Przyłożyłem termos do ust by wypić resztę słodkiego napoju. Smak "Pepsi" przypominał mi o spokojnym i beztroskim życiu. Wiele bym dał by choć na chwilę do niego powrócić. Chciałbym móc ostatni raz przespać się w wygodnym łóżku, ostatni raz zjeść prawdziwy, sycący obiad, ostatni raz pograć na konsoli. Kiedyś było to zwyczajne i okropnie nużące. Z czasem to wszystko coraz bardziej docenia.
Wstałem z pieńka, na którym przysiadłem by chwilę odpocząć. Skierowałem wzrok po raz kolejny w stronę miasteczka, które zauważyłem po dojściu do krańca lasu. Minęło około 4 godzin, po tym jak razem z Theo zboczyliśmy z autostrady by kierować się na wschód.
– Przed wieczorem powinniśmy dojść do tych zabudowań – myślałem głośno, przy okazji informując chłopczyka.
Theo jednam nie zwrócił na moje słowa uwagi. Był całkowicie pogrążony zabawą w miękkim i sypkim śniegu. Niby zwykły dzieciak, a jednak w jego postawie i zachowaniu było coś nadzwyczajnego, nie wspominając już o tajemniczym znikaniu chłopczyka. Tak, on znowu zniknął. Zaraz po zejściu z autostardy, ponownie straciłem go z oczu. Po godzinie Theo wrócił i od tamtej pory nie odstępował mnie na krok.
Jakim cudem blomdynek znikał? Nie mógł znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Starałem się obserwować chłopczyka, jednak ten zniknął w chwili mojej nieuwagi. Pojawiał się również w najmniej spodziewanym momencie, szokując i zadziwiając mnie coraz bardziej. Co robił blondynek, kiedy znikał mj z oczu? Jak radził sobie sam w tym okropnym świecie? Miałem mnóstwo pytań, a zero odpowiedzi.
– Ethy? – zagadał nagle chłopczyk.
– No?
– Boję się.
Te dwa słowa zmroziły krew w moich żyłach. Dotychczas Theo cały czas bawił się i uśmiechał. Jego wypowiedź i strwożony wyraz twarzy wydawały mi się nieprawdopodobne i wręcz nie na miejscu.
– Co się dzieje? – zapytałem, wyjmując pistolet zza paska od spodni.
Pierwszą moją myślą było to, że gdzieś znowu czają się bandyci. Po wybuchu tego chaosu wielu zwykłych i spokojnych ludzi, z powodu głodu i chęci przetrwania stało się okrutnymi zbrodniarzami. Przekonałem się o tym kilka dni temu na własnej skórze...
– Musimy iść – oznajmił blondynek, zakładając na swoje małe plecki tornister.
– Theo, powiedz mi co się dzieję! – narastał we mnie strach.
– Chodź Ethy!
Theo biegł w stronę miasteczka, brodząc nóżkami w wysokim śniegu. Po chwili namysłu ruszyłem za nim. I tak miałem zamiar iść w stronę zabudowań. Poza tym stwierdziłem, że skoro Theo tak reaguje, to chyba jednak lepiej uciekać, przed tym czymś. Mijając ostatnie drzewa usłyszałem za sobą narastający trzask. Coś było nie tak. Walczyłem ze sobą by nie odwrócić na chwilę głowy. Starałem się skupić swój wzrok na majaczącym przede mną, skaczącym na plecach tornistrze blondynka. Trzaski stawały się coraz głośniejsze i bliższe. Oprócz nich słyszałem jeszcze tylko swój niespokojny oddech. Ziemia pod moimi stopami zaczęła drgać.
Trzęsienie ziemi!
Teraz wszystko stało się jasne. Trzaskają tak walące się drzewa. Na szczęście byłem już na otwartej przestrzeni. Dobiegłem do przerażonego chłopczyka, zatrzymałem go i położyłem się razem z nim na ziemi.
– To zaraz przejdzie! – starałem się przekrzyczeć trzask i uspokojić młodszego towarzysza.
Przeżyłem już podobne trzęsienie, tydzień po początku tego wszystkiego. Zjawisko to uderzało znienacka okropną falą drgań i trzęsień. Była to niszczycielska siła, która mogła zabić tysiące zaskoczonych ludzi. Podobno tego typu katastrofy zdarzały się nie tylko w zachodnich Stanach, ale i na całym świecie. Ich siła i częstotliwość występowania okropnie wzrosła. Domyślałem się, że są one jedną z przyczyn apokalipsy.
CZYTASZ
Alone
Science FictionW czasie kryzysu ogólnoświatowego, gdy przestają działać wszystkie urządzenia, a świat nawiedzają niespotykane klęski żywiołowe, człowiek może próbować szukać pomocy u innych. Nawet jeśli ją znajdzie zawszę będzie SAM. SAM ze swoimi MYŚLAMI. SAM ze...