- Mmm... Miłe to twoje mruczenie, Kocie... - szepnęła Marinette.
- Serio? – zdziwił się.
- Jest urocze – potwierdziła, przytulając się do niego. – Wiesz, że ono dobiega tam ze środka?
- Wiem. – Kiwnął głową, wciąż zmieszany tym mruczeniem, nad którym nie potrafił zapanować. A jednocześnie poruszony jej reakcją na nie.
- Nie pomyśl sobie, że chciałabym cię potraktować przedmiotowo, ale przydałbyś mi się od czasu do czasu.
- Żeby ci pomruczeć? – Uśmiechnął się.
- Yhm... Twoje mruczenie może mieć działanie terapeutyczne.
- Lubię być użyteczny, Księżniczko. A co? Masz kłopoty? – Zainteresował się natychmiast.
- Tylko trochę się martwię, Kocie... - szepnęła Marinette.
- Czym się martwisz?
- Będę musiała komuś złamać serce – wyznała nagle.
- Mnie? – spytał cicho i poczuł, że serce mu zamiera.
- Jasne... Dlatego przytulam się do ciebie, żeby cię rzucić. O, jeszcze dla zmyłki cię pocałuję!
- Nie mam nic przeciwko tym zmyłkom. Tylko mnie nie rzucaj.
- Nie rzucę.
- To co to za nieszczęśnik?
- Nie naśmiewaj się. Naprawdę jest mi z tym ciężko.
- Lubisz go?
- No pewnie, że go lubię. Gdybym go nie lubiła, to by mnie to tak nie bolało.
- Ale czy ty go lubisz-lubisz?
- Jest moim przyjacielem – wyznała Marinette. – I tak mi się zdaje... Że on chyba mnie lubi. No wiesz... Lubi-lubi.
- Ooo... - mruknął Czarny Kot, domyślając się od razu, o kim rozmawiają. I sam nie wiedział, czy czuć radość, czy smutek. – A co ci w nim nie pasuje? – spytał wprost, a ona spojrzała na niego, jakby pytał ją o to, czy Ziemia jest okrągła.
- Nie jest tobą – odpowiedziała po prostu.
- A gdyby był mną? – Czarny Kot zapytał z duszą na ramieniu.
- Och, to by rozwiązywało całe mnóstwo problemów. Ale nawet Biedronka nie ma tyle szczęścia w życiu – wyrwało jej się, po czym szybko się poprawiła: - Nie miałaby. Nie miałaby tyle szczęścia.
- Czyli, zaakceptowałabyś moje gorsze wcielenie? – drążył Czarny Kot, zupełnie nie zwróciwszy uwagi na jej potknięcie.
- Jak to: gorsze? – zdziwiła się. – Przecież kiedy nie jesteś Czarnym Kotem nadal jesteś sobą, prawda? Albo raczej będąc Czarnym Kotem, wciąż jesteś sobą.
- To dlaczego kochasz mnie jako Czarnego Kota, a mojemu cywilnemu „ja" chciałaś złamać serce?
- Nie mogę kochać dwóch chłopców na raz – wyznała. – Jednemu z was musiałabym odmówić.
- Czekaj. Czyli gdybym najpierw porozmawiał z tobą jako Adrien, to wtedy byłabyś z nim, a złamałabyś serce Czarnemu Kotu? – dopytywał się i dopiero zszokowane spojrzenie Marinette uświadomiło mu, co powiedział.
- Ja-jako A-Adrien? – wyjąkała.
- Nie ma chyba sensu zaprzeczać – westchnął. – Plagg, chowaj pazury...
Marinette pisnęła cienko, kiedy moment później zobaczyła, że stoi w objęciach Adriena Agreste'a. Właściwie nic się nie zmieniło. Przecież to wciąż był chłopak, którego kochała. I który kochał ją.
- Tego nie było w planach, młody... - mruknął Plagg, chowając się za kołnierzem Adriena. Jego zielone oczy skrzyżowały się spojrzeniem z błękitnymi oczami Marinette. – Mistrz Fu nie będzie zadowolony...
- No i po co to zrobiłeś? – spytała Marinette, przenosząc wzrok na Adriena.
Zarumienił się.
- Przecież i tak się wygadałem.
- Podobnie jak ja! I co z tego?
- Że co? – zdziwił się.
- Nic, nic – zreflektowała się natychmiast.
- Myślę, że nie ma co dłużej ciągnąć tej farsy – wtrącił Plagg. – Żyjcie już długo i szczęśliwie. I dajcie mi święty spokój. Tikki? Jesteś tam, moja słodka?
Marinette zachichotała.
- Nawet ja tak do niej nie mówię. Na twoim miejscu bym liczyła się ze słowami.
- Siedź cicho śpioszku-śmierdzioszku! – odezwał się cienki głosik z pokoju Marinette i Adrien poczuł, że chyba przestał ogarniać rzeczywistość.
- Ja też za tobą tęskniłem! – ucieszył się Plagg i wleciał do środka, zostawiając swojego pana ze zdetonowaną miną.
- Ja nic z tego nie rozumiem. Co to było? – spytał cicho Adrien.
- No cóż... Można powiedzieć, że twój coming-out ma zadziwiające konsekwencje. Nie miałam pojęcia, że oni się tak dobrze znają.
- Jacy oni?
- Adrien, Adrien... Jesteś jednym z najbardziej inteligentnych chłopaków, jakich znam. Dodaj dwa do dwóch. – Uśmiechnęła się do niego, a potem pochyliła się w jego stronę i wyszeptała milimetry od jego ust: - Tak się cieszę, że naprawdę jesteś moim jednym i jedynym, Kocie...
I pocałowała go.
Objął ją mocno i z entuzjazmem kontynuował pocałunki, nie próbując nawet ogarnąć rzeczywistości. Szumiało mu w głowie ze szczęścia. Powiedziała, że jest jednym z najmądrzejszych chłopaków, jakich zna. Pocałowała go. Czyli można było założyć, że jednak straciła dla niego głowę. Reszta go nie obchodziła.
CZYTASZ
Jeden Jedyny
Fiksi PenggemarOpowiadanie z gatunku rzeczywistości alternatywnej - Adrien jest nieszczęśliwie zakochany w Marinette, która najwyraźniej widzi w nim tylko dobrego kolegę, a sama jest zainteresowana kimś innym.