Rozdział 4

85 14 3
                                    

Tracy prawie podskakiwała z przejęcia, co mogło się źle skończyć, bo trzymała rozgrzaną prostownice tuż przy mojej głowie. Byłyśmy w moim pokoju hotelowym i szykowałyśmy mnie na dzisiejsze wyjście z Ryanem. Na początku zarzekałam się, że nie mam najmniejszego zamiaru nigdzie z nim iść. Po długich namowach dziewczyny, w końcu się zgodziłam. Przekonał mnie argument, że to zwykłe spotkanie, na którym będę miała okazję bliżej poznać światowej sławy piosenkarza. W sumie byłam bardzo ciekawa, jak ktoś tak znany zachowuje się poza obiektywem kamer i jakim jest człowiekiem.

 - Dziewczyno, jak ja Ci zazdroszczę tych włosów - mruknęła Tracy, biorąc do ręki kolejne pasmo i przejeżdżając po nim prostownicą.

 - Geny, mam je po tacie - odparłam dumnie. Taka była prawda, większość wyglądu odziedziczyłam po tacie: włosy, oczy, dołeczki w policzkach i długie nogi. Za to charakterem różniliśmy ogromnie. Ja byłam porywcza, ambitna i żyjąca chwilą. Miałam też duszę artystki i marzycielki, co głownie było widoczne podczas tańca, kiedy odpływałam od rzeczywistości i dawałam się porwać muzyce. Tata miał natomiast praktyczne spojrzenie na wiat. Nie porywał się z motyką na słońce. Myślał, planował, organizował, a dopiero później działał, co podziwiałam. Mnie nie raz spontaniczne decyzje sporo nakomplikowały w życiu. Dlatego to tata czuwał nad moją edukacją i przyszłością. Mimo, że planem A na  życie był taniec, to dzięki tacie miałam też plan B, czyli studia filologii angielskiej i nawet opcje C - prace w jego filmie informatycznej.

 - Zazdroszczę. Ja jedyne co odziedziczyłam po tatusiu, to skłonności do nadwagi i ciemny wąsik - powiedziała Tracy z żalem, ale po chwili cicho się zaśmiała. Ta dziewczyna miała duży dystans do siebie i często żartowała ze swojego wyglądu. - Skończyłam! Leć się przebrać, bo zostało tylko pół godziny.

 - Tracy, nie jestem przekonana, czy wybrałyśmy dobry strój. - mruknęłam, podchodząc do szafy i przyglądając się po raz kolejny sukience, którą od niej dostałam. Była to krótka bordowa sukienka, której góra składała się z dwóch szerokich pasów, które krzyżowały się ze sobą, zasłaniając biust, a odkrywając wszystko inne. Widać było kawałeczek mojego brzucha, dekolt i większość pleców, na których paski materiału ponownie się przeplatały. Nadole była piękna rozkloszowana spódniczka, aczkolwiek krótka, bo sięgająca mi do połowy uda.

 - Nie marudź, takie ciało trzeba pokazywać. Będziesz wyglądała bosko! Nawet Ryan się tobie nie oprze! - brunetka stanęła na przeciwko mnie i mówiąc to, chwyciła za moje ramiona, delikatnie mną potrząsając. - Poza tym zrobiłam ci już makijaż do tej sukienki, więc nie ma już odwrotu.

 - Jesteś niemożliwie dobra w przekonywaniu - powiedziałam, wzdychając z bezradności. Dzisiejszego wieczoru oddałam się całkowicie w jej ręce. Nie żałowałam tej decyzji, bo widziałam jak bardzo była szczęśliwa, kiedy mnie szykowała. Sama zrobiłabym pewnie coś na szybko, o ile bym się w ogóle zdecydowała wyjść.

Wziełam sukienkę z wieszaka i podreptałam do łazienki. Troszkę się nagimnastykowałam, żeby odpowiednio ułożyć paski. Nie do końca im ufałam, bo były jedyną rzeczą, która przykrywała mój biust. Pochyliłam się i podskoczyłam, aby upewnić, że nic mi nie wyleci. Mimo sporego dekoltu, wszystko było w porządku.

Wzięłam głęboki wydech i wyszłam z łazienki. Od razu posłałam Tracy pytające spojrzenie, czy aby przypadkiem nie wyglądam tragicznie. Dziewczyna szeroko się uśmiechnęła i wyciągnęła w moją stronę dłoń w której trzymała parę złotych szpilek.

 - Zakładaj! Podwędziłam je z garderoby, ale było tego z dziesięć par, więc nikt się nie zorientuje. Z resztą leżą tam od kilku lat i wszyscy zapomnieli o ich istnieniu.

STRIP THAT DOWN FOR MEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz