Rozdział 1

173 19 0
                                    

Jasnowłosy chłopak postanowił wyruszyć w podróż swojego życia. Cały czas odkąd pamięta mieszkał z rodzicami, zawsze dobrze się uczył, był dobrym dzieckiem. Odpowiedzialny, poważny. Nie lubił leni i ludzi, którzy się nad sobą użalają, wiedział, że jeśli chce coś osiągnąć to tylko swoją pracą, poświęceniem i wyrzeczeniami, niczym innym. Nie chciał tak jak pozostali iść na łatwiznę, taka była jego droga życia. Nikt nie powiedział, że ma być łatwo. Każdy żyje jak chce lub jak może. Czasem chciał mieć zaplanowane wszystko od początku do końca, mieć ułożone życie tylko po to, by mógł się od tego odwrócić i robić coś zupełnie innego, by mógł iść na przekór wszystkim i wszystkiemu, poczuć tę wolność. 

Jeśli od zawsze człowiek może robić co chce, nie widzi wielkich zmian na przyszłość, w dorosłym życiu nic się nie zmienia, od zawsze i na zawsze jest panem swego losu. Jednak Naruto mimo takiej wolności i szczęśliwego, dobrego dzieciństwa chciał od życia czegoś jeszcze. Chciał wielkiej przygody! Świata. 

Co mu po tym, że będzie chodził od szkoły do szkoły, z pracy do pracy? Nie, on chciał czegoś znacznie więcej. Ciężko było mu określić czego. Nawet nie wiedział czym chce zająć się przyszłości. Rodzina nie pomagała mu ukierunkować swoich zainteresowań, więc czemu miałby robić coś wbrew sobie? Miał swoje oszczędności, zarobił w dorywczej pracy, rodzice dorzucili mu kilka groszy, co po podliczeniu dało mu pokaźną sumkę dzięki, której jak sądził, mógł zdobywać świat! Jeśli oczywiście będzie miał dobrą pogodę by spać pod gołym niebem... Jeśli ktoś podwiezie go za niewielką kwotę lub po prostu za darmo, jeśli znajdzie jakieś jedzenie. Przecież nie zabierze ze sobą nie wiadomo ile i czego! Tylko suchy prowiant. I tak zajmuje bardzo dużo, w końcu Naruto uwielbia jeść, a kiedy będzie się nudził...! Oh, supermarket mógłby nie wystarczyć do zapełnienia jego żołądka. 

Dzień po zakończeniu roku szkolnego, spakował wszystkie potrzebne rzeczy, pożegnał się z rodzicami i wyruszył w drogę. Najpierw musiał dostać się do głównej drogi, na wylotówkę aby ktoś mógł go zabrać. Nawet przygotował sobie duży napis na kawałku tekturowego pudełka. Właściwie, na dnie pudełka. Wyciął dno – wydało mu się odpowiednie - narysował na nim kciuka i napisał wielkimi literami „zabierz mnie". Uznał, że nie ma sensu podawać konkretnego miejsca do jakiego chce się dostać bo takiego nie ma. Im dalej będzie jechał ktoś kto go ze sobą zabierze tym lepiej. Przecież zależy mu na tym aby jak najwięcej zobaczyć. Na razie chce wyjechać na miesiąc, ale jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, może uda mu się na dłużej. Po drodze może gdzieś się zatrzyma, podejmie pracę na chwilę aby uzupełnić portfel i ruszy dalej. Jeszcze rodzice mogą pomóc, ale nie chce ich angażować bardziej niż to konieczne. Przecież zaplanował podróż właśnie dlatego, że chciał się wyrwać, uwolnić.

Nie mógł narzekać na życie w rodzinnym domu, jednak to nie było to. Rodzice nawet nie protestowali! Sądzili, że zrezygnuje w ciągu pierwszego tygodnia i wróci do domu, aby podjąć normalną stałą pracę i planować dalszą edukację. 

Minęła już ponad godzina odkąd pełen entuzjazmu ustawił się przy wylocie głównej drogi z Konohy i czekał na dobrą duszę, która zabierze wędrowca ze sobą. Uznał, że w ostateczności wspomoże się autobusem. Chciał podróżować, tak jak bohaterowie jego ulubionych książek: zdając się na życzliwość innych ludzi i odrobinę szczęścia. Chciał jak najwięcej zobaczyć, przepełniała go żąda przygód, a ekscytacja nie pozwalała ustać w jednym miejscu. Machał do ludzi, tańczył ze swoim transparentem, próbował zwrócić na siebie uwagę... Ale marnie mu wychodziło. W ciągu trzech godzin – sprawdzał na zegarku – zatrzymały się zaledwie dwa samochody i niestety żaden z nich nie mógł go zabrać. 

W jednym kobieta myślała, że coś mu się stało, chciała pomóc wzywając pogotowie albo policję, na szczęście wyjaśnił jej wszystko i zrezygnowała z nietrafionego pomysłu. Drugi z kolei zatrzymał się tylko po to, aby powiedzieć, że chętnie by go zabrał ale ma pełen samochód. Uśmiechnął się, grzecznie, podziękował za chęci, a w duchu zastanawiał się, dlaczego tacy ludzie się pojawiają. Tylko nadzieję mu robią. 

AutostopowiczWhere stories live. Discover now