✨ 4

235 47 3
                                    

— Yoonie! — krzyk bruneta rozległ się po całej przestrzeni placu zabaw.

Młodszy z chłopców leżał plackiem, wpatrując się w niebieskie niebo, próbując nie zalać się łzami. Próbował się podnieść, podpierając na wąskich nadgarstkach, jednak nie pozwolił mu ani biegnący w jego stronę Jimin, ani promieniujący ból w dłoni.

— N-nie ruszaj się, zaraz coś wymyślę. — oczka Parka błądziły po małej uliczce przy furtce. — Coś Cię boli?

Blondynek pokiwał głową, wskazując wzrokiem na obolały nadgarstek. Chciał tylko zeskoczyć z drewnianej konstrukcji, ładując na miękkiej trawie, a skończył, gubiąc równowagę, opierając cały ciężar ciała na nieszczęsnej ręce, wnet przekręcając się na plecy. W życiu nie poczuł takiego bólu jak teraz. Patrzył przerażony na klękającego obok hyunga, bojąc się, co nastąpi dalej.

— To tylko obicie. — wziął głęboki oddech. — Ale boli... - mruknął na dodatek.

Spróbował podeprzeć się drugą ręką, by stabilnie usiąść i przeskanować wzrokiem kończynę, która już niedługo da znać o swoim istnieniu, jednak ani Yoongi, ani Jimin nie byli tego świadomi.

- Powinieneś iść do pana doktora. - troskliwy głos Parka wyrwa blondynka z zamyślenia na temat prawdopodobnego złamania kości. - Albo do domu, niech twoja noona to zobaczy, ona będzie wiedzieć co robić.

- Ja nie chce, żeby była złamana. - zawył młodszy, kompletnie nie zwracając uwagi na słowa bruneta. - Ja nie chcę. - pociągnął noskiem, ocierając dłonią wilgotne oczka wpatrzone w zdezorientowanego obiegiem sytuacji przyjaciela.

Jeszcze nigdy niczego nie złamal ni skręcił, a teraz proszę. Jeden mały kroczek za dużo i ból równy byciem przejechanym przez stado dzikich koni. Znaczy, tak mu się wydawało, że to porównanie jest trafione. Ciepły głos bruneta otulał chłopca, ale bariera łez i lamentów była silniejsza. Oboje byli w nowej sytuacji. Nie wiedzieli co robić. Yoongi naprawdę nie chciał wstawać i iść do domu. Jego mama zapewne bardzo by się na niego zezłościła, za bycie taką fajtłapą, a siostra zamartwiała się na śmierć. Ona jako jedyna trzymała jego stronę od najmłodszych lat, ale czy i teraz też by tak było...

- Proszę, nie płacz Yoonie. - mruknął Jimin, ujmując między rączki, czerwoną od łez buźkę. - Bo ja też zacznę. - dodał, krzywiąc się, jakby humor mniejszego zaczął mu się udzielać.

- Nie, nie płacz hyung. - młodszy nagle ocknął się, jego oczy otworzyły się szeroko na widok niezrozumiałego wyrazu twarzy bruneta, a on sam ponownie zaskomlał na skutek zbyt pewnego ruchu ciałem w celu na niby smucącego się Parka. - Auć.

- Musimy powiedzieć twojej mamie, że miałeś wypadek, pamiętasz jej numer? - starszy pognał do małego plecaczka na ławce, po chwili wracając z mocno ściskanym w łapce telefonem z klapką.

Yoongi zmarszczył czoło i pokiwał głową na boki.

- A-a w jest ktoś w domu? - spytał, czując się jak super bohater pomagający innym, gdy go potrzebują.

- Chyba tak. - odparł niepewnie blondyn. Czy to oznaczało, że będzie zmuszony do opowiedzenia historii z fatalnym końcem? - Ale pójdziesz ze mną Jiminnie, prawda? Przy tobie będą łagodniejsi, proszę.

- Jasne! - głośna odpowiedz, odbiła się echem od drzew dookoła.

Nie było późno, słońce dalej górowało na niebie, nie dając znaków o tym, by miało zaraz zajść, plus musiał iść z przyjacielem. Po prostu musiał. Był starszy, przez co odczuł delikatną odpowiedzialność za Mina. Nawet on sam prosił byciu obok. Jimin nie mógł powiedzieć "nie" przyjacielowi, byłoby mu przykro. Po chwili Min stanął na równych nogach, rączką przytrzymując tą obolałą nieruchomo, by oszczędzić sobie i tak piętrzącego się bólu. Zmusił się do małego uśmiechu, ale jego oczęta nadal pokrywały łzy, co jakiś czas spadając na rumiane policzki. Asekurowany przez Parka, opuścił ukochany placyk, ruszając w stronę domu, co kilka chwil upewniając się, że nie idzie sam.

peter pan || yoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz