Rozdział 1: Odliczanie do północy

25 4 0
                                    

Droga Blanco

Wiem, jak bardzo nie lubiłaś fajerwerków. Przypominają mi o tobie, bo klęłaś na nie w każdego sylwestra. Miałaś dość tego hałasu, kolorów i zapachu siarki w powietrzu. Nigdy nie oceniałam cię na tej podstawie – doskonale wiem, jak to jest czegoś nienawidzić. Mimo to, twoje uczucia do sztucznych ogni raniły mnie w serce. Czekałam na nie bowiem cały rok, bo wielbiłam wszystko co z nimi związane, a szczególnie oczekiwanie na północ. Te motyle w brzuchu, które podpowiadają, że widowisko już niedługo się zacznie.

Tego roku złapałam cię za ramiona i zapytałam: ,,Nie ekscytuje cię to? Że to początek nowego roku, czegoś nowego? Popatrz, cały świat przed nami! Nie mamy pojęcia co się wydarzy w tym roku, to całkiem niesamowite jak stworzony jest ten świat!''. Ty, Bianco, tylko popatrzyłaś mi w oczy, uśmiechałaś się sarkastycznie i kiwałaś przecząco głową. ,,Mam to gdzieś. Jutro będzie dzień jak co dzień. Po co całe to zamieszanie?''. Wtedy mój uśmiech zniknął i gdy nadszedł czas, fajerwerki wcale mnie nie cieszyły mnie tak bardzo, jak oczekiwałam, że będą.

Do następnego sylwestra zostało jeszcze pięć dni jedenaście godzin trzydzieści siedem minut i dwanaście, o nie jedenaście sekund. Skąd to wiem? Doskonale wiedziałaś, że mam świra na punkcie odliczania. Nastawiam odliczanie do wszystkiego: sprawdzam jak szybko wyjdę z wanny, ile zajmą mi zakupy, jak długo pozostało do rocznicy Dnia Pamięci lub czy pobije rekord w jak najwolniejszym wypaleniu piątego już dzisiaj papierosa. Mam do tego specjalny zegarek – prezent od ciebie. Potrawie zapomnieć telefonu, kluczy albo portfela ale nie jego.

To był prezent idealny, tak trafny jak te w amerykańskich filmach romantycznych. Ciebie bardzo denerwowała moja obsesja. Mówiłaś, że to niepotrzebne, głupie i maniakalne. Miałaś racje.

To były moje szesnaste urodziny, a dokładnie dzień przed. Wyjeżdżałaś na weekend z rodziną w góry, zanim hotele stały się drogie i nie spodziewałam się, że jesteś jeszcze w mieście. Otworzyłam ci drzwi. Byłaś zziajana, miałaś czerwone policzki i nos od mroźnego powietrza. Twoje długie czarne włosy były w nieładzie a niektóre kosmyki przykleiły ci się do twarzy. Weszłaś do środka i nawet nie zdjęłaś butów.

- Mam dla ciebie prezent i wole ci go dać jako pierwsza niż jako ostatnia – powiedziałaś szybko. Dla mnie nie robiło to różnicy, kiedy mi go dasz, ważne że nie zapomniałaś, tak jak w zeszłym roku. Wzięłam małe pudełko zapakowane w granatowy papier i owinięte w białą wstążkę. Zdjęłam kokardę i schowałam sznurek do kieszeni (kiedyś z pewnością się przyda). Uchyliłam wieczko i ujrzałam pozłacany, staromodny zegarek na łańcuszku.

Od tego czasu nie rozstaje się z nim na krok mimo, że jest już trochę zdarty i zniszczony. Teraz odliczam też, ile minęło odkąd zniknęłaś z mojego życia. Do tego potrzebowałam nowego urządzenia, bo to musiało działać już zawsze. Odliczać dni, godziny, tygodnie i lata już do końca. Ale ten nowy zegarek był przeze mnie znienawidzony. Patrzyłam na niego z taką odrazą i niechęcią, że wolałam go schować gdzieś głęboko i nigdy, nigdy go nie wyciągać, by nie musieć znać wyniku odliczania. 

Zaginięcia młodych ludzi to okropna sprawa, zwłaszcza gdy to ty szukasz. To okropna sprawa, gdy ginie ktoś kogo potrzebowałaś do fukcjonowania. Kogoś tak niezbędnego i upragnionego jak słońce dla mieszkańców zimowego lądu Północy.

25.12.2018

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Witam cię  drogi czytelniku!

Mam nadzieję, że pierwszy rozdział podobał ci się na tyle by poczekać na kolejny. Spokojnie, spokojnie, następny już niebawem! 

Do przeczytania!


Droga BiancoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz