《1》

486 13 0
                                    


Cisza i mgła spowijała całą okolicę, na liściach wciąż połyskiwała rosa, a gdzieś w oddali dało się słyszeć ciche stukanie dzięcioła. Cały las tak jakby wciąż spał, snem spokojnym i cichym. Tak jaby zapomniał o całym źle tego świata. O przelewanej codziennie krwi, o okrucieństwie ludzi wobec swojej rasy. O smrodzie dochodzacym z obozów śmierci, o strachu o jutro.
O tych wszystkich co leżą gdzieś martwi, bez grobu, bez honoru, sami.

"Ale czemu tak dzieje?!"

Te pytania można tak często usłyszeć od matek wysyłajacych swojich synów na wojne. Od ojców patrzacych  na zakrawiony orzełek. Od dzieci szukających swych rodziców. Od żołnierzy siedzących w okopach, ogłoszonych od wybuchu filipinki.

I co im w tedy można odpowiedzieć!?

Co można powiedzieć, jeśli sami zadajemy sobie to pytanie.

Za co ta krew, za co ta śmierć?

Tego tak naprawdę nie wie nikt, ale rozkaz został wydany. I trzeba go wypełnić.

Piątka nie wyraźnych cieni wkroczyła  do starej stodoły. Od razu po wejściu sprawdzili czy są w niej sami, a gdy byli już tego pewni ostatni raz powturzyli plan działania.
-Widzicie ten dom na środku- kobieta o bląd wlosach wskazała na mapie większy budynek, po czym przez przez szczeline potwierdziła ich położenie- W środku jest nasz cel.
Jest nim Gustaw Wayne, łacznik miedzy nami, a Amerykanami. Mamy rozkaz zabrać go stamtąd żywcem i dostarczyć bezpiecznie do bazy w Cichowicach. W domu może być do trzech ludzi jednka na zewnątrz nawet do dwudziestu, a jeśli narobimy hałasu możemy mieć na karku nawet setkę. Wiec broni używamy w ostateczności, jasne Fen?
-Sie rozumie Pani kapitan- barczysty blondy z szarymi oczami uśmiechnął się szarmancko.
-Dobra podzielimy się na trzy zespoły. 
Ja i Trzynastka pójdziemy od prawej i załatwimy telegrafiste i tylu niemków ile się da. Nie mal tak samo robi Czyżyk i Krótki z tą różnicą, że wy bierzecie karabin maszynowy. Trzynastka był wysokim, dobrze zbudowanym brunetem o miodowych oczach, Czyżyk miał pogodne niebieskie oczy i gładką twarz oraz czarne jak wegiel włosy. Krótki zaś był brunetem o oczach w kolorze trawy i posempnej twarzy.
To była dziwna drużyna.
-Fen, ty z koleji musisz dostać się do głównego budynku i wyprowadzić z tamtąd więźnia w bezpieczne miejsce.  Zabijamy w ostateczności, starajcie się ograniczać do ogłuszenia.
Jakieś pytania?-schowała mape do kieszeni jej ciemnego munduru.
-Idzemy po wszystkim na piwo?-Trzynasta nie mógł powstrzymać się od pytania.
-Jasne, ale ty stawiasz. Ruszamy.
Wioska nie była duża, składała się tylko trzech domów i dwóch dużych stoduł. Po lewj stronie od głównego budynku stało trzech żolnierzy gromko się z czegoś śmiejąc. Dwa metry od nich stał karabin przy którym spała kolejna dwójka. Po prawej zaś stronie stała duża ciężarówka, najwyraźniej uszkodzona ponieważ majstrowała przy niej czwórka.ubrudzona w smar. W oknie chaty było widać pracującego telegrafiste i dwójkę czyszczącą broń.
Dziewczyna skradała się cicho do stacych przy wozie ludzi, zważyła w dłoni znaleziony kamień, po czym rzuciła go w miejsce niewidoczne dla nich. Mężczyźni słysząc to wysłali jednego aby to sprawdził, nie wrócił. Poszed kolejny też nie wrócił.
Blondynka podeszła ich od tyłu i zdążyła ze sobą głowy tak silnie aż zemdleli. Z wpomnianego wcześniej  miejsca wyszedł brunet teralnie otrzepujac ręce. Skorzystali otwartego okna wslizgujac się do chaty. Skorzystali z tej samej metody. Po upewnieniu się, że wszystko gra, dziewczyna podeszła do okna i dła sygnał latraką. Nie czekali długo na odpowiedź, a po jej otrzymaniu ruszyli do głównego budynku.
Niemal na wejściu zobaczyli dwóch nieprzytomnych żołnierzy, a w salonie oficer. Fen siedział na fotlu w czapce Niemca i paląc papierosa. Obok rozmasował nadgarstki Gustaw, na jego twarzy było widać lekie since i zaschnieta krew z rozcietej wargi.
Czarne włosy, były z sobą zklejone i przetłuszczone. Widać, że nie mieli czasu na prawdziwe przesłuchanie.
-Dowódca Nina, jak Pan się czuję?- podawanie pełnych danych osobie która mogła w każdej chwili wpaść nigdy nie było dobrym pomysłem, a zwłaszcza w tych podłych czasach.
-Zamarznięty, pobijany i głodny, po za tym dobrze, dziękuję- na jego słowa miodowo oki podał mu wyciągniety z plecaka sweter.
-Czy może Pan iść?-wyjrzała za okno uprawniając się iż są bezpieczni.
-Tak, ale w jednej z stoduł jest zamknieta piąta ludzi  i troje dzieci.
To chyba ich gospodarstwo, jednak teraz nie mogą tu zostać. Jak Grstapo ich znajdzie... zabije.
-Dobrze prowadź, Trzynastka, Krótki spróbujcie odpalić ciężarówkę. Reszta za mną.
Teraz gdy szli dziewczyna mogła dokładnie przyjrzeć się mężczyźnie. Średniego wzrostu, brunet z amerykańską, opaloną cerą.  Oczy szare i szkliste, ciało mimo głodówki silne, a kroki władcze.
-To tutaj- stanoł przed identycznym budynkiem w którym wcześniej chowała się drużyna.
-Czyżyk- na zawołanie chłopak po doszedł do drzwi i zaczoł nasłuchiwać. Oprócz iście sokolego wzroku miał też wspaniały słuch.
-Nie słyszę podkutych butów- otrzepał spodbie z piachu.
-Fen zrób użytek z swoich mięśni- machneła ręką.
Osiłek nie miał wiekszego problemu z podniesieniem zasuwy, do środka wlał się strumień światła. Było tam 8 osób, przestraszonych i skulonych pod ścianą. Matki z tuliły dzieci do dopiersi, a mężczyźni sięgali po widły.
-Nie ma po wodu do obaw, jesteśmy żołnierzami wojska Polskiego. Zabierzemy was w bezpieczne miejsce- uniósła ręce i pokazała metalowy orzełek.
Dzieci jak z procy wystrzeliły w kierunku żołnierzy, tulac i dziękując. Kobiety płakały z ulgą, a chłopi ocierli spocone czoła, podając ręce w znaku podzięki. Jedna z dziewczynek podeszła do Niny i dała jej swoja szmacianą lalke.
-Jest Pani, jednym z aniołów które wyzowlą Polskę?-zapytała z błyskiem w brązowych oczach.
-Nie zbyt chyba nadaje się na anioła- dziewczyna kucneła obok niej.
-Ale musisz nim być! Babcia mówiła, że ludzie w mudurach z srebrnym orzełkiem to anioły które pozwolą nam żyć w wolnej Polsce!-mówiła z wielkim zaangażowaniem.
-Skoro tak- wzięła ja na ręce. Jesteśmy Aniołami Wojny.

Anioły Wojny || Steve RogersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz