Widziałam jak się na mnie patrzyłeś. Byłam nowa ba najnowsza z całej szkoły. Przyszłam nie dawno,a ty już zdążyłeś mnie poznać. Miałam charakter buntowniczki lubiłam się sprzeciwiać i mimo tego,że nie traktowałam cię poważnie ty wciąż próbowałeś. Byłeś łobuzem,chłopcem o którym marzy każda dziewczyna. Każdego dnia patrzyły się na mnie zadawając pytanie "Dlaczego ona?" ale ty dobrze wiedziałeś kogo chcesz. To byłam ja. Poznałeś mnie tak jak nikt inny. Znałeś moje wady i zalety. Moje lęki i powody do radości. Wiedziałeś o mnie tak wiele,a ja o Tobie tak mało. Kiedy pierwszy raz podszedłeś i zagadałeś serce łomotało mi jak szalone,a efekt motyli w brzuchu stał się niewyobrażalnie silny.

-No cześć maławiedziałeś z fliciarskim uśmieszkiem. Już wtedy pragnęłam być twoja. Dumnie zostać panną Bleckwood. Bo już wtedy wiedziałam,że cię kocham.

-Cześć-odparłam zmieszana. Kiedy patrzyłam się w twoje duże,błękitne oczy wszystko stawało się nieistotne.

-Co robisz dzisiaj po południu?-zapytałeś tak jakbyś pragnął całą wieczność spędzić tylko ze mną. Chciałam stanąć i wykrzyczeć,że cię kocham,ale nie mogłam. Po prostu nie mogłam.

-Nic...-urwałam krótko,a ty zablokowałeś mnie ręką tak jakbyś nie chciał abym kiedykolwiek gdzieś odeszła

-Panno Monley zgodzisz się spędzić to po południe wraz ze mną?-spytałeś,a ja stałam się najczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Miałam ochotę rzucić ci się w ramiona,czule wyszeptać do ucha,że każdy dzień i noc mogłabym spędzić z Tobą,ale nie mogłam...Po prostu nie mogłam...

-Chętnie panie Bleckwood-rzuciłam,spoglądając ukradkiem na twoją gładką twarz. Uśmiechnąłeś się.

-No to widzimy się o szesnastej ślicznotko-słysząc to zaczerwieniłam się. To było wspaniałe uczucie usłyszeć to od Ciebie. Ale zanim odszedłeś mocno mnie przytuliłeś. To był znak dla innych dziewczyn,że to ja zostałam wybrana,że to ja w przyszłości mogę nosić twoje nazwisko...

Była szesnasta. Cieszyłam się,że pobędę z Tobą sam na sam. Nie wiedziałam co planujesz i może dobrze,bo gdybym wiedziała zapewne wszystko potoczyłoby się inaczej. Wyszłam z domu ubrana w najpiękniejszą sukienkę jaką tylko miałam w szafie była czerwona taka jaką lubisz,ale żeby poczuć komfort założyłam białe trampki takie same jakie miałeś ty. Kiedy dotarłam do parku ty już tam byłeś. Widząc mnie uśmiechnąłeś się i powolnym krokiem zmierzałeś w moją stronę. Spojrzałam na ciebie i stanęłam. Blask księżyca oświetlał twoją uroczą twarz. Stałam jak zahipnotyzowana. Kiedy wreszcie do mnie podeszedłeś ująłeś moją dłoń i odprałeś

-Pięknie wyglądasz-delikatnie ją musnąłeś

-Dziękuję. Ty również-odrzekłam i się uśmiechnęłam. Zawsze powtarzałeś,że mam piękny uśmiech i często powinnam go pokazywać innym i tak też robiłam.

-To gdzie idziemy panie Bleckwood?-zapytałam i spojrzałam na ciebie pytającym wzrokiem

-Niespodzianka Panno Monley-odpowiedziałeś z łobuzerskim uśmiechem. Zaśmiałam się lekko,chwyciłam twą dłoń i podążałam za Tobą. Ufałam ci. Osobom,którym się ufa poda się rękę i będzie się szło za tą osobą obojętnie w jakim kierunku. Właśnie ty byłeś taką osobą. Całą drogę rozmawaliśmy,a kiedy byliśmy na miejsu zaparło mi dech w piersiach. Przed moimi oczami ukazała się pięknna willa,cała oświetlona.

-Tędy-powiedziałeś i wskazałeś na ścieżkę znajdującą się za otwieraną właśnie bramą. Ciągle trzymałeś mnie za rękę,a ja będąc w nowym otoczeniu bałam się ją puścić. Bałam się,że kiedy nasze dłonie się rozłączą zgubię cię i stracę na zawsze. A ja bardzo ciebie kochałam i chciałam mieć u swego boku. Chciałam aby wszystkie inne dziewczynki zazdrościły mi Ciebie. Żeby patrzyły się na mnie i mojego chłopca z podziwem i zazdrością,że to ja jestem na tym miejscu,a nie one. Tym chłopcem byłeś ty panie Bleckwood...

Tylko gwiazdy powiedzą nam prawdęWhere stories live. Discover now