ROZDZIAŁ II

308 26 41
                                    

Adam wyszedł z pokoju i zaczął zmierzać w kierunku kuchni na śniadanie. W sumie, gdyby nie Juliusz i jego zaangażowanie oraz zdolności kulinarne idące w parze z komentarzem: "Jesteście do niczego! Nawet wody w garnku nie potraficie ugotować, tylko ja się wszystkim zajmuję w tym domu!"  To dawno pozdychaliby z głodu, albo spaliliby kuchnię, próbując cokolwiek przyrządzić. Zmierzając do celu podziwiał obrazy w stylu romantycznym pozawieszane na ścianach, takie jak: "Wolność wiodąca lud na barykady" Delacroix, "Desperat" Courbeta, czy "Nocna mara" Füssliego. Mimo życia w XXI wieku, wciąż było im ciężko pozbyć się stylu i poglądów romantycznych. Poeta przekonał się także na własnej skórze, że przekonywanie ludzi o przybyciu z innej epoki i byciu PRAWDZIWYM ADAMEM MICKIEWICZEM, WIESZCZEM NARODU POLSKIEGO nie należy do najlepszych pomysłów.

Przypomniał sobie nagle swoje poranne odczucia dotyczące starzenia się, ale postanowił się pocieszyć, aby nie skończyć jak ten ponury Norwid. "Spokojnie Adaś, masz dopiero 37 lat, nadal wyglądasz zajebiście, niczego ci nie brakuje, a nawet jak zaczniesz się starzeć, to będziesz jak ten...jak mu tam było? Hmm...Zyguś o nim ostatnio mówił...A, WŁAŚNIE - CLOONEY! Im starszy, tym seksowniejszy, właśnie, taki ty będziesz! I może wreszcie Julek zwróci na mnie uwagę i nie będę musiał na nim wymuszać miłości, którą wiem, że NA PEWNO do mnie pała, bo te piski które wydaje są z ekscytacji, a nie strachu...prawda?"

Wszedłszy zamyślony do ogromnej kuchni urządzonej w stylu nowoczesnym (pomysł Zygmunta, aby jak mówił: "Nie wzbudzać podejrzeń i być T R E N D Y") Poczuł cudowny zapach smażonej cebulki i świeżo zaparzonej kawy - PRAWDZIWEJ kawy, a  nie tego gówna ze Starbucksa, które ciągle siorbie Krasiński z takim upodobaniem. Spojrzał w kierunku płyty grzewczej, przy której stał Juliusz mieszający coś na patelni i nucący piosenkę jednego ze swoich dwóch ulubionych wokalistów, Taco Hemingwaya, czy jak go nazywał złośliwie Cypek: Taco HeminGAYA.

"Ach, Taco, jak ja cię rozumiem, też bym chciał taki ZTMik i pojechać nim w siną dal, tam gdzie będę mógł być wolny, a moja dusza zaznałaby wyzwolenia..." - pomyślał Mickiewicz siadając przy stole wpatrując się w Słowackiego. Chłopak miał na sobie tylko bokserki i rozciągniętą koszulkę przeznaczoną do spania, na której widniał wizerunek Prince'a, drugiego artysty muzycznego, którego cenił Julek. Ubrany był jeszcze w różowy fartuszek w białe groszki, obszyty falbankami. Był to prezent od Krasińskiego w zamian za pełnienie przez wieszcza roli "gospodyni domowej", a w odpowiedzi na oburzone krzyki Słowackiego i pytania "CZEMU TO JEST TAKIE RÓŻOWE I DZIEWCZĘCE, JA JESTEM FACETEM, DO DUSZY ALINY" usłyszał odpowiedź: "...bo jest TAAAKI uroczy, a poza tym, chyba nie chcesz ubrudzić ubrań podczas gotowania, prawda?~". Obudziło to jego duszę dandysa i skończyło się na tym, że owy fartuszek został nieodłącznym atrybutem młodzieńca.

Adamowi to bynajmniej nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, widok szczupłego ciała 26-latka odzianego w coś takiego w połączeniu z jego ciemnobrązowymi lokami, czekoladowymi oczami i delikatnymi rysami twarzy sprawiało, że odczuwał niepohamowaną żądzę. A to wszystko pobudzał dodatkowo jeszcze jego wąs. Ach...ten dziewiczy, nieskalany wąs... Po chwili Mickiewicz przyłapał się na tym, że się ślini i to nie z powodu apetycznych zapachów roznoszących się po kuchni. Szybko otarł wargi i postanowił się odezwać:

- Dzień dobry, Juliuszu.

Słowacki podskoczył z zaskoczenia i się odwrócił.

- Och, aleś mnie wystraszył, nawet się nie spostrzegłem kiedy przyszedłeś, dzień dobry.

Starszy mężczyzna postanowił nie zwlekać i działać z samego rana.

- Pięknie dziś wyglądasz, jak jakaś nimfa wodna, albo magiczne widziadło, moja "Świtezianka" może się przy tobie schować ze wstydu.

Sassy WieszczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz