Od kilku tygodni w jej głowie tworzył się plan. Plan ucieczki. Plan doskonały. Nie taki jak wszystkie poprzednie, nieudane, niedopracowane, kończące się klęską. Niejednokrotnie próbowała uciekać. Niby wszystko dobrze obmyślone, ale zawsze to samo stało na przeszkodzie. Ona. Ona sama i jej lęki. Zawsze kiedy była tak blisko, kiedy droga do wolności stała otworem, ona wahała się. Stała pod zamkiem i słuchała. Słuchała głosów, które non stop powtarzały, żeby tam nie szła. Szarpała się sama ze sobą. I zawsze kończyło się tym samym... Zamknięciem w wieży. Starej, ponurej, obskurnej wieży. Po tylu nieudanych próbach wydostania się z zamku zastanawiała się czasami, czemu rodzice jej nie zabili gdy była malutka? Przecież mieli taką możliwość. Co to za problem odebrać życie jednej małej istotce? Może oni jednak mieli serce? Nie... Na pewno nie. Gdyby je mieli już dawno zwróciliby jej wolność.
Czasem zdarzało się, że jej myśli bardzo ją dręczyły. Dochodziła do wniosku, że jeśli jej całe życie ma wyglądać tak jak dotychczas, to czy nie lepiej byłoby je zakończyć? Przez te 15 lat przeżyła wiele prób samobójczych... Po dwóch próbach wyskoczenia przez okno, ojciec kazał wstawić w nim kraty. Próbowała inaczej. Chciała się powiesić, ale skąd mogła wziąć linę? Nie potrafiła też zawiązać odpowiedniego węzła więc ta opcja odpadła. Ostatnią szansą jaka jej została, było podcięcie sobie żył... Tego jednak nigdy nie spróbowała. Była zbyt delikatna. Za bardzo bała się bólu. Nie mogła nawet sobie wyobrazić, że z jej nadgarstków może polecieć krew. Nigdy tak naprawdę nie widziała krwi. Jej kolor znała tylko z książek. Po kilku, a może nawet kilkunastu próbach odebrania sobie życia uznała, że to nie ma sensu. Skończyła z tym. Może to nie był przypadek, że za każdym razem udawało jej się przeżyć? Może jej życie naprawdę miało jakiś sens? Może był w nim jakiś ukryty cel, którego ona jak dotąd nie odkryła? Jedynym sposobem na przekonanie się było opuszczenie zamku i to jak najszybciej.
Nadszedł ten dzień. Dzień, w którym Lily miała odzyskać wolność. Wieczorem matka przyniosła jej kolację. To była jedyna okazja, żeby wyjść z pokoju, jedyny moment kiedy drzwi były otwarte. Lily podeszła do matki, popatrzyła jej prosto w oczy i pożegnała się. Tak po prostu, przytuliła ją i pocałowała w policzek. Biedna kobieta była tak zdezorientowana, że nie zauważyła kiedy jej córka zbiegła ze schodów i wybiegła na zewnątrz. Lily nie oglądając się za siebie pędziła jak szalona. Niejeden raz prawie wpadła w drzewo, las był bardzo ciemny i gęsty. Nie biegła jednak długo. Jej kondycja była zbyt słaba na tak długie dystanse. Zatrzymała się. Była przerażona. Jej serce biło bardzo szybko i nie mogła złapać oddechu. Nie miała już odwrotu. Wszędzie dookoła drzewa. W którą stronę ma iść? Gdzie podążać? Nie wiedziała. Była sama, ale miała dziwne uczucie jakby ktoś ją obserwował. Obraz rozmywał jej się przed oczami. Traciła siły. Zemdlała.
CZYTASZ
Lily
Storie breviLily była małą dziewczynka Bojącą się wielkiego, szerokiego świata. Dorastała w ścianach swojego zamku. Niejednokrotnie próbowała z niego uciec...