Koniec Listopada, Sevilla, godzina 18:40
- Ewentualnie możemy zacząć od "Fuego". - stwierdzam, szybko omiatając wzrokiem przyjaciół, którzy wygodnie siedzą na materiałowej kanapie. - Co myślicie?
- A nie lepiej od "la cintura"? - Ali rzuca niewyraźnie, przegryzając maczane w ostrym sosie nachosy. Marszczę z niesmakiem czoło i poraz setny w tym dniu wydaję z siebie jęk zażenowania.
- Aleksander, ty świnio.. - opieram bezradnie głowę o miękkie oparcie fotela, i wpatrując się w sufit, nogą obkręcam się na krześle. - Znów ubrudziłeś kanapę.. - mówię załamany i z politowaniem spoglądam na umazanego w kącikach ust blondyna. Wygląda tak nieporadnie.
- Posprząta się. - bełkocze z pełną buzią, a ja staram się wysilić słuch, by cokolwiek z tego zrozumieć.
- Ta, tak jak ostatnim razem? - pytam ironicznie i opieram głowę o dłoń. Ali wzrusza ramionami i dalej zajada się niezdrowymi kąskami. Już ignorując wcześniej wspomniany incydent, zawieszam skupiony wzrok na oknie z widokiem na główną ulicę. Śnieg wciąż pada, ale nie jest on wystarczająco "zlepiony", by pozostać na chodnikach Sant Cugat. Momentami jest go więcej, ale częściej mniej. Temperatura nie pozwala mu utrzymać się do świąt i część warstwy śnieżnej topnieje. Widzę tłum ludzi tulących nosy do wełnianych szalików, młode, zabiegane kobiety i pasażerów oczekujących na najbliższy autobus. Cichym westchnięciem komentuję ruch na skrzyżowaniu i myślami wracam do ogromnej sceny w Argentynie. Do masy ludzi zamieszkujących Amerykę Południową, którzy zgodnie krzyczą teksty moich piosenek. Zatapiam się w sennych marzeniach, które wraz z potrząśnięciem głowy zwykle znikają.
- To jak?
Ta krótka wzmianka, która pada z ust przyjaciela kompletnie mnie dezorientuje. Odwracam się gwałtownie i patrzę się na Javiego trochę przygłupim wzrokiem.
- Co jak? - pytam zaskoczony i prostuję się żwawo. Szatyn kryje twarz w dłoniach i przeciera ją.
- Czy mam napisać, że się zgadzasz? - naciska ponownie, a ja już kompletnie głupieję. Javi, widząc moją dezorientację, marszczy brwi. - No przyjść na tę imprezę.
- Jaką? - mówię krótko, a w odpowiedzi otrzymuję stłumiony śmiech. O co im chodzi? Abraham stuka Javiego łokciem, a ten nieudolnie porusza brwiami. Gdy chcę wreszcie coś z siebie wydusić, przerywa mi chóralny głos trójki znajomych.
- Álvaro się zakochał.. - bezmyślnie snują teorie, chwiejąc się na boki. Zachowują się jak dzieci, ale uśmiecham się tylko pod nosem i dezaprobatycznie kiwam głową.
- W muzyce. - prostuję ich wypowiedź i podnoszę się z krzesła. Podchodzę do okna i podpieram się rękoma o marmurowy, śliski parapet. - Nawet nie macie pojęcia jak bardzo chciałbym wystąpić w Argentynie.. - wzdycham z lekkim uśmiechem i znów odpływam gdzieś myślami do tamtejszych stron. Przymykam powieki i automatycznie czuję pod stopami twardą scenę; plączące się kable od nagłośnienia. Przede mną maluje się obraz kolorowych, jaskrawych świateł reflektorów, przełyskujących po szerokości całych trybun.
- Może zaplanujemy tam kiedyś jakiś mniejszy koncert. - uspokaja mnie Javi, który przystaje tuż obok i podążając za moim wzrokiem wpatruje się w przejeżdżające za oknem pojazdy.
- Tak, koniecznie. - stwierdzam i z przyzwyczajenia przeczesuję dłonią gęste włosy. Wsuwam cztery palce do przednich kieszeni jeansów i wydaję z siebie krótkie westchnięcie. Obracam się napięcie, spoglądając z wyczekiwaniem w stronę przyjaciół.
- To co z tą imprezą?
- Ah, to taka impreza celebrująca wydanie nowego albumu przez Aitanę. - słyszę w odpowiedzi zmęczony głos Abrahama, bawiącego się czarnym smartphonem.

CZYTASZ
Eterno Agosto || A.S
Fiksi PenggemarDonde yo vaya veo tu rostro.. es un eterno, eterno Agosto.