5

52 4 2
                                    


Abraham spogląda w tym kierunku spod swoich ciemnych, przy dużych okularów i uważnie lustruje moją twarz, jakby zwątpił w to co zdążyłem przed sekundą obwieścić. Wypuszczam wolno powietrze z płuc i podpieram gorące czoło prawą dłonią. Pocieram palcami moje brwi i wydaję z siebie przeciągłe, przepełnione irytacją warknięcie.

- Jak to się stało? - dopytuje zaskoczony Javi, prostując się do pionu. Nabieram spokojnego wdechu i przysiadam na białym krześle.

- Gdy szedłem do marketu, czułem, że coś jest nie w porządku. Przyspieszyłem trochę tempo i nagle jakiś idiota gwałtownie wyrwał mi z kieszeni telefon, by po chwili gdzieś z nim uciec - chowam twarz w dłoniach i powoli ją przecieram. Czuję jak coś mocno szarpie mnie za nogę.

- Nie teraz Oliver - rzucam, gdy przez palce dostrzegam radosny pysk jasnego labradora.

- Zaraz, ale skąd on wiedział, że w kieszeni trzymasz swoją komórkę? - interesujące pytanie pada z ust Javiego, a ja wręcz prostuję się na krześle. Próbuję wymyślić coś sensownego, ale na tę chwilę nic nie przychodzi mi do głowy. Mam kompletny mętlik. Skąd on to wiedział?

- Nie mam bladego pojęcia - przyznaję i bezradnie opieram się o oparcie - No chyba, że widział jak przed wyjściem z hotelu sprawdzałem godzinę i naszykował się na to - usiłuję nadać sytuacji sensu, ale kolejna myśl gasi mój zapał - Choć to kompletnie się nie klei. Wogóle całe to zdarzenie. Kto tak robi?

- Musisz to zgłosić - tłumaczy Ali, odkładając pełną szklankę na blat stolika.

- Tyle wiem sam. Przecież nie zostawię tak tego - stwierdzam i nie ciągnę już dłużej tematu. - Idę się z tym przespać.

- Czekaj. Przecież to trzeba zgłosić odrazu. Jutro będzie za późno - Ali alarmując, szybko wstaje z kanapy i omal nie potyka się przy tym. Zastanawiam się chwilę i kiwam twierdząco głową.

- Tak, masz rację. Chodźmy złożyć zeznania.

***
I minął już cały tydzień naszego żmudnego pobytu w Sevilli, a zguba nie odnalazła się. Zresztą gołym okiem widać było to niesamowite zainteresowanie funkcjonariuszy tą sprawą. Odpuściłem i postawiłem na mój stłuczony, stary smartphone, który przeżył już swoje liczne upadki. Teraz pozostaje mi korzystać z tego starszego modelu, po którym wzdłuż szybki rozchodzi się pokaźna pajęczynka. Pociągam za sobą ciężką walizkę i dorównuję szybkiego tępa Javiemu, który pała ogromną energią ze względu na powrót do Barcelony. Jeszcze jutrzejszego wieczoru wracam do Sant Cugat, gdzie będę miał chwilę na trochę odpoczynku w rodzinnej atmosferze. Oglądam się za głośnym szczeknięciem labradora i charakterystycznie gwiżdżę, próbując przywołać go do siebie. Nic nie działa. Znów uczepił się do jakiegoś mniejszego psa i radośnie merdając długim ogonem, obchodzi futrzaka z każdej strony. Stawiam bagaż i prędko podbiegam do Olivera. Kucam tuż przy nim i lekko przyciągam go do siebie za czerwoną obroże, by odciągnąć psa od jakiejś turystki, która trochę speszona cofa się ze swoim pupilem.
- Przepraszam bardzo - wyrzucam, gdy Oliver poraz kolejny usiłuje zbliżyć się do jego nowego obiektu zainteresowania. Kobieta jakby ignorując moje słowa rusza przed siebie, mocno ciągnąc za i tak krótką smycz. Trudno. Jeszcze chwilę pieszczę się z moim staruszkiem, smyrając go za uszami i wreszcie podnoszę się, by nie niecierpliwić chłopaków.
- Trochę się pospiesz, bo czasu jest naprawdę mało - upomina Abraham, który przez całą drogę do słonecznej Barcelony wspominał tylko i wyłącznie o tym samym.
- Vale, vale. Ya todos lo sabemos! Ok, ok. Już wszyscy to wiemy!  - odkrzykuje i dość szybko łapię za uchwyt pozostawionej wcześniej walizki. Wyrównuję tempo chodu Javiego i już śmiałym krokiem wchodzimy do naszego studia. Odstawiamy wszystkie torby na bok i poraz pierwszy od dłuższego czasu, czuję, że jestem naprawdę rozluźniony. Unoszę ręce do góry i wydaję z siebie przynoszące ulgę westchnienie; biegiem rzucam się na wolną sofę, wpadając w jej elastyczną skórę.
- Ej, Ali, rzuć mi wodę - mamroczę, leniwie chyląc głowę na bok - Zmęczyła mnie ta podróż.
Blondyn energicznie rzuca we mnie małą butelką wody mineralnej, którą bez problemu łapię w prawą dłoń. Odkręcam korek i zachłannie wypijam połowę zawartości butelki.
- Ile mamy czasu? - pytam, zakrywając wodę. Spokojnie przecieram mokre usta ręką i posyłam Javiemu pytające spojrzenie.
- Jakieś półtorej godziny.
Niestety skłania mnie to do powolnego podniesienia się z kanapy i rozprostowania kręgosłupa. Mozolnie rozciągam się, wyciągając szeroko ręce i wstaję na równe nogi. Trzeba się trochę ogarnąć Álvaro. Zero wytchnienia.
- Idę przebrać się w coś bardziej odpowiedniego - zawiadamiam, idąc do materiałowej walizki. Kładę ją na środku pokoju i starając się zachować szybsze tempo, odrazu ją odpinam i szukam wzrokiem ulubionej koszuli. Ostrożnie przekładam sterty złożonych w kostkę ubrań i wreszcie doszukuję się zguby. Łapię za kołnierzyk bordowej koszuli w cienkie białe wzorki i wyciągam z kieszonki walizki lakier do włosów oraz szczotkę.
- Zajmuję łazienkę! - mówię przez ramię i zamykam za sobą białe drzwi. Pozbywam się wymiętolonej bluzki i rzucam ją na pralkę. Powoli wkładam na siebie wybraną koszulę. Kolejno zapinam jej guziki przed sporym lustrem. Poprawiam delikatnie kołnierzyk, uśmiechając się do odbicia. Sięgam po lakier, by stawić niesforne włosy lekko do góry. Przeczesuję je dłońmi, żeby nie wyglądały tak sztywno i używam postawionych na półce nad zlewem perfum. Szybko odkręcam kurek, a następnie powierzchownie oblewam dłonie wodą. Po paru minutach opuszczam łazienkę i doglądam się Abrahama, który zdążył już zająć kanapę.
- No nie.. - mamroczę przeciągle i zrezygnowany opadam na krzesło.

Eterno Agosto || A.S Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz