Obudziła się, patrząc na drewninany sufit jej małego pokoiku na strychu. Jasne blond włosy opadały lekkimi falami na bladą, piegowatą twarz. Ciepła kołdra oplatała jej ciało. Był środek wakacji, a pogoda była beznadziejna. Szare chmury zakrywały niebo, tworząc płaczcz, z którego co chwila zlatywały wielkie przezroczyste krople. Zapatrzyła się zielonymi oczami na pająka powoli spełzającego po przeciwnej ścianie. Wzdrygnęła się. Od początku czerwca pozostawała u dziadków - od strony taty - na wsi, niedaleko starego dworku.
Wyglądał na opuszczony, ale Emily wiedziała, że ktoś tam mieszka. Być może jej się zdawało, ale zawsze miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Zdarzało się to tak wiele razy, aż zaczęła unikać tego miejsca. Wydawało jej się, że czasami patrzyła na nią blada twarz, ukryta w cieniu dworku. Z dziadkami nie mogła o tym rozmawiać, bo byli mugolami, zresztą jak jej tata, ale mamie często o tym wspominała. Podobno mieszkała tam bardzo bogata rodzina Malfoy'ów - aroganckich arystkoratów. Jednak musi ich chronić potężne zaklęcie maskujące, bo w żaden sposób nie dało się tam dostać.
Po chwili z zamyślań wyrwało ją skrobanie myszy w drewno. Emily ubrała się w zwiewną białą sukienkę i zarzuciła krótki błękitny sweter na ramiona. Włosy związała w luźny kok, zabrała kalosze, bo zamierzała zjeść na dworze i popędziła wąskimi schodkami na dół. Minęła sypialnie, jeszcze śpiących dziadków i mały gabinet babci, po czym przez mały salon weszła do skromnej kuchni. Nie wiedziała co zjeść na śniadanie - zresztą jak zwykle- więc zrobiła sobie zwykłą jajecznicę i wyszła na taras.
Powietrze było ciężkie, słońce schowało się za chmurami, ale było czuć płynący z niego żar. Trawa była idealnie zielona z powodu obfitych deszczy. Ptaki cicho ćwierkały. Z drzewa na drzewo przeskakiwała wiewiórka, a na skraju polany wylegiwały się sarny. Domek znajdował się obok lasu, dlatego czuć było silny zapach mokrych igieł. Wszędzie zalegały spokój i cisza. Emily odpowiadała taka pogoda.
Jakby ktoś rzucił zaklęcie zapomnienia na to miejsce - pomyślała.
Zadowolona zjadła śniadanie i zaczęła sprzątać. Chociaż miała jedenaście lat to ona się tu wszystkim zajmowała z powodu wieku dziadków. Lubiła włączyć muzykę i zagłębić się we własnych myślach, ścierając kurze ze starych ksiąg. Kiedy siadła na szkarłatnym fotelu, aby chwilę odpocząć przyszła jej babcia - Bridget.
- Jak się dziś czujesz kochanieńka? -zapytała z uśmiechem na twarzy.
Była idealną babcią: piekła Emily ciasteczka, dbała o nią, każąc założyć bluzę czy czapkę; umiała szyć na drutach; była zawsze miła i pogodna. Dziewczynka bardzo ją kochała.
- Wspaniale - odpowiedziała, oddychając z ulgą i odgarniając zbłąkany kosmyk z twarzy.
-Kiepska pogoda, co? Chociaż dla ciebie pewnie idealna kruszynko! - zaśmiała się.
Emily odpowiedziała jej ciepłym uśmiechem. Parę minut poźniej zszedł dziadek - Anthon. Był wzorem dziadka. Z dużym brzuszkiem, okularami, codziennie opowiadał o swojej przeszłości i czytał gazety, często rozwiązując krzyżówki.
- Dzisiaj przwożą pocztę, może przyjdzie list od twojej mamy -zwrócił się do dziewczynki.
-Poczta?! -wykrzyknęła Emily.
Od paru tygodni dokładnie przegląda przesyłki, poszukując jednego listu - listu z Hogwartu. Czekała na niego od początku wakacji, bo - tak jak mówiła jej mama - wtedy czarodzieje otrzymują zaproszenie do nauki w tej szkole.
- A co cię tak ucieszyło, droga damo? -powiedział z uśmiechem dziadek.
-Em...Bardzo cieszę się na list od mamy - odpowiedziała speszona.
Na szczęście nikt nie poruszał już tego tematu.
Reszta dnia minęła Emily w napięciu, wyczekując dzwonka do drzwi. Było tak w każdy poniedziałek i zawsze kończyło się nieprzyjemnym rozczarowaniem. Właśnie zagłębiła się w lekturze, gdy usłyszała znajomy dźwięk. Wyjrzała przez okno:
Listonosz! - wykrzyknęła w myślach.
Zbiegła po schodkach i rzuciła niedbale do babci:
- Ja otworzę! - po czym pobiegła do dzwi wejściowych.
Spięta otworzyła drzwi patrząc na stertę najróżniejszych gazet, listów i reklam. Powoli rozsunęła koperty, przerzucając je coraz szybciej i szybciej. Nagle zabrakło jej tchu. Siedziała tam, bez ruchu, a przed nią wylądowała wielka brunatna sowa. Do nogi miała przywiązaną kopertę ze złotą wstążką i szkarłatną pieczęcią. Dobrze znała ten symbol. To był list do niej. List z Hogwartu.
Z jej ust wydarł się zduszony pisk. Odwiązała kopertę od nóżki ptaka i popędziła do swojej sypialni próbując okazać obojętność kiedy przechodziła obok dziadków. Rzuciła tylko:- Nic ciekawego - i zniknęła za rogiem korytarza.
Wpadła do pokoju, wskakując na miękkie okrągłe łóżko. Podekscytowana otworzyła list, z czerwonym symbolem jej przyszłej szkoły - Hogwartu.
W środku pochyłym, ozdobnym pismem było napisane:Hogwart Szkoła Magii i Czarodziejstwa
Dyrektor Albus Dumbledore
Szanowna pani Emily Collins,
Mamy przyjemność poinformowania Pani, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia. Rok szkolny zaczyna się pierwszego września. Oczekujemy Pańskiej sowy nie później niż trzydziestego pierwszego lipca.
Z wyrazami szacunku
Minerwa McGonagallTen moment Emily zapamiętała do końca życia. Do oczu dziewczynki napłynęły łzy szczęścia.
Ciekawe co przniesie pierwszy dzień jako czarownica, panno Collins - zażartowała w myślach Emily.
...
Mam nadzieję, że się spodoba.
CZYTASZ
Loving the Snake 》 Tylko Ty
FanfictionCzy można pokochać Arystokratę? Czy to tylko złudzenie kierowane pożądaniem? Co się działo w sercach zwykłych uczniów, gdy Czarny Pan powstawał? Opowieść o dwojgu uczniach, związanych uczuciem. Przyjaźń czy miłość? Relacja, której nazwać nie potrafi...