Część 23. Zima 2019

109 24 17
                                    

Jest jak huragan. Spontaniczna, żywiołowa i namiętna, taka jak była wtedy, po ich spotkaniu na Kazimierzu, zanim w przypływie nieracjonalnych skrupułów przerwał jej starania. Nareszcie. Po latach zmagania się z oziębłą żoną, szukania namiętności w burdelach i przygodnych znajomościach, Peter dostał ten nieoczekiwany prezent od losu. Julkę.

Ogarnia go błoga senność. Przytomnieje, kiedy uświadamia sobie, że Julka czmychnęła z łóżka i zaczyna się ubierać. Siada na łóżku.

- Wychodzisz już? - podejmuje Peter, rozczarowany. - Zostań.

- Nie, nie mogę. Dzieci będą się niepokoić, nie uprzedzałam, że się spóźnię.

- Zadzwoń do domu. Pójdziemy na kolację. A potem wrócimy i będziemy...

- Nie mogę zostać – przerywa mu stanowczo. - To przecież hotel. Nie można przyjmować gości po dwudziestej drugiej.

W jakim świecie ona żyje?

- A kogo to obchodzi? - śmieje się Peter. - Rano wracam do Niemiec, przyjadę dopiero za dwa tygodnie. Chcę zabrać ze sobą więcej miłych wspomnień.

Łowi jej dłoń i przytyka do ust. Julka stoi przy łóżku, jakby niezdecydowana, więc wstaje i obejmuje ją ramionami. Ze zdumieniem wyczuwa, że Julka sztywnieje pod wpływem tego dotyku. W porządku, uspokaja się w myślach, po prostu potrzebuje trochę czasu, żeby się oswoić z nową sytuacją. Ma tylko nadzieję, że nie zacznie znowu odgrywać cnotki. W końcu sama do niego przyszła, nawet go tym mocno zaskoczyła, bo po ostatnim wieczorze spodziewał się raczej, że długa droga przed nim.

- Spokojnej podróży – mówi Julia z wyraźnym napięciem.

- Dziękuję. Wszystko w porządku? - dopytuje, ujmując jej twarz pod brodę i zmuszając, żeby na niego spojrzała.

- Tak. Pa.

- Pa.

Julka zabiera płaszcz, torebkę i wychodzi. Peter stoi jeszcze przez chwilę na środku pokoju, w końcu decyduje się wrócić do łózka i zdrzemnąć. Łóżkowe figle trochę go wyczerpały, nie jest już młodzieniaszkiem, a ona była po prostu nienasycona. Uśmiecha się z rozmarzeniem, wdycha jej zapach, który pozostał w pościeli i szybko zapada w sen.


Budzi się dopiero rano, przed siódmą. Ma zamiar zadzwonić do Julki, zapytać jak spała, zapewnić ją, że już tęskni i poopowiadać jeszcze inne farmazony, które mają w zwyczaju pleść zakochani, ale trochę mu się nie chce i bardzo się śpieszy. Bierze szybki prysznic i schodzi na śniadanie. Na popołudnie ma zaplanowane ważne spotkanie w swoim biurze w Berlinie w sprawie tych nowych inwestycji w Eberswalde. Może najwyższa pora zmienić nawyki i zacząć latać samolotem? W zasadzie jazda samochodem go nie męczy, ale zaoszczędziłby trochę czasu i nerwów. Choć biorąc pod uwagę przydługie procedury odprawy na lotniskach, niekoniecznie.

Myśli o Julii w drodze, potem już trochę mniej, bo wpada w wir obowiązków i spotkań.

Przed laty jego niefrasobliwość i ślepa wiara w uczciwość ludzką, niemal doprowadziły go do bankructwa, więc nie zamierza tego błędu popełnić ponownie.

Rozmyśla też o Moritzie, zamierza odwiedzić go w sobotę. Ma nadzieję, że przyjaciel niebawem wróci do swoich obowiązków, bo obawia się, że bez jego pomocy nie dokończy spraw związanych z Zuzanną Gertner i Pawłem Kilińskim.

W niedzielę złoży wizytę Charlotte, może nawet pochwali się swoim małym sukcesem... Nie zamierza spędzić tych dwóch tygodni w Berlinie, praktykując celibat. Niby z jakiej racji? Charlotte zatrudniła ostatnio nową dziewczynę, chyba trochę pod jego upodobania, po tym, jak szczegółowo wypytała go o wygląd i typ urody Julii. W żyłach tej małej kurewki z pewnością płynie sporo południowej krwi i ma ten obiecujący błysk w oku...

Ostatnie możliwe miejsceWhere stories live. Discover now