rozdział 2

77 3 0
                                    

Następnego dnia ciężko było mi uwierzyć we wszystko co działo się wczoraj, a w szczególności ile szczęścia miałam. Gdyby nie Colson, to z pewnością skończyła bym na ojomie.

Kiedy około dziesiątej wstałam odrazu zadzwoniłam do Agnes i opowiedziałam jej o wczorajszej sytuacji. Dziewczyna była dość zaskoczona tym co zaproponował mi Colson i całym obrotem sprawy, bo jak przyznała nie pamiętała za dużo z wczorajszego wieczoru.

Max z kolei wstał wcześniej odemnie i poszedł do sklepu, żeby kupić rzeczy na śniadanie. Kiedy wrócił usiedlismy do stołu i zaczęliśmy jeść.

— Jak po wczorajszej imprezie?? — zapytał spoglądając na mnie uważnie.

— Eh, było ciekawie? — nie widziałam czy mówić mu o prawdziwej wersji wydarzeń, ponieważ był straszną paplą i ręczę że za kilka dni zadzwoniłaby do mnie mama z wyrzutami — jeśli powiesz o tym mamie to obiecuję że zrobię Ci krzywdę — mówiąc wskazałam na jej zdjęcie stojące na komodzie — Jak wiesz pojechałam z Morgan do klubu, trochę wypiłyśmy, a potem jakiś koleś zrobił mi to — poprostu pokazałam mu nadal lekko opuchnięte palce — potem pomógł mi jakiś chłopak w sumie tyle. — zupełnie nie wiedziałam dlaczego Agnes tak ekscytowała się tą historią.

— Byłaś z tym w szpitalu?? — zapytał przywołując mnie do rzeczywistości.

— Tak, nastawili mi palce i przyjechałam do domu ,na szczęście nie było cię jak wróciłam.

Naprawdę cieszyłam się z tego bo po tylu emocjonujących wydarzeniach nie byłabym dobrą kompanką do pogaduszek.
Naszą i tak niezbyt długą rozmowę przerwał telefon jak zwykle numer nie znany.

— Przepraszam muszę odebrać — chwyciłam komórkę i pobiegłam z nią do swojego pokoju.

Cześć Madie, tu Colson mam nadzieję, że zarezerwowalas dla mnie dzisiaj trochę czasu — mimowolnie się uśmiechnęłam i tym razem zagryzanie wargi w niczym nie pomogło.

Hej, jasne może osiemnasta? — zapytałam wciąż szczerząc się do telefonu.

Świetnie przyjadę po ciebie, do zobaczenia. — rozłączył się.

Byłam pewna że nie zadzwoni, ale miło mnie zaskoczył. Ponieważ jego numer cały czas wyświetlał się na ekranie dodałam go do listy kontaktów.

Po jakimś czasie bezcelowego szwędania się po domu i długich rozmowach telefonicznych z Agnes nastała osiemnasta, a ja już gotowa czekałam na wiadomość od Kellsa.

Colson
Czekam przed wejściem słońce :)

Kiedy tylko ją odczytałam ponownie nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Mimo to nie wiedziałam że po jednym spodkaniu o ile można je tak nazwać byliśmy na tym poziomie relacji, ale pozbywajac się bezsensownych rozmyślań zabrałam czarny worek z kanapy, pożegnałam się z Maxem i zeszłam na dół.

— Byłam pewna że nie zadzwonisz — to było pierwsze co do niego powiedziałam po wyjściu z budynku.

— Za kogo ty mnie uważasz co? — mówiąc to teatralne złapał się za serce.

— Wybawcę?? — mimowolnie zaśmiałam się na wspomnienie wczorajszych wydarzeń, chociaż wtedy nie zbyt mnie to bawiło — Naprawdę ci dziękuję.

— Wiesz przecież , że nie masz za co Mad, uważam że każdej pięknej dziewczynie powinno się pomagać, zwłaszcza w takiej sytuacji.

Obydwoje na chwilę spoważnieliśmy, ale za chwile ten nastrój poszedł w odstawkę.

— Zabieram cię w naprawdę świetne miejsce, mam nadzieję że Ci się spodoba. — rzucił nadal koncentrując się na drodze.

— Jesteśmy — powiedział po około dziesięciu minutach jazdy Kells, następnie zaparkował, a ja zoriętowałam się że jesteśmy w centrum Manchatanu.

— Musisz zamknąć oczy — powiedział podnosząc mnie.

— Hej co robisz?! — krzyknęłam, bo ruch uliczny zagłuszał ton mojego głosu.

— Spokojnie nie zrobię Ci krzywdy — Colson umocnił swój chwyt i podniósł mnie na tak zwaną pannę młodą — Złap się mojego karku będę wchodził po schodach — oznajmił a ja nie wierzyłam w to co powiedział.

— Jezu jestem zaciężka, lepiej mnie odstaw.. — Kells tylko się zaśmiał.

— Jesteś tak lekka, że zaniósłbym cię tam na jednej ręce.

W końcu dotarliśmy do miejsca docelowego.

— Możesz otworzyć oczy — szepnął delikatnie do mojego ucha, a ja wykonując jego polecenie uchyliłam powieki.

— Boże tu jest pięknie!!! — krzyknęłam po raz drugi i w przypływie emocji się do niego przytuliłam.

Colson momentalnie zesztywniał, ale po chwili nachylił się i pocałował mnie w czoło. Jak nie trudno wywnioskować momentalnie się zaczerwieniłam.

— Sam to przygotowałeś?? — zapytałam lekko się od niego odsuwając i starajac się ogarnąć wzrokiem to co nas otaczało.

— Tak — nerwowo podrapał się po karku — ale podoba Ci się??

Nawet nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć bo było tu wprost genialnie. Jak przypuszczałam, byliśmy na dachu jakiegoś strasznie wysokiego wieżowca skąd doskonale widać było cały Nowy York.

— Tu jest świetnie, naprawdę. Nigdy nieprzypuszczała bym, że pokażesz mi coś tak niesamowitego. — nie zdobyłam się na nic więcej bo poprostu zaparło mi dech w piersiach.

— Opowiesz mi coś o sobie?? — pytanie Colsona natychmiast wybudziło mnie z transu.

— Jeśli chcesz, ale uprzedzam że to nie będzie nic ciekawego. — oznajmiłam, ale po chwili zaczęłam mówić widząc jego ponaglające spojrzenie. — Nazywam się Madeleine Stewart, mam 19 lat, studiuję prawo i niedawno zdałam pierwszy rok. We wrześniu zeszłego roku, razem z moim bratem Maxem wyprowadziliśmy się od rodziców i zamieszkaliśmy w Nowym Yorku, konkretnie Manchatanie. Mam tu trochę znajomych i lubię imprezować, ale to chyba już wiesz — zaśmiałam się, a on kiwając głową mi przytaknął.

— To wcale nie było nudne — Colson ugiętą ręką w łokciu otoczył moją szyję i potargał mi włosy.

— Teraz ty, naprawdę jestem ciekawa kto wczoraj uratował moją twarz. —kurcze zauważyłam, że od wczoraj cały czas się uśmiecham

— Okej w takim razie, nazywam się Colson Baker, mam *24 lata, mieszkam w Cleveland, ale do końca czerwca przebywam w Manchatanie, nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć.

— Ile masz tatuaży? — wypaliłam odrazu, ale w sumie kogo na moim miejscu by to nie interesowało?

— Szczerze jakoś po jedenastym przestałem liczyć — byłam pod wrażeniem bo chyba poraz pierwszy spotkałam kogoś z taką ilością dziar.

W pewnym momencie Kells zaczął podwijac swoją bluzę, a następnie koszulkę pokazując mi trzy X na dole brzucha, ceglany mur na jego środku, czarne szelki ciągnące się do ramion i pajęczynę pod prawą piersią. Osobiście nie zdecydowała bym się na żaden z tych tatuaży, ale na jego ciele i w tej kompozycji wyglądały cudownie.

— Są genjalnie..— powoli wyciągnęłam rękę w stronę X'ów i przejechałam po nich opuszkami palców.

Colson zadrżał pod wpływem mojego dotyku, a ja zaśmiałam się na ten rodzaj odczucia.

— Twoje ciało dziwnie reaguje na mój dotyk.

"Nothing's that bad
If it feels good
So you come back
Like I knew you would
And we're both wild
And the night's young
And you're my drug"
Breathe you in 'til my

*Na potrzebę książki trochę odmłodziłam Colsona

darkness overwhelms usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz