rozdział 6

35 2 0
                                    

Tydzień po tygodniu coraz bardziej zakochiwałam się wysokim blondynie i co gorsza nie byłam w stanie nic z tym zrobić. To się działo, a moje serce skutecznie odcięło wszelki rozum od mojego ciała. Z drugiej strony to wszystko działo się strasznie szybko i czułam ze powoli tracę kontrole. Colson bardzo imponował mi swoimi gestami, nastawieniem i ogólnym stosunkiem do mojej osoby wiec myślę, że to w dużej mierze miało wpływ na moje odczucia.

Max nadal miał problem z zaakceptowaniem naszej relacji która była dość specyficzna. Kells i ja nie byliśmy razem, ale jak już zdążyłam kiedyś napomknąć zachowywaliśmy się jakbyśmy ze sobą kręcili od dłuższego czasu. I w sumie tak było bo przez dwa miesiące naszej znajomości wydarzyło się sporo emocjonujących i bardzo przyjemnych chwil , oczywiście zdarzały się również ostrzejsze wymiany zdań zwane potocznie kłótniami, ale nie rzucały one złego światła na bogaty całokształt.

Dzisiaj czekało mnie sporo pracy bo pomimo tego, że skończyłam pierwszy rok studiów i miałam wolne musiałam zadbać o dokumentacje oraz różne plany na uczelnię, wiec nie tracące czasu zabrałam się za uzupełnianie segregatorów odpowiednimi papierami.

— Co robisz? — zapytał mój brat wychylając jedynie swoją głowę zza framugi drzwi.

— Porządkuje dokumenty do szkoły — odpowiedziałam nie odrywając wzroku od indeksu i jakiejś kartki z zagadnieniami z przedsiębiorczości.

— Nie szkoda ci na to czasu?? — Max jak mniemam nie widział żadnego sensu w moich działaniach.

— Muszę to zrobić bo został mi tylko miesiąc do rozpoczęcia kolejnego roku — wzruszyłam ramionami.
Zaczynał się sierpień wiec musiałam powoli oganiać to wszystko dodatkowo biorąc pod uwagę fakt, że chciałabym poleciec jeszcze gdzieś na króciutkie wakacje.

Max przygotowywał dziś gofry na obiad, więc ja po trzech godzinach udawania księgowej mogłam chwile odsapnąć. Po krótkim zastanowieniu odpaliłam trzeci sezon Ricka i Morty'iego i leżąc pod kołdrą dochodziłam do siebie.

Colsona nie było już pare dni w mieście bo musiał załatwić pare rzeczy ze swoimi rodzicami w Cleveland. Nie wiem dokładnie o co chodziło, ale Baker zdążył napomknąć mi o jakimś barze i pieniądzach co na tą chwilę mi wystarczało. Wiedziałam, że był odpowiedzialny i w razie czego potrafił o siebie zadbać oraz w przeciwieństwie do mnie nie zbyt często pakował się w kłopoty. Moje rozmyślania przerwał głośny dźwięk jaki wydawał mój telefon na znak otrzymanej wiadomości.

Agnes
Madeline gdzie jesteś?

Musiałam zastanowić się chwilę zanim dotarło do mnie o co chodzi dziewczynie. O 12.00 miałyśmy spotkać się z naszą przyjaciółką z liceum. Oczywiście kompletnie o tym zapomniałam.

Sammy Walker była drobną brunetką , która po skończeniu trzeciej klasy wyjechała z Manhattanu i przeprowadziła się na Brooklyn. W szkole średniej bardzo się ze sobą zżyłyśmy, ale po jej niefortunnej przeprowadzce kontakt znacznie osłabł.
Wracając, jeśli napisałabym, że zapomniałam Age by mnie ubiła, wiec jedyną sensowną opcją było ekspresowe ogarnianie się, próba wygrania wyścigu z czasem i bardzo szybki rajd po amerykańskich ulicach.

Mad
Zaraz będę , kocham :)))

Po piętnastu minutach byłam na miejscu. Przepiękna restauracja Locanda Verde prezentowała się genialnie, wiec szybkim krokiem skierowałam się do środka.
Dziewczyny siedziały na otapicerowanych kanapach przy szklanym czarnym stole.

— Sam!!! — krzyknęłam i wręcz rzuciłam się w stronę przyjaciółki — kopę lat haha —Naprawdę brakowało mi towarzystwa tej krejzolki. Ona i Agnes były dla mnie zawsze ogromnym wsparciem.

— Opowiadaj co u ciebie —  zapytała zniecierpliwiona Age , która tak samo jak ja była podekscytowana całą tą sytuacją.

Razem z dziewczynami przegadałyśmy kolejne dwie i pół godziny przegryzając w najlepsze pizzę i włoskie makarony. Czas jednak naglił więc pożegnałyśmy się i każda wróciła do swojego domu.

Miałam bardzo dobry humor wiec zanim zjawiłam się w swoim mieszkaniu postanowiłam zahaczyć do market w, którym kupiłam lody , popcorn i chipsy na wieczorny seans filmowy.
Żeby tego było mało mój brat posprzątał w salonie wiec euforia mojej psychiki przekroczyła wszelkie granice.
Przygotowałam jedzenie , miejsce na kanapie i film wiec razem z Maxem zaczęliśmy oglądać Simpson'ów.

W między czasie zadzwoniłam do Kellsa z którym ustaliliśmy ze jutro rano odbiorę go z lotniska. Cleveland w końcu znajdowało się w Ohio do którego lot samolotem był najkrótszą drogą. Baker i ja nie widzieliśmy się w sumie przez dziesięć  dni wiec delikatnie zaczynało mi go brakować, bo przez cały czas naszej znajomosci zdążyłam się do niego dość mocno przywiązać.

Po skończonym oglądaniu razem z Maxem posprzątaliśmy resztki  jedzenia i koce. Młody poszedł spać, a ja postanowiłam, że jeszcze się wykompię.
Zawsze kiedy to robię wpadam wręcz w trans myślowy i jak nie trudno się domyślić tak było i tym razem.
Myślałam o przyszłości. Jak to wszystko się ułoży, co zrobię po studiach jeśli w ogóle starczy mi sił na ich ukończenie? Może zamieszkam z Colsonem gdzieś daleko i nie będę przejmować się nikim? Nie wiem, wyjdzie w praniu. Umyłam się i wraz z szybkim płukaniem zostawiłam wszystkie rozterki w ramach białej wanny.
Jutro ciężki dzień.

Wstałam całkiem wcześnie bo około dziewiątej rano. Stwierdziłam, że obudzę Maxa i tak też zrobiłam. Później zjedliśmy razem śniadanie, które przygotowałam i punkt dziesiąta zaczęliśmy krótki poranny jogging. Bardzo lubiłam biegać ponieważ w jakiś sposób mnie to wyzwalało. Czułam się zależna tylko i wyłącznie od siebie, a to było dla mnie najważniejsze.  Niezależność. W dużej mierze pewnie dlatego kiedy tylko skończyłam osiemnaście lat w trybie natychmiastowym opuściłam swój rodzinny dom w Atlancie i zamieszkałam w centrum Manhattanu.  Kiedy już uporaliśmy się z bieganiem wzięłam szybki prysznic, ubrałam się we wcześniej naszykowane ubrania i ruszałam na lotnisko.
Samolot miał lądować o jedenastej trzydzieści pięć, wiec zjawiłam się w samą porę.

Wyobraźcie sobie moje szczęście kiedy po  długiej nieobecności Colson  stojąc na przeciwko mnie z pociesznym uśmiechem na ustach machał do mnie tą swoją ogromną dłonią.

—Kocham Cię bardziej niż wczoraj i mniej niż jutro


Why don't you throw me in the damn flame?
Bury me in gold chains
Throw me in the damn flame
I'm waitin' on the rain to come and wash it all away
Why don't you throw me in the damn flame?
Bury me in gold chains
Throw me in the damn flame
All alone in the glass house
Lie awake 'til the sun's out
Pink sky when you come down
M3 in the driveway
Caffeine for the heartache
Never wanna have it my way

darkness overwhelms usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz