rozdział 4

56 3 0
                                    

- Wiesz kiedy jedziemy na kontrole twojej ręki? - nagle zapytał Kells obkręcając sobie pasmo moich włosów na palcu.

- Lekarz dał mi termin na za dwa dni ale szczerze niechce mi się czekać. — odpowiedziałam patrząc się w bliżej nie określony punkt.

Ręka wyglądała dobrze i nie wiedziałam dlaczego kazali czekać mi jeszcze jeden dzień. Ostatecznie ustaliliśmy, że pojedziemy tam dzisiaj.
Oczywiście nie chciałam żeby Colson przezemnie znowu zmarnował sobie dzień, ale ten uparcie twierdził że wożenie mnie w tę i spowrotem po Nowym Yorku to świetny sposób na spędzanie popołudnia.

Ponieważ już od jakiegoś czasu siedzieliśmy u mnie w domu, poszłam do pokoju przebrać się w bardziej odpowiednie ubrania. Kiedy byłam gotowa razem z Kellsem wyszliśmy z mieszkania.

Szpital znajdował się jakieś dwadzieścia minut drogi od mojego domu, więc po wejściu do samochodu odrazu włączyłam radio żeby umilić ten czas.

— Stało się coś ??? — Colson jakby wyczuł moje bezsensowne poddenerwowanie. — Chodzi o tego lekarza??

— Wiesz Kelly w sumie nie wiem, poprostu mam dziwne wrażenie że właśnie teraz coś ważnego mnie omija — nie wiem czy to teraz było trafnym określeniem bo od dobrych dwóch miesięcy czułam się dość specyficznie. Chociaż przez ostatnie dni i wszystkie wydarzenia z nimi związane jakoś przestała myśleć na odległe i bardziej filozoficzne tematy.

— Przepraszam że męczę cię moimi niecodziennym odczuciami..

— To normalne — przerwał mi nie pozwalając dokończyć — Każdy z nas o czym rozmyśla w mniej lub bardziej widoczny sposób. Nie masz się czym przejmować.

Może faktycznie miał rację i bezpodstawnie a przede wszystkim bezsensownie robiłam problem z niczego.

— Cieszę się że pomagasz mi stanąć na nogi — pocałowałam go w policzek — Poprostu spadłeś mi z nieba. — Colson zarumienił się, ale ostatecznie dostałam całusa w nos.

Za dosłownie chwile zaparkowaliśmy pod szpitalem. Kiedy weszliśmy do środka podeszłam do recepcji i poprosiłam o możliwość spotkania się z lekarzem. Ten pojawił się lada moment. Na spokojnie sprawdził stan moich palców i potwierdził nasze przypuszczenia o tym, że jest już z nimi wporzadku.

— Pojedźmy do kręgielni — niespodziewanie zaproponował Colson. — Chyba możemy tak? — mrugnął do mnie prowokująco.

— Okey, ale bądź świadomy tego, że przegrasz.. — Kells tylko zaśmiał się w odpowiedzi — Nie wiem co cie bawi, ale jestem świetna w kręgle!! — krzyknęłam, ale potem przez chwilę jechaliśmy w ciszy. — Houston mamy mały problem — odezwałam się ją przerywając.

— Odbiór, co jest nie tak?? — udawał że podnosi słuchawkę.

— Nie mam odpowiednich ciuchów — dam wiarę , że słyszałam jak przewrócił oczami i zaśmiał się cicho — Planowałem to wyjście, więc wziąłem ci moją najładniejsza bluzę — podał mi ją i jeżeli powiedziała bym, że mi się nie podoba zajebiście bym skłamała.

Była śliczna, pastelowo fioletowa, a do tego wspaniałe nim pachniała.

— Jesteś najlepszy... — poczochrałam mu włosy.

— Powiedz mi coś czego nie wiem.. — odpowiedział i zaparkowaliśmy.

Weszliśmy do ładnie wyglądającego budynku, który łączył że sobą kręgielnię, restaurację i klub.
Rozglądając się za stolikiem, gdzie będziemy mogli zostawić swoje rzeczy dostrzegam dobrze znaną mi twarz.

Gdzieś w rogu na czarnych pikowanych kanapach siedziała Agnes w towarzystwie chłopaka z dosyć bujną czupryną. Przez chwilę biłam się z myślami, ale w końcu pociągnęłam Colsona za rękę i ruszyłam w tamtą stronę.

— Widzę, że się dobrze bawisz beze mnie — zaśmiałam się posyłając jej promienny uśmiech. — Nie chwaliłaś się , że kogoś poznałaś. — wskazała na chłopaka siedzącego obok.

— A ty nie mówiłaś, że udało Ci się wyrwać takiego przystojniaka — zaprobowała w taki sam sposób wskazując na Kellsa.

— Heej ja tu jestem — Baker odezwał się i położył swoją rękę na moich barkach — ale interesuje mnie ta Pani — pocałował mnie w czoło co przy moim metr siedemdziesiąt i jego metr dziewięćdziesiąt trzy nie było zbyt trudne.

— Spokojnie Colson tak? — zapytala Agnes a on przytaknął jej ruchem głowy — Ja też znalazłam swój obiekt zainteresowań — Ciemno włosy chłopak siedzący do tej pory cicho tuż obok niej wstał i wyciagnął rękę w moja stronę.

— Bardzo miło mi was poznać, Finn Collins — uścisnęłam jego dłoń.

— Tak nam też, może macie ochotę na małą partyjkę kregli? — Kells uśmiechnął się jakby coś planował — Mały turniej par? — sugestywnie poruszył brwiami przez co dostał odemnie kuksańca w bok —  Z tęgo co mi wiadomo nie jesteśmy razem skarbie .

— Marudzisz..

— W sumie czemu nie — Morgan z chłopakiem wstała, a ja z Colsonem mogliśmy nareszcie odłożyć swoje rzeczy.

Finn postanowił że zarezerwuje nam tor, więc pobiegł do punktu obsługi i za chwilę pomachał do nas jednocześnie dając do zrozumienia, że wszystko się udało i możemy przyjść.

— Ślicznie wyglądasz w mojej bluzie — Kells szepnął, a mnie przeszedł przyjemnny dreszcz.

— Ładnemu we wszystkim ładnie kochanie — roześmiałam się i po raz kolejny ciągnąc go za sobą, pobiegłam w stronę torów do gry.

Na dziwnym multimedialnym ekranie który wisiał nad naszą ławą wprowadziliśmy nasze imiona i zaczęliśmy rzucać. Oczywiście nie chwaląc się ją naprawdę umiałam grać w kręgle, ale Colson..
Szkoda gadać bo to łamaga jak ich wiele.

Za pierwszym razem zupełnie nie trafił w nasz tor, ponieważ kula po silnym wyrzucie poturlała się na sąsiednią dzięki bogu nie użytkowanią planszę.

Na szczęście z każdym rzutem o ile te pierwsze można tak w ogóle  nazwać szło mu coraz lepiej. Właśnie wtedy nasza mała gierka zmieniła się w prawie między galaktyczne zawody kręglarzy w których Finn i Kells że sobą rywalizowali, bardzo zacięcie.

Colson wziął czerwoną kulę do ręki i rzucił ją w stronę kręgli, które ku zdziwieniu wszystkich obecnych co do jednego się poprzewracały. Bardzo ale to bardzo się ucieszyłam bo był to nasz ostatni rzut na dzisiaj i to Baker chciał go wykonać, nie powiem byłam z niego bardzo dumna.

— Hahah widzieliście to?! Tylko zobaczcie kto zdobył aż dziesięć dodatkowych punktów!! Kto? Oczywiście, że Finn!! — krzyknął Collins przerywając mój moment zachwytu. Chłopak wydawał się bardzo podekscytowany swoim osiągnięciem.

— Wygraliśmy!!! — Agnes przytuliła się do czarnowłosego pokazując tym samym że to nasza dwójka poległa dzisiaj po całości.

— Przynajmniej nauczyłeś się grać w kręgle..— zaczęłam na pocieszenie, ale Colson totalnie mnie zignorował.

— Wiesz że to wszystko przez ciebie.. — uśmiechnął się do mnie

— Marudzisz..


What a week
We made it to the bar 'cause we need to heal up
You gotta play for keeps
'Cause aces tend to stay with dealers
You got to believe it
But I'm a sinner too so I ain't preachin'
Just keep on dreamin'
'Cause all the bad days come for good reasons

*jeju strasznie przepraszam was za tak okropnie nudny rozdział. Naprawdę ciężko mi się go pisało, aczkolwiek mam nadziej ze wybaczcie tym samym doceniając moja prace jaką wkładam w ich tworzenie :)

darkness overwhelms usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz