Rozdział 3

5 1 0
                                    


- Ale Vanessa! Ty po prostu musisz tam iść!

- Nic nie muszę – odpowiedziała gwałtownie odwracając się w stronę przyjaciółki.

- Wiesz, jak jest.

- Udam, że jednak nie – powiedziała brunetka. – Czy ty słyszałaś co ona opowiadała!? Co o nim mówiła?! Słyszałaś to?!

- Oczywiście, ale to nie zmienia faktu, że...

- Zmienia! – przerwała jej Nessi. – Nie ma prawa tak się o nim wypowiadać, rozumiesz? On nie zginął z powodu nieszczęśliwego wypadku! Z nieszczęśliwego wypadku to ona się urodziła! – krzyknęła oburzona.

- Mam iść po Blaise'a? – zapytała nieśmiało Penny.

- A co mi tu z Blaise'a?! Wszyscy mówią o Cedriku jak o rzeczy! Podsuwają sobie jego temat jak pytanie co lubią robić. Nie wiesz co już słyszałam, jakie wersje! Wszyscy odnosicie się do mnie z litości!

- Byłaś jego dziewczyną! Po tym co stało się w wakacje... - przerwała - to chyba logiczne! – zdenerwowała się Pen.

Jednak to już było dla Vanessy za dużo. Udawała, że wszystko jest w porządku, ale nie było. Robiła złą minę do tej gry. Nie czekała na więcej słów ze strony swojej przyjaciółki. Wyszła trzaskając drzwiami od dormitorium.

Miała dość osób, które nie znały prawdy a się wypowiadały. Nie liczyła na to, że będą ją traktować normalnie. Przecież jest w żałobie. Miała jednak nadzieję, że będzie to mniej widoczne, że będzie inaczej. Przeliczyła się.

 Vanessa zbiegła po schodach i wybiegła na błonia. Nie wiedziała, gdzie się podziać, więc zaczęła biec w kierunku pobliskiego jeziora.

*

- Blaise? – usłyszał chłopak tuż za sobą.

- Penny Roden? Czego chcesz? – zapytał odwracając się w stronę niższej od siebie blondynki.

- Coś złego dzieje się z Nessi, słyszy plotki... - zawahała się. – Boję się, że znowu to się stanie...

- Nie stanie się. Nigdy – odparł pewny Blaise.

- Kogo próbujesz oszukać, Zabini? Wiesz co dzieje się w jej umyśle? To było tak niedawno!

- Co chcesz z tym zrobić? Może pójdę do niej i powiem wszystko co wiem? – prychnął.

- Nie, uważam, że powinnyśmy skontaktować się z Cody'm.

- Z tym śmieciem Christianem? Nie pamiętasz już co powiedział?

Blondynka potrzebowała chwili, żeby pozbierać myśli. Była pewna, że to ona ma racje.

- Pamiętam! Pamiętam wszystko, rozumiesz?! Każde słowo, gest skierowany w jej stronę! Ale myślisz, że mu nie było ciężko?! To był jego przyjaciel, do cholery! Młodszy, bo młodszy! W naszym wieku! Nikt tu nie jest bez winy, Blaise. I ty dobrze o tym wiesz – zakończyła swój monolog i odeszła.

- Wszyscy byliśmy winni temu co stało się w wakacje – dodała pod nosem, ale nikt jej nie usłyszał.

Blaise z kolei zaczął się zastanawiać czy to czasami niebieskooka nie miała racji.

*

Tymczasem w niewielkim białym domu rudowłosa kobieta przyglądała się zdjęciu swojej zmarłej przyjaciółki. Fotografia ich przedstawiała ostatni rok w Hogwarcie.

Obie dziewczyny uśmiechały się beztrosko w stronę fotografa, a za nimi wygłupiali się James Potter, Syriusz Black, Dominic Lewis i Lucas La Mettrie, których Remus Lupin wraz z Peterem Pettigrew próbowali wypchnąć z kadru.

Przyjaciółki znacznie się od siebie różniły. Rudowłosa mimo to była bardzo podobna do siebie z tamtych czasów; była wysoka i miała ostre rysy twarzy (jak mówiło wiele osób – idealne kości policzkowe). Zaś ta druga: niziutka z dziecinną twarzą, na którym błyszczał szeroki uśmiech nie sięgający oczu.

Zoey nie wiedziała wtedy co się święci i jak potoczy się jej przyszłość. Pod koniec roku żyła decyzjami dotyczącymi zawodu i przyłączeniem do Zakonu Feniksa. Wiedziała, że były ciężkie czasy, ale miała cichą nadzieję, że wszystko się lada chwila skończy. Charakteryzowała się bardzo dziecinnym podejściem do życia i dla tego potrafiła rozbawić wszystkich nawet w najgorszych sytuacjach. Ale wiedziała gdzie jest granica i nigdy jej nie przekroczyła.

Niestety pewne wydarzenia zmusiły ją do zmiany perspektywy.

W pewnym momencie usłyszała głośne trzaskanie drzwiami frontowymi. Zoey się wystraszyła, nikt jej często nie odwiedzał a jeśli już, pukali i czekali aż im ktoś otworzy.

Tak się zachowują kulturalni ludzie.

Szybko odłożyła ramkę ze zdjęciem na półkę przy łóżku. Zabrała ze sobą różdżkę, którą wyciągnęła przed siebie w razie rzucenia zaklęcia. Zbiegła po schodach tak, by nikt jej nie usłyszał.

Gdy zobaczyła kto stał przed nią aż otworzyła usta ze zdziwienia. Różdżka z nikłych hukiem upadła na dębową podłogę, a ona nawet tego nie zauważyła. Wysoki, wysportowany mężczyzna z lekkim zarostem i brązowymi, kręconymi włosami wpatrywał się ze spokojem w rudowłosą kobietę. Ostatni raz widzieli się lata temu, a ona nic się nie zmieniła.

Pamiętał, że to on miał wytyczyć czas ich następnego spotkania. To było właśnie teraz.

Zoey nie zamierzała krzyczeć, płakać czy wpadać mu w ramiona. Stała i po prostu patrzyła. Nie mogła uwierzyć, że on tu jest. Że to ten czas, a ona nie była gotowa. Nikt nie był gotowy.

- Będziemy tak stać? – odezwał się po raz pierwszy.

- Dominic? – zapytała, ale bardziej siebie. – To już?

- Już, Zoey – odpowiedział po czym przytulił kobietę.

*

- Dalej pijesz herbatę bez cukru? – usłyszał głos od strony kuchni.

- Nic się nie zmieniło z moimi gustami – odparł.

Po kilku minutach w salonie pojawiła się rudowłosa z dwoma talerzykami do ciasta i filiżankami. Oczywiście były z porcelany, kobieta wręcz ubóstwiała wszystko zrobione z tego materiału.

- Co zrobiłeś z Louisem? – spytała po chwili ciszy.

- Jest w domu, nie musisz się martwić.

- Powiedziałeś mu? – zdziwiła się.

- Nie, wszystko ci później wytłumaczę, ale musimy się zająć Lorraine.

- Nie sądziłam, że to już – złapała się za głowę. – Tak szybko, dopiero co Cedrik zmarł i to... to się stało...

- Wiem, że to może być trudne, ale wojna będzie. Czy ministerstwo wierzy w Voldemorta czy nie. Po za tym, tylko nie krzycz proszę – przerwał, a kobieta skinęła głową. – Skontaktowałem się z Lydią i powiedziała, że to ten czas...

- Czekaj, czekaj – powiedziała Zoey. – Skontaktowałeś się z nią? Beze mnie? Już? Za przeproszeniem, ale była umowa!

- Sama do mnie przyszła. Powiedziała, że wie.

- Że wie... Ale co? – zapytała zaskoczona.

- Gdzie jest przepowiednia. 

- A więc, to tak – skwitowała i ciężko westchnęła.

Droga do Skończonych MarzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz