HIS (no name)

461 36 13
                                    

Długie palce na mojej krtani. Nie mogę zaczerpnąć tchu. Zaciskają się.

Jest dobrze.

Krztuszę się.

Po kilku chwilach dłonie znikają. Powoli odzyskuję ostrość widzenia. Brzuch mam brudny od spermy. Cichy jęk wydobywa się z moich ust.

Koniec. Po wszystkim. Kilka sekund błogiego uniesienia. Pustka.

Wiotki penis ociera się o moje udo. Oblizuję wargi. Było dobrze. Chcę to powiedzieć.

Milczę. Oboje milczymy.

Powoli uspokajam oddech. Wdech, wydech. Rytmicznie. Miarowo.

- Było dobrze.

Świetnie. Fantastycznie. Niesamowicie.

- Tak.

Mój głos jest zachrypnięty. Gardło zaczyna coraz bardziej piec.

- Muszę iść.

- Okej.

Mija minuta. Druga, trzecia, czwarta. A potem jestem sam.

Próbuję się podnieść. Nie daję rady. Śliska sperma pomiedzy udami. Nie obrzydza mnie to. Powinno.

Wzdycham. Wzrok mi się zamazuje. Przymykam oczy. Kilkukrotnie mrugam.

Zadrapania na biodrach pieką. Zmuszam się do wstania. Trzy kroki. Otwarcie drzwi. Dwa kroki. Lustro.

Szyję mam całą w malinkach. Sine ślady na obojczykach. Kilka obrzydliwie czerwonych na udach.

To podniecające. On odchodzi. Ja należę do niego.

Dotykam się. Przejeżdżam dłonią po naznaczonym torsie. Drugą wędruję pomiędzy nogi. Brudzę ją w spermie. Jego spermie.

Jęczę. Podniecam się.

Nie chcę tego. Nie teraz. Cofam ręce.

Wchodzę pod prysznic. Odkręcam zimną wodę. Wypłukuję wspomniania.

Dotyk. Pocałunki. Obietnice.

Uderzam głową o płytki. Wciąż go chcę.

On doskonale o tym wie.

ONE SHOTS // taorisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz