************przypomnienie*************
Bo wnet zauważyłem, co dzierżył w tobole
Siekiery, piły – śmiercionośnie bronie
I wtem żem zrozumiał jego zamiary
Bo mój przyjaciel planował mnie zabić...
Żałość i lament żelazną ręką
Pochwycić za kołnierz mnie zapragnęły
Wraz z strachem złem i miłością
Miłością co w grób wpędza tu na ziemi...
**************************************
Ale on padł przy pniu moim
I zaczął płakać, i płakał do woli
Otuliłem go mymi liśćmi obumarłymi
I wszystkie wspomnienia nagle wróciły
Jak fala co błąka się po oceanie wielkim
By kiedyś uderzyć bez skrupułów i pamięci
Tak przypomniałem sobie te błogie noce
Spędzone razem z tym dzieckiem pod cieplutkim kocem,
Te gwiazdy nazwane jak wymarzyliśmy,
Te wszystkie rzeczy, których kiedyś chcieliśmy,
Te kwiaty, co posadził tutaj przed laty wieloma
Te co zwiędły, gdy całkiem zapomniał o nas.
Kochałem to dziecko i byłem gotowy
Pójść za nim nawet w ogień, pójść nawet się pokroić
Ach, jakaż to była ironia losu,
Że właśnie takiego oczekiwał ciosu
Był biedny, mówił, że ma marzenia
A ja słuchałem sącząc żywicę z wrażenia
Z każdym słowem coraz bardziej go kochałem
I wtedy całkowicie się mu oddałem.
Dla niego też było to trudne
I trudno mu było złapać siekierę
I ściąć mnie jak kukłę, za świadka z niebem
spojrzał raz jeszcze sącząc łzy rzewne
Bo też pamiętał, żem poczciwym był drzewem.
Ogolił mnie na łyso pozbawiając godności,
Pozbawiając liści, lecz w wielkiej miłości.
Jedyne co mi zostało wtedy
To miłość do niego, nic więcej niestety.
Zostało ścięte drzewo...
Z mych części domek leśny zbudował
I już od początku żem decyzji mej nie żałował
Widząc go szczęśliwego od lat tak wielu.
Czułem ciepło w sercu, jak tam stanąłem
Widocznie jego uśmiech, to wszystko czego pragnąłem
I mimo bólu i że nie było już jak dawniej,
Wciąż go kochałem mimo zbrodni nagannej.
To był przecież ten sam mój chłopiec mały,
W mej koronie, pod moją opieką niegdyś wychowany
Otulił mnie trawą, bo i on mnie kochał wielce
Oj tak, przysięgam, miał wielkie serce!
Mimo że trawa, wiele ciepła nie dawała
To intencja była szczera. Mego syna ,,drwala".
Znów byliśmy razem, nadal do mnie mówił
Zdradził, że czuł się okropnie, bo się w lesie zgubił!
Taki powód podał swych lat nieobecności!
Chyba że rachubę czasu straciłem ze starości.
Oczywiście przecież, że sam mógł się zgubić,
Wśród zła tego świata, wśród okropnych ludzi
Oczywiście, że potrzebował czyjegoś wsparcia
Lecz me korzenie były wtedy nie do wydarcia,
Dalszy ciąg historii? Jasne, że nie koniec
Bo nie mieszka przecież człowiek tylko ze swym domem
Dnia pewnego dziewczynę przyprowadził
Kim ona była? - Nie chciał mi zdradzić
Domyśliłem się jednak, że to jego wybranka.
Cóż, potem zniknęli następnego ranka
Mimo, że uciekli – ja mniej smutny byłem
Niż za pierwszym razem - już się pogodziłem,
Że w tym okrutnym świecie nic nie jest stałe
Więc tym razem – bez łez czas trudny wytrzymałem
I znowu mijały dni, lata, miesiące...
YOU ARE READING
Willow || Wierzba
PoetryWzruszająca opowieść o bezwarunkowej miłości pewnej wierzby do małego chłopca. ,, w tym świecie nic nie jest stałe" prócz prawdziwej, szczerej, niezłomnej miłości. Miłości silniejszej niż próby na które zostaje wystawiona. ZAPRASZAM DO PRZECZYTANIA...