3 września 1937r.

1.3K 56 22
                                    

Czułam nieprzyjemne, ciągłe skurcze w podbrzuszu, wywołane ostrym stresem i zażenowaniem. Miałam wrażenie, jakby ktoś wiązał ze mnie supeł.

W tym samym momencie nie mogłam przestać myśleć o tym co wydarzyło się dżin wcześniej, zarówno w pozytywnym i negatywnym znaczeniu, a przy okazji tak bardzo chciałam wyrzucić to z pamięci. Zażenowanie sięgnęło zenitu w szkole.

Z każdym krokiem i minutą w sali lekcyjnej, przypominało mi się więcej słów, które padły dzień wcześniej. Nie mogłam znieść z zażenowania moim wczorajszym zachowaniem. Nie mogłam jedynie, zrozumieć dlaczego. Wczoraj przecież rozmowa wydawała się przyjemna, a teraz jak nigdy zarzucałem sobie, że wszystko zrobiłam nie tak.

Oprócz stresu i wstydu, po moim umyśle krążyły pytania. Wydawałam się sama sobie głupią, dziecinną osobą.

Jak na złość, w ciągu dnia zauważałam głównie liczbę 75 – numer domu Zośki, a po głowie krążyła mi nazwa Koszykowa.

Zdążyłam zapomnieć połowę mojego życia, a tego chłopaka nie sposób wyrzucić z myśli.

Dopiero matematyka uratowała mnie od mojej własnej umysłowej pułapki. Chętnie wypisywałam dane i obliczałam niewiadome w zeszycie. Długopisem kreśliłam dokładne, krągłe cyfry i zanurzałam świadomość w wirze działań i logiki. Tylko zajęcie jaźni dawało mi poczucie normalności.

To jedna z kilku jedynych lekcji, na których nie rysuję. Jestem w pełni zajęta materiałem. Przeliczam po kolei wszystkie zadania z podręcznika.

W starej szkole czasami nawet zgłaszałam się do odpowiedzi a... Ach, nie ważne. I tak jestem już kimś innym. Miała być zmiana na lepsze, a tylko zamykam się w sobie...

Praktycznie całą letnią przerwę przetrwałam w domu. Nie mogę powiedzieć, że nigdy nie byłam, ale aktualnie nie jestem introwertykiem. Jestem otwarta na ludzi i lubię spędzać z nimi czas, ale pozostawanie samemu w schludnym pokoju i czytanie książki, bądź granie na instrumentach czasami przewyższa moją chęć wyjścia do ludzi.

W wakacje odrobinkę nadrobiłam materiał do następnej klasy, ze strachu przed nową szkołą; w poprzedniej szkole radziłam sobie dobrze, ale nie chciałam wtopić. Na prawdę stresowałam się, że poziom Królowej Jadwigi będzie niebotyczny, ale na szczęście odnalazłam się w nowym materiale.

Profesor przechadzał się po klasie i sprawdzał, czy wszyscy pracują. Po kolei pytał ochotników o podejście do tablicy i rozwiązanie jakiegoś przykładu.

— Panna Adamska, proszę. Podpunkt "e" na tablicy. — Usłyszałam zza pleców, przez co aż podskoczyłam. Chwyciłam podręcznik i pewnie, ze świadomością, że dobrze rozwiązałam przykład w zeszycie, podeszłam do tablicy.

Uzupełniam działanie i wykonałam polecenie. Żeby się nie stresować próbowałam wmówić sobie, że jestem sama w klasie, ale to niewiele dało. Powoli zaczynałam się denerwować.

W poprzedniej szkole, do której chodziłam tylko cztery lata, nie miałam zbyt wielu znajomych. Przyjaciele, z którymi spotykałam się przed wypadkiem odwrócili się ode mnie, a starsi chłopcy zaczęli się nade mną znęcać.

Na samą myśl o nich, skręciło mnie w żołądku.

— Bardzo dobrze. Chciałbym jeszcze cię przepytać, aby sprawdzić stan twojej wiedzy z poprzedniej szkoły.

Nogi prawie mi się ugięły. Pisanie na tablicy nigdy nie sprawiało mi kłopotów, ale mówienie przy ludziach, to co innego. Niestety, jak widać profesor nie dał mi wyboru.

— Spokojnie — odrzekł, widząc moją reakcję, a ja zaczynałam widzieć mroczki przed oczami. — Przepytam cię ze wzorów skróconego mnożenia. To było na prawdę dawno temu, całkowite podstawy. Na pewno sobie poradzisz. Proszę powiedz mi jaki jest wzór na kwadrat różnicy?

Ledwo stałam prosto. Mrowiło mnie całe ciało, choć dobrze wiedziałam, że z tymi wzorami nigdy nie miałam problemów. Krew napłynęła do mózgu i wydzieliła się adrenalina, która zupełnie przyćmiła moje rozumowanie. Nienawidziłam stresu. Wzbudzał we mnie najgorsze cechy i wspomnienia.

Obraz przed moimi oczami na kilka sekund rozmył się, prowadząc do utraty rownowagi. Na chwilkę straciłam równowagę. Coś zaczęło migać mi przed oczami – wszędzie latały mroczki. Potworny ból chwycił moją głowę.

Nagle poczułam się jakbym dostała w potylicę. Zamroczyło mnie, a gdy otwarłam oczy, byłam wyrwana z rzeczywistości.

Mężczyzna nie doczekał się odpowiedzi, ale był cierpliwy. Powtórzył pytanie.

— Spokojnie. To proste, kwadrat różnicy, to ten drugi.

Stałam na środku pomieszczenia i jak idiotka gapiłam się na ludzi, byleby sobie przypomnieć.

Czułam się jakbym wcześniej nie istniała. Jakby mój byt rozpoczął się tu i teraz. Potwornie mrowiło mnie ciało i byłam zlana zimnym potem.

— K- kim pan jest? — szepnęłam ledwie słyszalnie.

— Słucham? — zapytał lekko poirytowanym głosem zdezorientowany okularnik.

Czułam się jak w transie. Omiotłam wzrokiem pomieszczenie.

— Do trzech razy sztuka. Kwadrat sumy, panno Adamska — stwierdził oschle mężczyzna siedzący przy biurku.

Zaczęłam wszystko szybko przyswajać. Adamska – więc tak się nazywam. Znajduję się w pomieszczeniu z wieloma krzesłami i biurkiem – to musi być klasa, a skoro stoję na środku, to jestem pytana.

— Nie wiem — odpowiedziałam skruszona, choć nie zapamiętałam o co zapytał nauczyciel w czarnych oprawkach.

Po klasie przebiegł szmer, a profesor skracił uczniów wzrokiem, choć sam tracił już cierpliwość. Moje wnętrzności zawiązały się w supeł.

Nie wytrzymałam. Zaczęłam zapadać się w sobie, coś mnie wciągało. Wylądowałam w nicości.

•••

— Tola, Tola! — usłyszałam konkretny głos i poczułam chłód na moim policzku.

Jakaś zimna dłoń próbowała mnie ocucić.

Wzięłam głęboki wdech i podniosłam się, otwierając oczy, co było błędem. Natychmiast zakręciło mi się w głowie i prawie znowu zgasło mi przed oczami. Przysięgam na matulę, że więcej tak nie zrobię.

— Och no jesteś już. Dwie minuty, zaczynałam się martwić — stwierdziła pochylająca się nade mną kobieta w białym, brzydkim fartuchu.

Stała za moją głową, co powodowało u mnie dyskomfort i potrzebę odwrócenia się, by ją zobaczyć. Tym razem uniosłam się powoli.

— Profesor cię przyniósł. I ja nie wiem, jak ty będziesz funkcjonować w szkole, jak przy pierwszej odpowiedzi odpadłaś — stwierdziła, a ja miałam ochotę tylko powiedzieć jej, że jest bystra jak woda w kiblu.

Chwila, co? Profesor mnie przyniósł?!

Oblała mnie fala wstydu, ale piguła była odwrócona do mnie plecami, bo przeglądała coś w swoich papierach.

— Zadzwoniłam do twojego ojca, jesteś zwolniona z pozostałych lekcji. — oświadczyła.

Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążyłam zarejestrować, gdy zabrałam rzeczy i dotarłam do domu. Wiem, że potem usiadłam skulona na łóżku, zaczęłam szlochać, a potem płynnie wpadłam w objęcia Morfeusza.
















Ten rozdział także przeszedł już gruntowne przemeblowanie, ale nie krępujcie się mnie poprawiać, jeśli widzicie błąd.

Prawdopodobnie następny rozdział jest cofnięty w publikacji i tworzy dziurę fabularną.

Zostaw gwiazdkę, jeśli się podobało i konstruktywny komentarz, jeśli nie.

Bella 💙

Miłość silniejsza niż śmierć |Kns|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz