Siednioletnia dziewczynka podążała w stronę swojego rodzinnego domu. Wracała z krótkiego spaceru, niosąc w rączce mały bukiecik polnych kwiatków. Wiatr delikatnie muskał rumiane policzki młodej blondynki. Jej jasne włosy lekko powiewały na wierze. Czuła, jakąś siłę, która zbierała się wokół niej. Miała wrażenie, że każda roślina dawała jej pewne ukojenie, które chwilę potem zamieniało się w nieznaną jej energię.
W pewnym momencie wszystko jakby prysnęło. To przedziwne uczucie nagle zniknęło, a ona poczuła w sobie pewien niepokój. Wtedy ujrzała wielki dym unoszący się dokładnie nad jej rodzinnym, niedużym miastem. Coś podpowiadało jej, że powinna tam iść, poszukać rodziców i upewnić się, że nic im nie jest.
Siedmiolatka puściła się biegiem w stronę miasta, które tak dobrze znała jak na swój młody wiek. Nie wypuszczając małego bukiecika z dłoni, biegła ile sił w nogach, by zobaczyć co się stało.Kiedy znajdowała się w takim miejscu, że mogła zobaczyć co dzieje się w mieście położonym pomiędzy górami, przystanęła. Patrzyła jak dziwne roboty strzelają do uciekających mieszkańców. Poczuła w sercu bolesny ucisk, a w jej zielonych oczach zebrały się łzy. Nagły przypływ odwagi zmusił ją do udania się w stronę swojego niedużego domku, w którym mieszkała. Zanim jednak ruszyła do przodu ujrzała dwóch ludzi w beżowo-brązowych szatach ze świecącymi się na zielono i niebiesko dziwnymi mieczami. Dwaj mężczyźni odbijali pociski lecące w ich stronę jak i w stronę niektórych mieszkańców. Robili to z taką gracją i skutecznością jakby coś takiego było u nich na porządku dziennym.
Młoda blondynka zdała sobie sprawę z tego, iż wpatruje się w mężczyzn od kilku minut. Zerwała się biegiem przed siebie kierując się do swojego domu. W pewnym momencie w stronę dziewczynki zaczęły lecieć czerwone pociski, jednak ta jakby czuła z której strony i w jakie miejsce leci pocisk zwinnie ich unikała. Nie miała pojęcia jak to się działo i była tym dość zdziwiona.
Kiedy w końcu znajdowała się w odpowiednim miejscu nie zastała swojego domu. Zastała totalną ruinę.-Mamo?!-krzyknęła.-Tato?!-nie usłyszała odpowiedzi.
Poczuła niewyobrażalną pustkę. Usiadła na ziemi i oparła się plecami o ścianę ruin swojego domu, nie zwracając uwagi na toczącą się walkę wokół niej. Nagle usłyszała zniekształcony głos.
-Wstawać.-powiedział robot mierząc do dziewczynki z blastera. Ona jednak pod wpływem jakiejś siły wyciągnęła rękę przed siebie, a robot odleciał parę metrów dalej, rozbijając się o ścianę jakiegoś domu.
⭑
⋆
⋆
⋆Obi-Wan Kenobi wraz ze swoim mistrzem-Qui-Gonem sprytnie odbijali pociski lecące w ich stronę. Nikt nie wiedział co te bezmózgie roboty robiły na tak spokojnej planecie jak Naboo, a szczególnie w tak małym i niewyróżniającym się od niczego miasteczku. W pewnym momencie dwójka Jedi zobaczyła jak jeden z droidów stoi przed małą dziewczynką, mierząc w nią ze swojego blastera. Mężczyźni spojrzeli na siebie i pędem rzucili się w stronę droida by uchronić dziewczynkę przed przedwczesną śmiercią. Jednak w połowie drogi zatrzymali się gwałtownie i spojrzeli na siedmiolatkę z szokiem i zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Jasnowłosa tak po prostu odepchnęła robota kilka metrów dalej, używając mocy.
Dwójka Jedi jednak szybko się ogarnęła i podbiegła do małej dziewczynki.Qui-Gon uklęknął przy dziewczynce i złapał ją za ramie. W jednej chwili poczuł jak ogromnie silna Moc otacza go z każdej strony. Momentalnie zabrał rękę z ramienia zielonookiej i spojrzał na swojego padawana.
-Nie rozumiem.-szepnął do siebie.
-Czego nie rozumiesz, mistrzu?-zapytał lekko zdezorientowany Obi-Wan.
-Czułeś jakiekolwiek źródło mocy, kiedy tu lądowaliśmy?-zapytał. Młody Jedi pokręcił przecząco głową. Mistrz zaczął się zastanawiać. Dlaczego żaden z nich nie poczuł nawet najmniejszego źródła Mocy, skoro w tej małej istotce jest jej tak wiele? Na to pytanie nie potrafił sobie odpowiedzieć. Przecież kiedy znaleźli Anakina Moc była bardzo wyczuwalna.
Dziewczynka patrzyła się na stojących przed nią dwóch mężczyzn, których widziała wcześniej i przysłuchiwała się ich rozmowie.
-Kim jesteście?-zapytała melodyjnym głosem, marszcząc przy tym uroczo brwi. Dwaj Rycerze Jedi spojrzeli na nią w jednej chwili.
-Ja jestem Qui-Gon, a to jest mój padawan, Obi-Wan.-przedstawił ich starszy mężczyzna.
-Dziwne te wasze imiona.-stwierdziła dziewczynka. Mistrz i jego padawan uśmiechnęli się szeroko, słysząc te słowa.
-Gdzie twoi rodzice?-zapytał Kenobi. Na twarzy dziewczynki zagościł smutek.
-Nie wiem. Wołałam ich, ale mi nie odpowiadali.-powiedziała łamiącym się głosem.-To był mój dom.-wskazała za siebie. Rycerze Jedi od razu zrozumieli, że dziewczynka straciła wszystko co mogło być dla niej cenne w tym wieku-rodziców i dom.
-Jak masz na imię?-padło kolejne pytanie z ust Qui-Gona.
-Haven...-spojrzała na nich.
-Więc Haven... co to za kwiatki w twojej dłoni?-Obi-Wan kucnął przy blondynce.
-Podobają Ci się?-zapytała.
-Bardzo.-powiedział młody Jedi z szerokim i szczerym uśmiechem na twarzy. Dziewczynka spojrzała mu w oczy i wyciągnęła rączkę z kwiatkami przed siebie.
-Proszę.-podała mu mały bukiecik. Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej, niż wcześniej i wziął od dziewczynki podarunek, całując ją w czoło.
-Zatem Haven...-zaczął Qui-Gon. Siedmiolatka spojrzała na niego swoimi dużymi oczami.-Zabieramy cię ze sobą...
CZYTASZ
MOONLIGHT-ANAKIN SKYWALKER
FanficPiękna blondynka stała za drzwiami pomieszczenia, w którym odbywała się rozmowa, od której zależała reszta jej dotychczasowego życia. [...] -Mistrzu, nie byłbym na to gotowy, bałbym się, byłbym wręcz przerażony. Czuje, że nie nadawałbym się do tego...