sprawiło że rodzice postanowili zaprowadzić mnie do ośrodka a nie do zwykłego szpitala. Strach przed tym że mogą kiedyś znaleźć swoje martwe dziecko w łóżku gdy przyjdą obudzić je na śniadanie. Nie pytali mnie o zdanie mimo tego iż byłam dorosła, znaleźli najlepsze miejsce, z najlepszymi lekarzami ale co z tego skoro po pierwsze, byłam 50 km od domu, od swojego łóżka, swoich wspomnień, swojego psa i wszystkich innych rzeczy które sprawiały iż czułam się dobrze i bezpiecznie. Po drugie co z tego że tu jestem, skoro i tak nie ma dla mnie odpowiedniego dawcy który mógłby uratować mi życie?

Pragnęłam żyć jak najdłużej jednak zdawałam sobie sprawę ze swojego obecnego stanu i czułam że mój czas nieubłaganie dobiega końca mimo iż lekarze zdecydowanie zaprzeczali. Widziałam w ich oczach że kłamią, widziałam to w oczach rodziców oraz swojej opiekunki. Na siłę próbują mi udowodnić swoje racje ale ja nie jestem ślepa. Być może to głupie ale myślę że jeśli teraz miałabym umrzeć to odeszłabym spełniona i szczęśliwa ponieważ opuściłabym ten świat z myślą że spełniłam swoje marzenie. Oczywiście jest dużo mniejszych marzeń których już nigdy nie będę miała szansy spełnić ale mimo wszystko staram się o tym nie myśleć tylko skupiać się na tym co jest teraz. Każde wydarzenie chwytam i czerpię z niego jak najwięcej. Pragnę czuć się potrzebna dla wszystkich i może dlatego jeszcze się nie załamałam. Gdybym miała po prostu położyć się do łóżka i nic nie robić cały dzień to myślę że to nie białaczka by mnie zabiła a depresja. Depresja która usilnie próbuje wbić się w moje życie. Może tego nie widać ale czasem mam takie myśli że może jednak sama to wszystko skończyć. Czasami czuję się rozdarta na dwie części. Jedna część jest tą złą, powtarzającą że to wszystko i tak nie ma sensu a drugą jest ta dobra, która powtarza mi że warto walczyć i wygrać tą wojnę. Czasem w to wszystko wkrada się obojętność.

Odłożyłam wszystko co miałam w rękach na bok gdy poczułam wibrację w tylnej kieszeni spodni, Dobrze wiedziałam kto do mnie napisał i nie mogąc nic na to poradzić uśmiech na mojej twarzy poszerzył się maksymalnie. Moja znajomość z Ashtonem bardzo rozwinęła się od czasu jego powrotu do Sydney. Czasem pisząc z nim czuję się jakbyśmy znali się od kilku lat, jakby on był moją bratnią duszą, która zawsze potrafi podnieść mnie na duchu i jest tutaj dla mnie. Czułam jednak że jest coś, co przede mną ukrywa ale nie mogłam go za to winić...w końcu ja też mam przed nim dość istotną tajemnicę. Tak, wciąż nie powiedziałam mu że tak właściwie umieram i każdy sms może być tym ostatnim. Ash stał się dla mnie kimś niezwykle ważnym i świadomość że pewnego dnia mogę już nigdy do niego nie napisać a on będzie żył w niewiedzy, prawdopodobnie obwiniając o to siebie dobijała mnie bardzo. Kilka razy zbierałam się do tego aby wyjawić mu prawdę jednak bałam się odtrącenia. Straciłam już wielu przyjaciół i nie dałabym rady udźwignąć kolejnej straty. Pisząc do niego tamtego dnia nie spodziewałam się tego iż tak bardzo przywiążę się do tego chłopaka i jak bardzo będzie obecny w moich myślach.

Wiedziałam z jak poważnym problemem się zmaga i jak bardzo nie zasługuje na to co dostaje każdego dnia od losu. Gdybym tylko mogła to zabrałabym cały jego ból na siebie aby on mógł być szczęśliwy. Byłam przekonana o tym że jest niesamowicie pięknym człowiekiem nie ważne jak wygląda. Z nam Ashtona jako osobę, nie jako wygląd. Oczywiście byłam ciekawa jak wygląda ale nie chciałam na niego naciskać gdyż on również tego nie robił i nie mogąc nic na to poradzić powoli zaczynałam czuć coś więcej. Nie wiem czy to z powodu tego że po raz pierwszy od bardzo dawna ktoś się mną intresuje czy po prostu powoli się w nim zakochuję. Wołałabym pierwszą opcję bo powiedzmy sobie szczerze – nie mam u niego żadnych szans.

Jako mała dziewczynka zawsze wyobrażałam sobie że będę miała pięknego chłopaka, który byłby w stanie oddać za mnie życie, dla którego byłabym spełnieniem marzeń. W zamian ja mogłabym oddać mu całą swoją miłość oraz zaufanie. Byłabym po prostu szczęśliwa ale życie widać zaplanowało to inaczej. Westchnęłam cicho, odblokowując telefon od razu klikając na odpowiednią ikonkę.

Ash: Dzień dobry :D

Em: raczej dzień dobry popołudniu Ashton hahaha jest już grubo po 13 śpiochu!

Ash: Cóż poradzić mogę na to że budzik w magiczny sposób nie zadzwonił? ¯\_()_/¯

Em: Matko jesteś taki leniwy...z kim ja się zadaje nie wierzę

- Em chodź na obiad – pisnęłam zaskoczona i w ostatniej chwili złapałam telefon który niebezpiecznie zbliżał się ku ziemi. Mary zaśmiała się tylko i objęła mnie w pasie, powoli prowadząc w stronę stołówki. Gdy już tam byłyśmy, zajęłam swoje miejsce i zabrałam się za jedzenie, nie odrywając wzroku od telefonu. Każdy miał tu specjalną dietę która ma uzupełniać wszystkie niedobory ale szczerze mówiąc za bardzo mnie to nie obchodziło i zjadałam wszystko co mi dawali, czasem tylko wynosząc nieudane posiłki. Otrzymałam pudełeczko z lekarstwami – myślę że twój ukochany poczeka na ciebie 3 minutki – opiekunka zaśmiała mi się do ucha odchodząc i zabierając przy tym talerz.

- Mam nadzieję – opowiedziałam jej z lekkim uśmiechem i połknęłam wszystkie tabletki. Musiałam być w jak najlepszej formie na jutrzejszy wielki dzień. Reszta dnia minęła na przygotowywaniach które teraz przyjęły nerwową postać. Znaczy to ja byłam nerwowa i miałam wrażenie że każdy robi wszystko niesamowicie wolno. Nie muszę wspominać że siłą zostałam zaprowadzona do pokoju wieczorem w akompaniamencie nudnego wykładu o tym jak nie szanuję swojego zdrowia przemęczając się w taki sposób. Byłam faktycznie niesamowicie zmęczona i głowa bolała mnie nieznośniej, mimo to gdy leżałam już w swoim łóżku, przykryta po czubek głowy pościelą na moich ustach gościł szeroki uśmiech. Zamknęłam oczy a w głowie miałam jutrzejszy dzień. Po kilku minutach zasnęłam mając nadzieję że za kilka godzin nastąpi najpiękniejszy moment w moim życiu.

Nie pozwól mi zniknąć || A.I.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz