Prolog - Ravenclaw?

124 5 1
                                    

Świtało. Świat powoli nabierał kolorów od cienkich promieni słońca. Ptaki zaczynały sennie śpiewać, a drzewa szeleścić pod wpływem rannego wiatru.

Dzień dopiero się zaczynał, jednak w domu Emily Collins wrzało jak w ulu. Mama krzątała się, przygotowując prowiant na drogę i co chwila, sprawdzając kufer już stojący w holu. Tata chodził w tą i z powrotem, jeszcze raz, patrząc to na mapę, to na list. Emily siedziała w swoim pokoju wpatrując się w ścianę. Cała spięta ze stresu albo - podniecenia, czekała. Dzisiaj był ten dzień, dzisiaj miała wybrać się do Hogwartu. Nie wiedziała, czy się cieszyć, czy płakać. Z jednej strony to było jej największe marzenie i pragnęła tego całym sercem, z drugiej bardzo się bała. Nie chciała zostawiać rodziców, bo byli jej największym wsparciem. Bała się, że to co zobaczy nie będzie tak piękne jak sobie wyobrażała. Ale co mogła zrobić? Tylko czekała w napięciu na sygnał taty do wyjazdu.

W tej chwili usłyszała głośne wołanie. Zbiegła drewnianymi schodkami na dół, zabierając ze sobą klatkę Clarie. Rodzice stali przy drzwiach wejściowych, najwyraźniej czekając na nią. Dziewczynce serce podskoczylo w piersi. Nagle wszystkie zmartwienia zniknęły, a pozostały tylko radość i podekscytowanie.

- Na co czekamy? Jedźmy! - zawołała wesoło.

Wybiegła przed drzwi, ciągnąc kufer z wyposażeniem i klatkę Clarie. Wpadła do samochodu pełna energii. Za chwilę wpakowali się rodzice i ruszyli w drogę.

Przez cały czas wpatrywała się uśmiechnięta w przejeżdżające samochody. Próbowała wyobrazić sobie Hogwart, Wielką Salę, sale lekcyjne. Przypominała sobie wszystkie przedmioty, zastanawiając się, jak będą wyglądać pierwsze zajęcia.

Podróż mijała jej w ciszy. Nikt się nie odzywał. Wszyscy tylko wyczekiwali tego co zobaczą. Wyczuwała jednak pewne napięcie w rodzicach. Domyślała się, że nie chcą puszczać córki do obcego miejsca. Było to naturalne - martwili się o nią.

Skręcili w tłoczną ulicę Londynu, kierując się na parking dworca. Emily znieruchomiała - tak nie mogła sie tego doczekać. Znaleźli miejsce i wyciągnęli kufer z bagażnika. Zaczęli w milczeniu iść w stronę dworca.

Wewnątrz panował harmider i Emily musiała się bardzo pilnować rodziców. Oni znali drogę i szybkim tempem szli w wyznaczone miejsce. Stanęli pomiędzy peronem dziewiątym i dziesiątym. Dziewczynka nie do końca wiedziała co ma zrobić. Widocznie rodzice wyczuli jej niepewność, więc mama powiedziała:

- Wbiegnij w barierkę - powiedziała jakby było to całkiem normalne. - Tylko w odpowiednim momencie. Nie zatrzymuj się. Zamknij oczy i idź bez wahania. To bardzo ważne - dodała stanowczo.

- To się uda? - zapytała niepewnie dziewczynka, wgapiając się w barierkę.

-Córciu, zaufaj mi - odparła mama, uśmiechając się - TERAZ! - wykrzyknęła i złapała dziewczynkę za rękę, na znak, aby biegła tuż obok niej.

PRZECIEŻ TO SZALEŃSTWO - pomyślała Emily.

Ale było już za późno - musiała zaufać mamie. Zamknęła oczy i całą siłą woli wyobraziła sobie, że biegnie na otwartej przestrzeni.

Nagle poczuła dziwny chłód w kościach i na całym ciele. Jakby jakaś gęsta ciecz oplatała ją, miażdżąc niemiłosiernie. Zanim dziewczynce zabrakło tchu jej ciało owiał przyjemny wiatr. Otworzyła oczy. Za sobą miała barierkę, a przed nią rozpościerał się niesamowity widok. Znajdowała się w centrum magicznego peronu 9 i 3/4. Na torach stała czerwono-czarna lokomotywa. Z jej komina buchał biały dym. Wokół niej zgromadził się tłum ludzi ze swoimi dziećmi. Każda czarownica obcałowywała swoją pociechę.

Loving the Snake 》 Tylko TyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz