3.Początki są trudne

2K 73 18
                                    

Rano wstałam dosyć wcześnie. Ubrałam się i przygotowałam na nadchodzący dzień. Kiedy wyszłam ze swojego mieszkania zobaczyłam akurat jak Minho i Thomas wbiegają do Labiryntu. Zaczęłam się zastanawiać jak tam jest, kiedy pusty żołądek dał o sobie znać. Udałam się więc do miejsca, gdzie cała strefa spożywała posiłki. Było na tyle wcześnie, że prawie nikogo nie było. Zauważyłam jednego chłopca, który zajęty gotowaniem nie zwrócił na mnie uwagi.
- Dzień dobry - powiedziałam z uśmiechem. Na dźwięk mojego głosu niemal upuścił garnek z jego zawartością. -Jejku przepraszam. Nie chciałam cię przestraszyć - przygryzłam wargę ze zdenerwowania.
-Nic się nie stało - uśmiechnął się z wyraźnym strachem w oczach.
-Jestem Rose.
-Patelniak. Jak widzisz zajmuję się gotowaniem dla całej strefy - odetchnął głęboko.
-Może ci pomóc?
-Co? Ty chcesz mi pomóc?
-Jasne. Jeszcze jest za wcześnie na pracę w Mordowni i nikogo tam nie ma. A jeśli ci pomogę szybciej będziemy mogli coś spałaszować - wzruszyłam ramionami. - Powiedz tylko co mam robić, nie wiem czy się na tym znam, ale z prostymi rzeczami dam sobie radę - uśmiechnęłam się zachęcająco.
-Dobra, jeśli tylko chcesz. Możesz pilnować, żeby tamten sos się nie przypalił. A później możesz pokroić warzywa.
-Pewnie - ochoczo zabrałam się do pracy.
Patelniak pochwalił moją zdolność posługiwania się nożem. Praca, właściwie była zabawą, podczas której Patelniak opowiedział mi więcej o Strefie i o ludziach tu mieszkających. Początkowo był małomówny, jakby moja obecność go bardzo onieśmielała, ale kiedy pokazałam mu, że jestem normalnym człowiekiem i nie zamierzam go zjeść, zaczął gadać o wszystkim.
Po kilkunastu minutach głodni zaczęli zbierać się przy stołach. Co chwila ktoś rzucał mi zaciekawione spojrzenie, a ja tylko uśmiechałam się serdecznie, co zdecydowanie powodowało u nich atak nieśmiałości. Kiedy moja praca dobiegła końca, wzięłam swoją porcję jedzenie i nareszcie zaspokoiłam swój żołądek. Usiadłam sama, ale później oczywiście przyłączył się Newt oraz paru innych chłopców. Przedstawili się jako Chuck, Winston, Jeremy i Sam.
Nadszedł czas pracy. Dostałam specjalny fartuch, dzięki któremu nie poplamiłam sobie ubrań. Nie była to ciężka praca, ale dosyć krwawa. Pierwszego dnia dostałam mniejszy przydział i chłopaki z zagród dostarczali mi małe zwierzęta. Sprawnie władałam nożem, więc praca szła mi całkiem nieźle.
Po całym dniu z obolałym nadgarstkiem zbierałam swoje rzeczy i sprzątałam całe stanowisko. Już miałam udać się pod prysznic i zmyć siebie resztki krwi, kiedy usłyszałam nad sobą głos.
-Cześć świeżaku, jestem Minho- podniosłam głowę, prawie uderzając nią o jedną z belek.
-Ja jestem Rose, ale to już pewnie wiesz- pokiwał głowa.
-Nie boisz się takie pracy, Rose. Tej całej krwi?
-Jak widać daję sobie radę - uśmiechnęłam się nieznacznie.
-W sumie jako dziewczyna masz styczność z krwią dosyć często nie? - Zaśmiał się. Jak na mój gust dosyć złośliwie. To miał być śmieszny żart, tak? Na temat comiesięcznych przypadłości kobiet? Zmarszczyłam czoło i zamrugałam szybciej.
-Daruj sobie. Dzięki temu dziewczyny są o wiele silniejsze i bardziej wytrzymałe na ból niż mężczyźni - odgryzłam się, odwiązując fartuch.
-Haha! Jaaaasne. Dziewczyny są dużo słabsze niż my - skrzyżował ramiona na szerokiej i umięśnione piersi.
-Czy ty masz jakąś manię wielkości i dominacji, Minho? - Czułam jak rumieniec złości wpływa na moje policzki. Nienawidziłam jak ktoś uwydatniał moje wady i słabości. A w tym momencie Minho właśnie to robił. Dodatkowo bezpodstawnie.
-Co proszę? - Podniósł jedną brew do góry.
-To, co słyszysz. Lubisz podkreślać ludzkie słabości i czerpać z nich własną siłę? - Złapałam się na tym, że podniosłam głos.
-Tylko stwierdziłem fakt - wredny uśmieszek przeorał jego twarz.
-Odczep się okej? - Wbiłam zdenerwowane spojrzenie w jego ciemne oczy.
-Bo co? Nie jesteś w stanie mi nic robić, bo jesteś...
-Słaba tak? - Zaśmiałam się z udawanym rozbawieniem. - Ostrzegam cię, że to ja w tej chwili mam dostęp do noży, nie ty. Więc nie pogarszaj swojej sytuacji, Minho.
-Czy ty mi grozisz? - Tym razem uniósł obie brwi ze zdziwienia.
-No tak - uśmiechnęłam się wrednie. - Twój mały móżdżek jeszcze tego nie pojął?
-Świruska- powiedział zdenerwowany i zaczął iść w swoją stronę.
-Do zobaczenia jutro! - Krzyknęłam za nim, ale już nie zareagował.
Doprowadziłam go do granic wytrzymałości, bo on zrobił dokładnie to samo. Zadowolona ze swojego zwycięstwa udałam się pod prysznic, później na kolacje i do łóżka. To był dopiero drugi dzień a ja już narobiłam sobie wrogów. Ale to ja wygrałam pierwsze starcie. Minho to zadufany w sobie chłopak, któremu wszyscy zawsze przytakiwali i śmiali się z jego głupich tekstów. Tym razem trafił na mnie, czyli kogoś kto nie boi się mu przeciwstawić. Jest idiotą, jeśli myśli, że płeć sprawia, że jestem słaba. Ja już mu pokaże jak twarda potrafi być kobieta.

Run out of love - Minho FanficOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz