Część 5. Jesień 2018

124 24 9
                                    


- Nie jestem dziwką – warczy Julia, wrzucając z impetem tackę po kiełbasie do pobliskiego kosza na śmieci.

Oczywiście, nie trafia.

- Nie powiedziałem, że jesteś – odzywa się Peter na tyle spokojnie, na ile jeszcze potrafi.

- Nie, skądże. Użyłeś metafory, dla wzmocnienia efektu. Jak bardzo trzeba mieć naprane do głowy, że powiedzieć coś podobnego kobiecie, którą widzi się trzeci raz w życiu? I jeszcze oczekiwać, że będzie wdzięczna za przestrogę? - wyrzuca z gniewem.

- Czwarty raz – poprawia stoicko. - Powiedziałem tylko, że powinnaś być ostrożna. Takie zabawy mogą się tragicznie skończyć.

- Jakie zabawy?! - wybucha.

- Dobrze wiesz, jakie. W dzień pogrzebu Wiktorii, ten facet, z którym chciałaś jechać, był pijany i agresywny.

- Absurd. Chciał mnie odwieźć do domu.

- Nie możesz być aż tak naiwna – pomrukuje bardziej do siebie niż do niej.

- Nie jestem naiwna – warczy. - Jestem dorosła i niezamężna. Jeśli mam ochotę wypić kilka drinków i uprawiać ostry seks z przypadkowo poznanym mężczyzną, to nikomu nic do tego. Tobie szczególnie.

Nie wierzy własnym uszom.  Ogarnia go pusty śmiech.

- I jeszcze się dziwisz, że porównałem cię do... - urywa, gdyż zauważa, że para stojąca przy zaparkowanym obok samochodzie, przygląda im się z zaciekawieniem.

- Wsiadaj – nakazuje Julii półgłosem. - Odwiozę cię do domu

- Rycerz – puentuje Julia takim tonem, jakby rzucała pod jego adresem jakąś inwektywę. - A ja myślałam, że wszyscy wymarli w piętnastym czy szesnastym wieku.

Peter otwiera przed nią drzwiczki samochodu. Julia pakuje się do środka jak krowa do obory, wypinając na niego pupę, ale oczywiście większość współczesnych kobiet nie wie, jak elegancko wsiadać i wysiadać z auta.

Potem mości się na siedzeniu jak kura na grzędzie, rozpina płaszcz i ostentacyjnie poprawia miseczki stanika. Głupia gęś – myśli Peter. Oczywiście, teraz będzie go prowokować, udowadniać jaka jest wyzwolona i zepsuta.

Peter odpala silnik i wolno rusza.

Julia żąda włączenia radia. Akurat leci przebój Roda Stewarda z lat 90-tych „Some Guys Have All The Luck"

- To o tobie – wypala arogancko

Postanawia to przemilczeć. Nie spodziewał się po niej aż tak dziecinnego zachowania. Na dodatek niepotrzebnie wspomniał o Lisbeth. Teraz będzie mu to wyciągała, sądząc, że to taki wdzięczny temat.

Piosenka płynie, a Julia śpiewa razem z wykonawcą. Popisuje się jak gówniara, choć musi przyznać, że ma niezły głos.

- Jedziemy do ciebie czy do mnie? - wypala niespodziewanie, wprawiając go w kompletną konsternację.

- Sss... słucham? - jąka się Peter.

- Skoro już ustaliliśmy, że jestem tanią dziwką, to pozostaje tylko doprecyzować miejsce i cenę.

- To nie jest zabawne – ostrzega.

- Zapomniałeś zabrać niebieskie tabletki z Rajchu, Peter? Spokojnie, jestem dobra w te klocki i znam takie sztuczki, że nawet wymarłemu rycerzowi wstanie.

Ma na końcu języka, że lepsze od niej spotyka w burdelu przy Heidestrasse, ale się powstrzymuje. Nie zamierza dać się sprowokować i powiedzieć jej, nie przebierając w słowach, co naprawdę o niej myśli. Uważa, że obszedł się z nią łagodnie i tylko zasugerował zmianę pewnych nawyków. Chce wylądować w rynsztoku, proszę bardzo. Pewnego pięknego wieczoru trafi na jakiegoś zwyrodnialca i skończy pocięta na intensywnej terapii, albo w foliowym worku. Co mu do tego.  W ogóle niepotrzebnie dał się w to wciągnąć.

Ostatnie możliwe miejsceWhere stories live. Discover now