I

182 12 19
                                    

O dokładnie godzinie 06:30 do pokoju wszedł mój lokaj.
Przez całą noc nie zmrużyłem oka, jestem pełen energii a za razem wyczerpany. Ostatnio mój grafik jest strasznie napięty, nie mogę się zrelaksować.
Powoli wstałem do pozycji siedzącej by przywitać kamerdynera chłodnym spojrzeniem.

- Pańska herbata, My Lord - powiedział ze swym krzywym uśmiechem. Sięgnąłem po filiżankę pełną ciepłego naparu.

- Kojarzę ten zapach. Czy to nie cytrusowa Yerba Mate? - rzekłem, na co kamerdyner tylko kiwną głową. Wziąłem łyka. Moje wnętrze natychmiast poraziło ciepło. Było to stosunkowo przyjemne. Odłożyłem filiżankę, zamykając oczy. Dałem się rozebrać dla Sebastiana a następnie ubrać w niewygodne, lecz pasujące do mojego wyglądu ubranie.
Sebastian kolejno zakładał mi koszulę, zakolanówki, spodenki, marynarkę oraz dodatki. Na sam koniec wsunął na mój kciuk błękitny sygnet, który odziedziczyłem po moim ojcu.

- Czy są jakieś nowe rozkazy, jak i sprawy od królowej? - zapytałem.

- Nie, dzisiaj Pani postanowiła dać ci wolniejszy dzień. Musisz jedynie wypełnić papiery, które leżą na blacie biurka. - powiedział spokojnie, prowadząc mnie do jadalni

Całe szczęście. Nie zabrzmię teraz jak pies królowej, za jakiego mnie spostrzegano, lecz jak rozwydrzone dziecko. Ale szczerze nie chciałem wykonywać więcej prac od królowej. Było to wyczerpujące.

Zasiadłem przy ciemnobrązowym stole. Po paru minutkach oczekiwania w końcu dostałem na talerzu ciepłe śniadanie. Zdziwiłem się, ponieważ Sebastian zawsze wymieniał mi, co znajduje się na talerzu, lecz dzisiaj jest grobowa cisza. Słychać tylko mój drżący oddech.
Gdy łyknąłem naparu, mięśnie przedramienia nie wytrzymały, przez co moja ręka słabnąc oblała całą podłogę, na szczęście omijając moje ciało. Sam poczułem się jak pod wodą, gdy braknie tlenu.

- Bocchan - usłyszałem z ust kamerdynera, jak łapał mnie za talię i dłoń, gdy słabłem i opadłem z krzesła. Podniosłem się na wiotkich nogach.

- zanieś mnie do pokoju - mruknąłem zachrypniętym głosem. - to jest rozkaz RUSZAJ SIĘ. - uniosłem głos nagle. Ujrzałem już tylko zdziwione oczy Sebastiana, a następnie ciemność.
Nie wiem ile to trwało, lecz gdy obudziłem się, był jeszcze ranek.
Spojrzałem na zegar umiejscowiony nad regałem książek. Była ledwie 04:20. Zdziwiłem się. Czy ja... Zemdlałem?

- Widzę, że panicz już nie śpi - usłyszałem obok siebie dobrze znany mi głos.

- Sebastian, co się stało?

- zasłabł pan, a następnie spał dwa dni. - powiedział z prześmiewczym uśmiechem.
To jest jakiś absurd. Jakim cudem mogłem tyle spać? Czy to z wycięczenia?

- Jest pan umówiony na wizytę w rezydencji Trancy - odezwał się kruczoczarnowłosy lokaj po chwili ciszy.
Krew mi odpłynęła z żył.
Najpierw sen przez dwa dni, a teraz to.

_______________________________________

Siedzieliśmy w karocy zmierzającej w kierunku rezydencji dobrze znanemu mi blondyna.
Opieram głowę o rękę, z wyrzutem patrząc na okno.

- Czy coś się stało, Bocchan? - usłyszałem zaniepokojony głos lokaja. Uśmiechnąłem się cynicznie

- Ależ skąd, Sebastianie. - odparłem sucho. Nagle powóz staną, a ja wraz z Sebastianem zmuszeni byliśmy do jego opuszczenia.
Przywitał mnie na sam start zbreźny uśmiech Aloisa oraz jego lokaj. Nie czekając długo, weszliśmy do jego rezydencji i rozpoczęliśmy rozmowę, grając w szachy.
Tylko mój brat i Vincent był w stanie mnie pokonać. Alois non stop przegrywał, przez co zaczął się wkurzać.

- a więc w jakim celu jest to spotkanie? - zapytałem w końcu, po dłuższym słuchaniu jęków zawodu Aloisa. Drgnęła mi brew ze zirytowania.

- Królowa chce, abyśmy razem wzięli udział w pewnej sprawie.

- Jakiejż to sprawie?

- podobno, kobieta która popełniła samobójstwo zaczęła nawiedzać nie tylko męża, ale też i innych mężczyzn po ślubie. Akcja nabrała rozgłosu, gdy pewien bardzo znany w Londynie szlachcic popełnił samobójstwo. - odpowiedział na moje pytanie Trancy. Zacząłem myśleć.
Wtem do pokoju weszli dwaj lokaje. Podali mi oraz Aloisowi filiżankę pełną ciepłego napoju, zwanego potocznie białą herbatą.
Była ona idealna w smaku. Ciekawe kto zaparzał, bo na pewno nie mój kamerdyner
Spojrzałem na Sebastiana z cynicznym, wymuszonym uśmiechem na co on odpowiedział tym samym.
Swój wzrok skierowałem spowrotem na Aloisa

- Kontynuuj.

 || I don't wanna be you anymore || Kuroshitsuji •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz