Rozdział Drugi

150 21 11
                                    

Trzy dni. Tony Stark miał trzy dni spokoju.

Siedząc przy stole, czuł się głęboko rozczarowany, że w ogóle rozważył opcję spędzenia kilku pozbawionych niechcianych atrakcji wieczorów w towarzystwie Pepper i reszty wesołej kompanii. Co jak co, ale kolejnego globalnego kryzysu powinien był się spodziewać. W końcu nie bez przyczyny uważany był za jednego z najinteligentniejszych ludzi na świecie. Najwidoczniej inteligencja i mądrość rzeczywiście miały niewiele wspólnego.

Po bitwie o Nowy Jork oraz po zniszczeniu willi Tony'ego w Malibu (a także serii pomniejszych wydarzeń, które niczym przewracające się kostki Domino prowadziły jedne do drugich), dziwnym trafem grupa ziemskich herosów, nazwana dla celów marketingowych Avengersami, zamieszkała w świeżo wyremontowanej Wieży Starka, również przemianowanej na Wieżę Avengers (ponownie — zastrzeżenie nazwy dla Stark Industries, kwestie prawne i tak dalej). Zmuszeni do koegzystowania w jednym budynku i wpadania na siebie co kilka godzin, Avengersi uznali, że trzeba zrobić coś co zbliży ich do siebie, nie jako współpracowników i współlokatorów, ale jako przyjaciół.

Takim oto sposobem powstały wspólne codzienne kolacje, które każdego dnia inny członek grupy był zobowiązany zorganizować. Metoda zdawała się działać, gdyż szybko więzy między bohaterami pogłębiły się i zacieśniły. W końcu nic tak nie zbliża ludzi jak dobre jedzenie i butelka piwa, oraz partyjka Uno po posiłku.

Dlatego, kiedy JARVIS odezwał się prywatnie w słuchawce Tony'ego około godziny dwudziestej, mężczyzna dziękował w duchu, że nakazał AI obnosić się dyskretnie z wszelkimi niepokojącymi wiadomościami przeznaczonymi dla jego uszu, tylko i wyłącznie. Oraz że kilka dni wcześniej nikogo nie niepokoił egzystencją pewnej szemranej czternastolatki oraz jej wątpliwymi umiejętnościami.

Sir, niejaka Lucy znowu zaczęła działać.

Kawałek pepperoni, który właśnie przełykał, utknął mu w gardle i mężczyzna zaczął się krztusić. Łzy napłynęły mu do oczu, kiedy ciałem wstrząsały kolejne spazmy kaszlu. Skutecznie zasłoniło mu wizję, więc nie widział zaniepokojonych i zaalarmowanych spojrzeń przyjaciół. Kiedy w końcu udało mu się uspokoić na tyle, że był w stanie oddychać, złapał za szklankę i ukoił podrażnione gardło kilkoma solidnymi łykami wody.

— Wszystko w porządku? — Niepewny głos Bruce'a Bannera przywrócił go do rzeczywistości. Raptownie poderwał głowę i napotkał sześć par wpatrzonych w niego oczu.

— C-co? Tak, pewnie, dlaczego miałoby nie być?

— Prawie się udusiłeś — wtrącił Steve, rzucając mu spojrzenie spod zmarszczonych brwi. Tony nie lubił tego konkretnego typu „Kapitan Ameryka jest tobą rozczarowany" wzroku.

— Pepperoni było bardzo ostre — odparł od razu Tony, broniąc się. Upił kolejny łyk wody dla potwierdzenia swoich słów, jakoby nadal paliło go gardło. Co zadziwiająco nie było zbyt dalekie od prawdy. — Boże, serio musieli przesadzić z papryczką chili, żebym tak zareagował...

— Tony. Jesteś blady — powiedziała bezbarwnie Natasha, mrużąc swoje magnetyczne, zielone oczy.

— To przez papryczkę. Chyba musiała mi zaszkodzić — wymamrotał słabo i podniósł się z krzesła. Musiał się stąd jak najszybciej wydostać. Już. — Wybaczcie mi na chwilę, ale chyba muszę... Zdecydowanie muszę do toalety!

Nie czekając na ich odpowiedź, odwrócił się na pięcie i niemal podbiegł do metalowych drzwi windy. Miał głęboko w poważaniu fakt, że łazienka znajdowała się dosłownie po drugiej stronie pomieszczenia i że reszta będzie jeszcze bardziej podejrzliwa w stosunku do niego po dzisiejszym wieczorze.

Antidotum Śmierci || Tony StarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz