„Przebaczenie nie jest aktem okazjonalnym, jest stałym nastawieniem" – Martin Luther King Jr.
Harry naciska dzwonek, ściskając w dłoni smycz. Szczeniak Pomeraniana z podekscytowaniem merda ogonem. Minął tydzień, odkąd Styles ostatni raz był w domu, tydzień bez rozmawiania z Louisem, tydzień bez widzenia się z dzieciakami. Całe siedem dni bez nich. Nie mógł już dłużej znieść rozłąki, więc jest tutaj z psem i nadzieją, że zobaczy rodzinę i spędzi z nimi trochę czasu.
Lucas otwiera drzwi, a jego twarz jest pozbawiona emocji, gdy zauważa Harry'ego. Zanim któryś z nich coś powie, pies rzuca się łapami na chłopaka.
– Oh, hej, piesku! – mówi podekscytowany Lucas, nachylając się, by go pogłaskać. – Czyj to pies?
– Twój. – Harry się uśmiecha. – Poszedłem do schroniska, a ona musiała zostać adoptowana i pomyślałem, że to byłby idealny dom dla niej. Ma tu kilka osób, które ją pokochają.
– Czy ona ma imię?
– Nie, jeszcze nie.
– Gabi oszaleje! Zawsze chciała pieska. – Lucas uśmiecha się i wygląda, że nic się nie zmieniło. Przez chwilę życie Harry'ego znowu jest perfekcyjne, jego mąż i dzieci nadal go kochają i ma psa. Bańka mydlana pęka, gdy podchodzi Louis z Joshuą na biodrze.
– Co to jest?
– Cześć. – Harry próbuje się uśmiechnąć, ale Louis nie odwzajemnia gestu. Wygląda na wkurzonego. To najwyraźniej jedyna emocja, którą Harry jest w stanie w nim wywołać. – To szczeniak. Wziąłem ją ze schroniska. Wiem, że dzieciaki zawsze prosiły o psa, więc pomyślałem, że mógłbym wziąć jakiegoś. Chciałem... chciałem też was odwiedzić. To już tydzień..
– Lucas, idź, proszę, z Joshuą do salonu – mówi Lou cicho, podając mu dziecko. Luke wygląda niekomfortowo, ale w końcu bierze brata i wchodzi do domu.
Louis patrzy na Harry'ego i krzyżuje ramiona.
– Nie wierzę, że to robisz. Jesteś niemożliwy, wiesz?
– Co? – Twarz Stylesa zmienia się. Myślał, że szatyn pokocha psa. Nie chciał go rozzłościć.
– Czy nie uważasz, że przyniesienie psa do mojego domu jest tak ważne, że powinieneś porozmawiać ze mną o tym? Nie chcę psa. Wiesz dlaczego? Bo będę jedynym, który będzie się nim zajmował. Dzieciaki tego nie zrobią, a ty tutaj nie mieszkasz, więc cała odpowiedzialność spada na mnie. Jak zwykle zresztą. Pies jest jak kolejne dziecko, a ostatnią rzeczą, jakiej chcę, to kolejne dziecko z tobą.
Te słowa bolą. Mógł powiedzieć tylko „kolejne dziecko", a zamiast tego powiedział „kolejne dziecko z tobą". A to jak wbicie noża prosto w serce i powodowanie cholernego bólu.
– Przepraszam. Chciałem tylko dać dzieciakom coś, co chcieli. Ja nie myślałem, że...
– Jasne, nie myślałeś – warczy Louis. – Jak na lekarza, nie myślisz zbyt dużo ostatnio, tak mi się wydaje.
– Chciałem... chciałem tylko zobaczyć moje dzieci, Louis.
– Ale nie musiałeś, kurwa, po to przywozić psa – warczy szatyn kolejny raz. – Nie będę tym, który złamie im serca, mówiąc, że nie możemy go zatrzymać, więc ty to zrobisz. Muszę łamać ich serduszka każdego dnia, mówiąc im, że papa nie wróci do domu, więc teraz twoja kolej. Idź i złam ich serca, ja z tym skończyłem.
Louis odchodzi, a Harry jęczy. Staje na jebanej głowie i nie ma już pomysłów, jak miałby to naprawić. Jest zmęczony zawodzeniem dzieci, zawodzeniem Louisa, ale nieważne co zrobi – nadal będzie ich zawodzić. Po zebraniu się na odwagę wchodzi do środka z zadowolonym szczeniakiem i podąża za głosem dzieciaków. Siedzą wszyscy wokół stołu, na którym rozłożona jest planszówka, a wszyscy chichoczą i śmieją się, bawiąc się świetnie. Normalnie Lucas i Sophia nie zgodziliby się na udział w czymś takim, mówiąc, że są za starzy, ale teraz, kiedy Harry odszedł, jasne jest, że muszą to robić. Utrzymują atmosferę szczęśliwego domu dla najmłodszych, a Hazz jest wdzięczny, że to robią. Joshua jest oczywiście za mały, ale siedzi na podłodze, głośno się śmiejąc i bawiąc zabawką.
YOU ARE READING
This House No Longer Feels Like Home (nowa wersja)
FanfictionHarry i Louis byli małżeństwem przez dwadzieścia lat. Harry zdradza. Louis płacze. Czy ich małżeństwo przetrwa? Oryginalna praca autorstwa @hilourry dostępna tutaj: archiveofourown. org/works/13262493