ROZDZIAŁ IV

217 14 18
                                    

Zygmunt zamrugał zdezorientowany oczami.

- Gdzie. Jest. Cyprian. - powtórzył Juliusz.

- Aach, Cypuś? Wszystko z nim ok, goryle El Cedrusia zanieśli go do jego pokoju - powiedział beztrosko Krasiński. - No, ale koniec końców nic się złego nie stało, prawda, taki tam mały wypadeczek~

Dziewiczy wąs Słowackiego zadrgał ze złości.

- NIC SIĘ NIE STAŁO?! A CZYJA TO WINA, HMM?! O MAŁO NIE SPALIŁEŚ MNIE I NORWIDA ŻYWCEM! CAŁE SZCZĘŚCIE, ŻE SIĘ WYDOSTALIŚMY NA CZAS!

- Ach, to prawda, niestety wam się udało - wycedził pogardliwie Adam.

Juliusz zamarł z wściekłości i spojrzał w lodowato błękitne oczy mężczyzny. Nie, no po prostu szczyt chamstwa! I pomyśleć, że w jego śnie Mickiewicz był zupełnie inny, pewnie, miał wybuchy wściekłości, ale był mniej zadufany w sobie i taki miły dla niego, nawet więcej, niż miły... Ale czego mógł się spodziewać, to była przecież tylko mara nocna, PRAWDZIWY PAN ADAM MICKIEWICZ stał właśnie przed nim, patrząc na niego z góry, jak zwykle zresztą. Od kiedy pamiętał, byli rywalami. Problem był tylko taki, że Juliusz nie szukał zwady z wieszczem, tyle razy chciał z nim po prostu porozmawiać, tylko przeszkadzała mu w tym jego duma, próżność i ignorancja ze strony Adama.

Myślał, że gdy zaczną żyć w tych czasach, ich relacje ocieplą się, choć trochę, a Mickiewicz przestanie myśleć o nim jak o gówniarzu próbującym rywalizować ze starszymi. ALE OCZYWIŚCIE ŻE TAK SIĘ NIE STAŁO. Bo "Adaś" musiał jak zawsze zabierać mu popularność. Och, do diabłów z tym, że Juliusz był wokalistą zespołu. Radość związana z poklaskiem i gromadą fanów musiała paść przed nagłym zachwytem ludzi nad Adamem i jego aurą, która sprawiała, że nagle dorobił się sławy jego poziomu. Więc oczywiście, jak zwykle uraziło to dumę Słowackiego i relacja z Mickiewiczem zamiast się polepszyć spadła o jeden poziom niżej, o ile to w ogóle możliwe.

- Przepraszam więc, że musiałem zawieść twoje oczekiwania - powiedział Julek ze złośliwym uśmieszkiem.

Krasiński, czując narastające napięcie i ciężką atmosferę, postanowił działać.

- EKHM, no, to może pójdziemy do domciu, napić się czegoś a potem spać? Bo chyba wszystko już sobie wyjaśniliśmy... - wyjąkał, widząc narastający gniew wieszczów.

- Nie tak szybko, amigo.

Wszyscy trzej odwrócili się, by ujrzeć stojącego przed nimi El Cedro, który zadowolonym nie był, oj nie.

- Bajo, ty musieć zapłacić za wyrządzona szkoda. - wyrzekł stanowczym tonem, wskazując palcem na Zygusia.

Przerażony Krasiński zaczął nerwowo kaszleć, po czym odparł zestresowanym tonem:

- Nie no, Cedruś, daj spokój, było, minęło, to się wyklepie, ahaha...

Menadżer powiedział surowo:

- Ty być estúpido, ty prawie zabić vocalist i percusionista, i spalić przy tym magazyn!

- No cóż, była wina, powinna być i kara - rzekł spokojnie Adam.

- ECH, powinieneś mi pomóc, a nie cytować morały ludowe z drugiej części "Dziadów"! - krzyknął zrozpaczony blondyn.

- Po prostu dajcie mu jakąś karę, jestem już zmęczony tą sytuacją - odparł Juliusz znużonym tonem.

Na te słowa Mickiewicz i El Cedro nachylili się w naradzie, szepcąc coś do siebie, po czym po chwili wyprostowali się i gitarzysta rzekł:

- Zygmuncie Krasiński, za podpalenie magazynu skutkującego spaleniem naszych "gadżetów" dla fanów i narażenie przy tym życia Juliusza Słowackiego oraz Cypriana Kamila Norwida dostajesz miesięczny szlaban na spożywanie kawy ze Starbucksa, oraz obecny tutaj El Cedro konfiskuje ci także kolekcję okularów Czuuxa na okres dwóch tygodni.

Sassy WieszczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz