"Wszystko się kiedyś kończy." - rozdział 7.

121 12 1
                                    


Wszystko płonęło. Ogień niszczył to co napotkał na swojej drodze. Był okrutny.

- Yoongi! - zawołałem jeszcze raz.

Usłyszałem ciche westchnięcie. Wiedziałem, że to on. Wbiegłem prosto do pokoju, który zajął już ogień. Leżał na łóżku, a w ręce trzymał zapalniczkę. Wziąłem Min'a na plecy i rozejrzałem się. Płomienie były wszędzie.

-" Tylko nie on!"- pomyślałem.

Spojrzałem na okno. Musiałem wyskoczyć jeżeli chciałem żeby którykolwiek z nas przeżył. Nie myślałem nad tym długo. Wyskoczyłem z Yoongim na plecach z płonącego budynku.

Na początku widziałem tylko jasne światło, lecz potem ujrzałem małą drewnianą chatkę. Obok niej rósł nie duży lasek. Natomiast dookoła było pełno zwierząt i niewielkie jeziorko. Postanowiłem wejść do środka tej  tajemniczej budowli. Zobaczyłem kobietę. Wyglądała znajomo.

- Jungkook? - odparła i odwróciła się w moją stronę.

- Mamo! - krzyknąłem zaraz po tym jak rozpoznałem kobietę.

- Co tutaj robisz? - odrzekła spokojnie.

Opowiedziałem jej wszystko, a ona zrobiła to samo. Dowiedziałem się, że to ten tyran ją skatował. Przytuliłem się do niej.

- Tak za tobą tęskniłem. - powiedziałem płacząc.

                                  *

Długo czekałem na mojego hyunga. Chciałem mieć go już przy sobie w swojej chatce. Minęło kilka zapalonych ognisk, zachodzących słońc i kilka nieprzespanych nocy. W końcu nadszedł ten dzień. Stał dokładnie tam gdzie ja mojego pierwszego dnia tutaj. Podbiegłem do niego i rzuciłem mu się na szyję.

- Kookie... - szepnął mi do ucha.

Przybliżył do mnie swoją twarz, a nasze usta zetknęły się tak jak tamtego okropnego dnia...

"Maszyna do pisania" || Yoonkook ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz