Zajęcia lekcyjne zakończyły się. Ostatni dzień tygodnia roboczego. Butters już dawno odjechał spod szkoły. Kenny widział go z Jimmy'm, wsiadających do szkolnego autobusu. Po tym jak stracił autobus z zasięgu wzroku, poszedł za szkołę do goth'ów. Siedziała ich tam trójka. Jak widać jednego kolegi im odjęło...
— Cześć. — przywitał się McCormick, zwracając tym na siebie uwagę.
— Witaj. — odpowiedzieli jednocześnie Henrietta i Pete.
— Macie fajki? — mruknął blondyn, szukając po kieszeniach drogiej mu zapalniczki w jednorożce.
— Podzielić, czy sprzedać? — zapytał najmłodszy, przeglądający strony księgi w czarnej, skórzanej okładce. Oddawała wrażanie starości, aury tajemnicy i uznania.
— Nie sprzedamy ci, to dość konformistyczna zagrywka, nie jesteśmy handlarzami, no błagam. — prychnęła z pogardą Henrietta, porządnie zaciągając się tytoniem przez *prince'a.
— Jak chcecie, nie dbam o to. — odparł z aprobatą brunet z akcentami karmazynu, podając chłopakowi z dwa papierosy. Kenny był wdzięczny. Podziękował za towar, po czym odszedł, odpalając swoją zdobycz. Nikt już nie zwracał uwagi, że pali, zwłaszcza, że większość ludzi postanowiła się już stamtąd uwinąć.
🏵️🌸🏵️
Postanowiłem pójść do lasu. Coś kazało mi tam iść. Zimna pora panuje nad światem. Zima w South Park to tak jakby nic specjalnego, ale jednak gdy już zapadnie, ma w sobie skrawek wyjątkowości. Pomiędzy drzewami, z góry padają na Kenny'ego promienie słoneczne, którym udało się przecisnąć przez szczeliny. Pod jego ładunkiem uginają się sosnowe konary. Przysiadł sobie pod jednym drzewem, odpalając drugiego papierosa, rozmyślając. "Co za kiepska sytuacja. Nie mam co ze sobą zrobić." Kyle uczy się do konkursu, poza tym jutro i po jutrze też będzie zajęty. Może na pierwszy rzut oka nie wygląda, ale uczęszcza na koszykówkę, jest w drużynie. Nie dość, że w niej jest to jest jednym z najlepszych zawodników. Nie tak dobry jak Token, no ale trzyma poziom, robiąc przy tym nie małe wrażenie. Hm, Stan ponoć też jest zajęty. Tylko, że ten z kolei nigdy nic nie mówi. Kto wie, czy on po prostu nie chciał mieć spokoju, oglądając Netflixa. Ostatnio ma taki jakiś okres, że woli siedzieć sam. Miesiąc temu jeszcze potrafiliśmy spotykać się wspólnie w jego domu, oglądając seriale i grając w gry – planszowe jaki i te na konsole i komputer. Teraz to nie ma o tym mowy. Wydaję mi się, że po prostu potrzebuje wolnej przestrzeni. A co do Erica... lubię go, ale ostatnio też popadł w nieco złe towarzystwo. Nie chcę by mu się przez to wydarzyła jakaś sporsza krzywda, ale jednak to jego życie. Cudu nie uczynię. A co do innych... eh. Innych? A no są. Dla przykładu taki Tweek. Nasza znajomość rozwinęła się przez wspólny interes narkotykowy naszych rodziców. Biedak. Przez tych amatorów kwaśnych jabłek, ich syn popadł nieświadomie w nałóg, dodatkowo nastukując sobie kolejnych problemów. Ogólnie z paczką Craiga McCormick utrzymuję przyjazne relacje. Nawet od podstawówki. Tylko przez to, że ich grupy się gryzły, Kenny "publicznie" zachowywał dystans. Ale co tam opowiadać. McCormick poczuł nostalgiczne wibracje. Jakby za czymś tęsknił. Poczuł ukłucie w klatce piersiowej. Nie było przyjemnie. Podciągnął się więc do góry, gasząc peta. Spojrzał wysoko w górę. Siedział tu z przynajmniej dwie godziny. Lekko przerażające. Czas był dla niego wykresem. Czuł jakby o nim zapomniał, nie brał go pod uwagę. Miał zbolałą duszę. Znów to uczucie... znów ta potrzeba. Potrzeba zrobienia sobie ulgi. Wzbierało się w nim. Wszystko wokół niego zgęstniało. Nie myślał nad tym za wiele, robił wszystko odruchowo, automatycznie. Jak zaprogramowana maszyna autodestrukcji. Wyjął szklaną butelkę po piwie, którą dostał od Stana. Rozbił ją o sąsiednie drzewo. Na taniec fali dźwiękowych, jego źrenice zmniejszyły się. Wziął jeden skrawek, jeżdżąc nim najpierw wzdłuż ręki. Czuł się wyblakły, jak wybielacz. Nie pamiętał od kiedy się taki stał. Gdzie podział się ten cichy dzieciak, którego nic nie ruszało? Stałem się słaby. Brzydził się tego poniekąd, trzeba przyznać. Bo jak nie on, to kto będzie silny? Nikt go nie wyręczy. Stop. Po chwili Kenny odrzuca od siebie szkło. Wpatrując się jak przez zawieruchę na swoje obrzydliwe dzieło. Wytrzymałem miesiąc bez samookaleczania, zasłużyłem. Boże, Szatanie, co ja robię?! Pauza. Wyjął najszybciej jak potrafił bandaże ze swojej kieszeni w spodniach. Kiepsko mu szło. Ręce dostawały ataku konwulsji. W końcu wstał obolały, idąc w stronę "wyjścia". Uspokajał się wewnętrznie, tłumacząc przed sobą, że to tylko bardzo głupia chwila słabości, do której nawet i on miał prawo.
🏵️🌸🏵️
Kenny wędrując przez miasto, przechodził koło sklepu z sukniami. Drzwi od sklepu były otwarte, więc doszła do jego uszu konwersacja swoich dwóch koleżanek z klasy.
— Tamta może i była zbyt rażąca w oczy, z nadmiarem cekinów, ale spokojnie. Znalazłam inną która mogłaby ci się spodobać. — powiedziała czarnowłosa, szarooka – przewodnicząca ich klasy, Wendy. Kenny przystał na moment by się im przysłuchać.
— Nie, nadmiar wzorów. W dodatku zbyt mocno kontrastuje. Nie pasuję do mnie. — stwierdziła jej przyjaciółka Bebe.
— Em... to może ta? — wybrała inną kreacje.
— Nie, koronka jak u starej babci.
— A ta?
— Po co komu te bufki?
— A ta tutaj?
— Wyblakła jakaś.
— Jeny... ty to masz zadatki na potworną pannę młodą. Tylko nie dogodzenia. — burknęła Wendy.
— Nie dogodzenia?! Może sama byś sobie czegoś poszukała? W końcu i tak idziesz tam ze mną. Wtedy zobaczymy kto będzie marudził ze mną! — zrewanżowała się Bebe, tupiąc obcasem o gładką powierzchnię podłogi.
Po chwili, w sklepie, rozległ się chichot Wendy, nie mogła wytrzymać od riposty blondynki. Zielonooka również zaczęła się śmiać, po czym znowu wróciła do poprzedniego zajęcia.
— Przepraszam. — mruknął sucho nieznajomy, który zahaczył ramieniem o blondyna. Jakiś typek w kasztanowych włosach, ubrany w czarny golf z gryzącej wełny. Szedł w grupie jeszcze z dwoma innymi gośćmi. Kenny spojrzał na niego zza ramienia.
— Uważaj na przyszłość jak chodzisz. — burknął szepcząc. Z automatu jego humor zaczął spadać. Nie wiedział co ze sobą zrobić. A mógł coś zrobić? W sumie to mógł. Jego siostra nigdy nie pogardzi zabawą ze swoim starszym braciszkiem.
*Prince — to taki rodzaj fajki. Lekka i smukła.
Okejka, to na tyle w tym rozdziale. Przepraszam jeśli was rozczarowałam, ale musiałam pokazać też stronę problemów jednego z bohaterów. Do następnego!
CZYTASZ
South Park - Potrzebuję kogoś... (Kenny x Butters)
FanficJest to polskie fanfiction o shipie "Bunny", czyli Kenny x Butters. Okładka jest mojego autorstwa, jednakże nie licząc chłopaków. Króliczki i cała reszta już owszem ;) *Dla Dorosłych ---------------------------------------------------- Leopold "Butt...