3. nowy rozdział, nowe życie, miłość ta sama

25 5 2
                                    


************przypomnienie*************

Bo wnet zauważyłem, co dzierżył w tobole

Siekiery, piły – śmiercionośnie bronie

I wtem żem zrozumiał jego zamiary

Bo mój przyjaciel planował mnie zabić...

Żałość i lament żelazną ręką

Pochwycić za kołnierz mnie zapragnęły

Wraz z strachem złem i miłością

Miłością co w grób wpędza tu na ziemi...

**************************************

Ale on padł przy pniu moim

I zaczął płakać, i płakał do woli

Otuliłem go mymi liśćmi obumarłymi

I wszystkie wspomnienia nagle wróciły


Jak fala co błąka się po oceanie wielkim

By kiedyś uderzyć bez skrupułów i pamięci


Tak przypomniałem sobie te błogie noce

Spędzone razem z tym dzieckiem pod cieplutkim kocem,

Te gwiazdy nazwane jak wymarzyliśmy,

Te wszystkie rzeczy, których kiedyś chcieliśmy,

Te kwiaty, co posadził tutaj przed laty wieloma

Te co zwiędły, gdy całkiem zapomniał o nas.

Kochałem to dziecko i byłem gotowy

Pójść za nim nawet w ogień, pójść nawet się pokroić


Ach, jakaż to była ironia losu,

Że właśnie takiego oczekiwał ciosu

Był biedny, mówił, że ma marzenia

A ja słuchałem sącząc żywicę z wrażenia


Z każdym słowem coraz bardziej go kochałem

I wtedy całkowicie się mu oddałem.

Dla niego też było to trudne

I trudno mu było złapać siekierę

I ściąć mnie jak kukłę, za świadka z niebem


spojrzał raz jeszcze sącząc łzy rzewne

Bo też pamiętał, żem poczciwym był drzewem.

Ogolił mnie na łyso pozbawiając godności,

Pozbawiając liści, lecz w wielkiej miłości.


Jedyne co mi zostało wtedy

To miłość do niego, nic więcej niestety.

Zostało ścięte drzewo...


Z mych części domek leśny zbudował

I już od początku żem decyzji mej nie żałował

Widząc go szczęśliwego od lat tak wielu.

Czułem ciepło w sercu, jak tam stanąłem

Widocznie jego uśmiech, to wszystko czego pragnąłem


I mimo bólu i że nie było już jak dawniej,

Wciąż go kochałem mimo zbrodni nagannej.

To był przecież ten sam mój chłopiec mały,

W mej koronie, pod moją opieką niegdyś wychowany


Otulił mnie trawą, bo i on mnie kochał wielce

Oj tak, przysięgam, miał wielkie serce!


Mimo że trawa, wiele ciepła nie dawała

To intencja była szczera. Mego syna ,,drwala".


Znów byliśmy razem, nadal do mnie mówił

Zdradził, że czuł się okropnie, bo się w lesie zgubił!

Taki powód podał swych lat nieobecności!

Chyba że rachubę czasu straciłem ze starości.


Oczywiście przecież, że sam mógł się zgubić,

Wśród zła tego świata, wśród okropnych ludzi

Oczywiście, że potrzebował czyjegoś wsparcia

Lecz me korzenie były wtedy nie do wydarcia,


Dalszy ciąg historii? Jasne, że nie koniec

Bo nie mieszka przecież człowiek tylko ze swym domem

Dnia pewnego dziewczynę przyprowadził

Kim ona była? - Nie chciał mi zdradzić

Domyśliłem się jednak, że to jego wybranka.

Cóż, potem zniknęli następnego ranka


Mimo, że uciekli – ja mniej smutny byłem

Niż za pierwszym razem - już się pogodziłem,

Że w tym okrutnym świecie nic nie jest stałe

Więc tym razem – bez łez czas trudny wytrzymałem

I znowu mijały dni, lata, miesiące...

Willow || WierzbaWhere stories live. Discover now