Oparłem głowę o zimny i chropowaty mur. Starałem się unormować oddech, ale z moich otwartych ust wciąż wypływały ogromne kłęby pary. Zacisnąłem dłoń na rękojeści pistoletu. Ogarnął mnie strach, paraliżujący cały mój organizm. W życiu nie doświadczyłem równie potwornego uczucia.
- Wystrzeliłem dwa... nie, trzy... - próbowałem głośno zliczyć naboje które zostały mi w ostatnim magazynku.
Szybko oszacowałem, że zostały mi dwie lub trzy kulki. Nie dam rady. Cholera, nie dam rady! Otarłem pot z czoła. Pomimo mrozu było mi potwornie gorąco. Po raz kolejny usłyszałem nawołujące mnie, wrogie krzyki. Zbliżali się. Byli naprawdę blisko. Wzrastała we mnie panika. Poczułem łzy mimowolnie napływające do oczu. Bezradność jest okropna.
Przymknąłem oczy. Czy tak właśnie ma wyglądać mój koniec? Po tym wszystkim co przeszedłem, wmawiając sobie, że jestem silny i dam radę, mam zostać zarąbany na śmierć? Może nie. Może bandyci się zlitują i od razu mnie zastrzelą. A może zdarzy się cud i mnie nie znajdą. Albo znajdą ale...
W tym samym momencie w mojej głowie narodził się pomysł, który w jednym momencie zakończyłby wszystkie problemy. Samobójstwo. Spojrzałem na lekko oszroniony pistolet. Po miesiącu morderczej wędrówki nadszedł moment, w którym mogłem to skończyć... Nie jestem bohaterem. Życie to nie film ze szczęśliwym zakończeniem. Tu nie ma scenariusza według którego, niespodziewanie ktoś lub coś mnie uratuje.
- Nie widzę innego wyjścia... - szepnąłem, próbując dodać sobie otuchy.
Powoli przyłożyłem pistolet do skroni, a usłyszawszy kolejne okrzyki, zatrzymałem palec na spuście broni. Łzy popłynęły po moich czerwonych od zimna policzkach. Boże drogi, ja nie chcę tego kończyć. Miałem się nie poddawać. Obiecałem sobie i Mike'owi.
Nie dam rady.
Opuściłem dłoń zaciśniętą na rękojeści pistoletu. Starałem się uspokoić rozszalałe emocje. To tak się nie skończy. Nie tu i nie teraz! Podejmę walkę, próbę. Napiąłem wszystkie mięśnie, szykując się do ucieczki. Może się uda.
- Hej.
Głos, który usłyszałem z lewej strony omal nie przyprawił mnie o zawał. Natychmiast skierowałem tam swój pistolet. Oniemiałem, nie wierząc własnym oczom. W jednym z pomieszczeń zrujnowanego domu, w którym się znajdowałem stał mały, na oko kilkuletni chłopczyk.
- Chodź tutaj szybko - machnął energicznie małą rączką.
Wbiłem wzrok w jego wielkie, błyszczące oczy. Z tego napięcia i strachu zwariowałem. Straciłem zmysły! To było bardzo możliwe. W normalnych czasach ludzie wariują z różnych powodów, na przykład widzą duchy. Teraz w czasie tego wszystkiego co dzieję sie na świecie jest o to jeszcze łatwiej. Zapewne teraz należę do wariatów.
- Na co czekasz?
Przełknąłem ślinę, widząc jego kolejny zachęcający gest. Nie mam nic do stracenia.
CZYTASZ
Alone
Science FictionW czasie kryzysu ogólnoświatowego, gdy przestają działać wszystkie urządzenia, a świat nawiedzają niespotykane klęski żywiołowe, człowiek może próbować szukać pomocy u innych. Nawet jeśli ją znajdzie zawszę będzie SAM. SAM ze swoimi MYŚLAMI. SAM ze...