Upija łyk wina.
Różowe usta przylegają nieśmiało do krawędzi kieliszka, a krwawy płyn spływa wprost do nich, bawiąc je na czerwono.
Odsuwa po chwili wargi, oblizując je z przyzwyczajenia. W jednej dłoni trzyma nóżkę naczynka niczym berło Bachusa, drugą zaś przeczesuje te niesforne loki.
Gdyby tylko wiedział, jak pociągająco i niewinnie teraz wygląda! Adam czeka cierpliwie, aż natrafi na jego wzrok.
Trochę to trwa, ale wreszcie:
Błękitne i ciemne tęczówki krzyżują się że sobą.
Juliusz, z wypiekami na twarzy z powodu wypitego alkoholu - bo nie była to pierwsza lampka - rumienieje jeszcze bardziej po uświadomieniu sobie, że był obserwowany cały ten czas.
Starszy widzi, jak skonsternowanie i zawstydzenie mieszają się na licach młodszego.
Uśmiecha się szelmowsko, a Słowacki spuszcza wzrok.
Mickiewicz bierze łyk wina, czuje, jak wypełnia go smak winogron, naznacza język i podniebienie.
Czy i juliuszowe usta smakują tak jak owy trunek?
Lecz jakiego typu muszą być?
Wytrawne?
Półsłodkie?
Słodkie?
Świruje wciąż to kruche, szczupłe ciało tęczówkami, ignorując głosy mówiących do niego znajomych oraz flirtujących panien.
Nagle Słowacki spogląda na Adama odważnie, buńczucznie, co powoduje dreszcze na jego kręgosłupie. Pierwszy raz zrozumieli się bez słów.
Opróżnia szybko kieliszek, po czym wstaje od stołu i zmierza schodami na górę. Pierwszy wieszcz, jak zahipnotyzowany podąża za nim wzrokiem. Także dopija swą lampkę i wychodzi z pokoju, uciekając od hałaśliwych, namolnych rozmów, krzyków, gwaru.
Wspinając się po skrzypiących schodach, wciąż czuje posmak goryczki pozostały po winie. Krew buzuje mu w uszach, oddech przyspieszył.
W następnej chwili stoi przed drzwiami do przydzielonego młodzieńcowi na noc pokoju.
Waha się, lecz krótko.
Skrzypnięcie, stąpnięcie i jest.
Stoi naprzeciwko, wyczekuje.
Widział to w owych czekoladowych oczach, a on w jego. Wiedzą. Po prostu. Koniec uciekania, wodzenia za nos.
Już dość niepewności.
Już dość.
Zbliża się do tej szczupłej osóbki, sekundę potem dłoń Mickiewicza leży na jedwabnie gładkim policzku młodzieńca.
Ciepły, przyspieszony oddech rozbrzmiewa w cichej sypialni.
Juliusz przymyka powieki.
Adam także.
Ich wargi się łączą w ulotnym, eterycznym pocałunku.
I są.
Istnieją.
Żyją.
Razem. Po prostu razem.
Odkopałam, podrasowałam, opublikowałam.
Żyję! (no, prawie).
Polecam wiersze Haliny Poświatowskiej, nie polecam wczesnego wstawania do liceum :')
Sassy Wieszcze jeszcze istnieją, serio. No scam, sama prawda.
Lubię pisać na poważnie. Na poważnie jest ciekawie, inaczej.
Chcę, żeby Adamito i Juljusz (po staropolskiemu) byli razem, same to Zygi and Cypi (dammit, szkoła + lenistwo = oof)
Ale i tak nikogo to nie obchodzi
elo
CZYTASZ
Sassy Wieszcze
FanfictionTa klątwa... Myśleli, że to już koniec. Podejrzewali, że każdy z ich gatunku wyginął. Po dziś dzień czytano ich cudowne prace z notoryczną myślą o ich śmierci. Opłakiwano i odwiedzano ich groby. Jednak wrócili. Wrócili, żeby podbić listy przebojów i...