Burza

249 16 3
                                    

- Nie ma mowy! - wykrzyknął oburzony Słowacki.

- Och, no weź, Juluśś! - wystękał błagalnie Zygmunt.

- Nie znaczy N I E. Czy ty zdajesz sobie sprawę, o co mnie prosisz?

- Ależ oczywiście! Dalej, wiem, że możesz to dla mnie zrobić~ - kontynuował namolnie blondyn.

Poeci pochłonięci byli mianowicie w swego rodzaju sprzeczce. Swego rodzaju, ponieważ rzecz o którą owa zwada się toczyła trudno nazwać poważną. Krasiński dosłownie przed chwilą oświadczył Juliuszowi, że idzie z Cyprianem na tak zwaną "noc horrorów", którą postanowił mu zafundować. Miał szczerą nadzieję, iż podczas wspólnego wyjścia zdoła "rozkrzesić w sercu Cypusia płomień miłości". Tylko wynikałoby z tego, że Słowacki musi zostać w domu z Mickiewiczem, a całego wieczoru przesiedzieć w pokoju nie da rady, także konfrontacja będzie nieunikniona. To prowadziło nas do obecnego momentu.

Szatyn wspomniał powątpiewająco:

- Przecież ty tam na zawał odjedziesz, boisz się horrorów jak Balladyna kary! Pewnie albo zemdlejesz, albo zaczniesz krzyczeć wniebogłosy.

Jasnooki tylko wyrzekł teatralnie:

- Miłość wymaga poświęceń, mój drogi.

- Ooo, proszę mi do tego miłości nie mieszać! Ja sobie wypraszam być tak traktowanym! Zostawiać mnie tu z tym...tym...nawet nie wiem jak go nazwać - wysyczał młodzieniec.

- Przesadzasz, to tylko parę godzin, jeśli nie chcesz z nim rozmawiać to nie musisz, no a nocy to razem raczej nie spędzicie, chociaż kto wie, co wam po głowach może chodzić... - rzekł Zygmunt z insynuującym uśmieszkiem.

Juliusz poczuł, jak płoną mu policzki i uszy. Został zalany przez zawstydzenie, które całkowicie zbiło go z pantałyku.

- P-Przestań pleść głupoty... - wyjąkał słabo.

- Hm hm, a mam ci przypomnieć, co mówiłeś niedawno przez sen?

- Nie ośmielisz się.

Blondyn tylko zachichotał złośliwie, położył dłoń na czole i przymykając oczy zaczął stękać w ekstazie:

- Adamito, ach mój Adamitoooo...

Ciemnookiego oblała purpura, po czym warknął desperacko:

- DOBRZE JUŻ DOBRZE, ZGADZAM SIĘ!

Krasiński przyklasnął na to ochoczo dłońmi i z radością uścisnął Słowackiego.

- DZIĘKI, DZIĘKI, DZIĘKIIIII~ - krzyknął, podskakując w miejscu.

- Mhm, cudownie, po prostu cudownie - wysyczał starszy.

To nie pierwszy raz, kiedy uległ dręczącym namowom Zygmunta. Za każdym razem starał się pozostawać nieugiętym i za każdym razem przegrywał. Wszyscy wiemy, jak nasz bohater przyjmował porażkę, toteż jego samopoczucie zostało spaczone, a duma kulała.

Żeby szantażować go jego snami! Przecież nie ma wpływu na to, co podsunie mu umysł! Sama mara nocna jak pozostała mglista, tak mglista jest nadal, lecz żeby mówić przez sen JEGO imię...doprawdy, upokorzenie nad upokorzeniami....

Gdy myślał, że gorzej być nie może, Krasiński uświadomił go w czymś jeszcze.

- O, pamiętaj tylko, że kolację stety lub niestety musicie zjeść razem.

Juliusz, ledwie panując nad sobą, wyrzucił tylko:

- W życiu. Niech głoduje, i tak za dużo żre.

Sassy WieszczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz