II

56 8 0
                                    

Dzień, w którym Felix miał zobaczyć się w końcu z przyjacielem, którego od dawna darzył uczuciem o wiele silniejszym niż zwykła, braterska miłość, po tak długiej rozłące od samego rana powodował uśmiech na jego twarzy. Nawet udało mu się spakować wszystko, co musiał zabrać, a wszyscy dobrze wiemy, że takie wycieczki zawsze kończą się zapomnieniem a to szczoteczki, skarpetek czy też bardziej istotnych rzeczy. Tym razem jednak rudowłosy chłopak stał ze słuchawkami w uszach oraz sportowa torba przerzucona przez ramię w kolejce do odprawy pewien, że wszystko czego potrzebuje ma ze sobą. A raczej, wiedział, że wszystko co jest mu niezbędne do szczęścia już za kilka godzin będzie stało na hali lotniskowej w oczekiwaniu na przylot nastolatka.
Był ciekaw tego, jak Seo wygląda, jak zmieniły mu się rysy twarzy, w jaki sposób teraz się ubiera, jakiej muzyki slucha, czy jego gusta kulinarne się zmieniły, czy jego wyrzeźbione ciało dalej wygląda tak nieziemsko, jak je zapamiętał.
Wszystko go interesowało. Tak cholernie stęsknił się za starszym o rok chłopakiem, że przeklinał w duchu czas, jaki musiał jeszcze spędzić w samolocie, zanim go zobaczy.
I tu pojawiło się pytanie.
Czy go pozna?
W tłumie ludzi, oczekujących na swoich bliskich, czy uda mu się wyłapać znajoma twarz, czy raczej będzie niczym zagubiona owieczka szukać swojego pasterza rozglądając się wszędzie dookoła?

To pytanie zdawało się atakować farbowanego chłopaka aż do końca jego podróży, a ta okazała nieco się przedłużyć, przez opóźnienie samolotu.

Zrezygnowany osiemnastolatek osunął się smętnie po ścianie, przy której dotychczas stał odblokowując kotłujący się w kieszeni telefon. Zmarszczył lekko brwi dostrzegając multum wiadomości od rodziców o treści "napisz jak dolecisz" i tym podobnych.
Zabawne. Żył od jakiegoś roku sam dla siebie, a jednak dalej musiał zdawać im relacje z chociażby tego, co zjadł na obiad. Nie miał im tego za złe, w żadnym wypadku. Uwielbiał ich opiekuńczość, a takie gesty były czymś, co ocieplało Felixowi serce w chłodne, samotnie spędzane w kawalerce wieczory.
Otworzył komunikator, na którym rozmawiał ostatnio z wypełniającym jego serce chłopakiem uważając, iż należy mu się informacja, że ten jednak będzie później.

Anioł:
Hej, nie wiem czy doszły do ciebie informacje, ale będę nieco później. Samolot ma drobne opóźnienie.

Binnie:
Spoko i tak mam jeszcze parę rzeczy do załatwienia na mieście i teraz bynajmniej zdążę ;)

Anioł:
Dzięki Bogu. Do zobaczenia Hyung.

Rudowłosy nieco uspokoił się na wieść, że jego przyjaciel ma jeszcze coś do załatwienia i nie urwie mu głowy za spóźnienie, które w gruncie rzeczy nie było przecież jego winą. Wsunął słuchawki do uszu, które wyjął gdzie spomiędzy szukaniem kawiarenki, a komunikatem od pracowników obiektu i przymknął oczy wyczytując na tablicy ogłoszenie, że odlot został opóźniony o godzinę, chwilę potem przysypiając przy jego ulubionym ostatnimi czasy kawałku tytułem Z.O.N.E nieznanego sobie do końca zespołu.

*CHANGBIN POV*

Czarnowłosy wpatrywał się w ekran telefonu z powoli ogarniającymi jego serce pustką i chłodem.
Tak cholernie chciał ujrzeć już twarz Felixa, wziąć go w ramiona i wyznać, że był totalnym debilem, gdy uciekł od swoich uczuć, oraz powiedzieć te dwa, niewiele znaczące, a jednak tak ważne dla dziewiętnastolatka słowa, by móc zobaczyć delikatny rumieniec wstępujący na poliki młodszego.

Skierować te dwa słowa do delikatnie wyższego, blondwłosego chłopca, którego policzki oraz nos były przyozdobione setkami malutkich, drobnych kropek, które Changbin tak uwielbiał zliczać, kiedy tylko młodszy z ich dwuosobowego towarzystwa zasnął przy nauce do jakiegoś egzaminu, za najwygodniejsze miejsce do usadowienia sobie głowy uznając kolana Seo.

Chciał móc złapać drobną dłoń przyjaciela w swoją, na które potem tak uwielbiał zerkać, kiedy swego czasu pędzili między uczniami spleceni niewidzialnym łańcuchem, który w owym momencie tworzyły palce nastolatków uciekających z lekcji, aby pobyć trochę czasu we dwoje.

Pragnął raz jeszcze przyłożyć usta do miękkiego, nieskalanego żadnymi wybrykami młodzieńczej skóry policzka, by móc poczuć, jak stado rozszalałych motyli wzbija się w powietrze we wnętrzu jego żołądka, z cicho nadzieją, że jakiemuś jednak uda się wydostać z potrzasku, jednak zawsze na marne.

Dźwięk klaksonu skutecznie wybudził go z rozmyślań, a ten, lekko przerażony całą sytuacja podskoczył na fotelu. Zapatrzony w wiadomość o opóźnionym locie zapomniał w jakim miejscu się znajduje i natychmiast odłożył telefon na półeczkę po stronie pasażera, ruszając spod świateł.
Skoro miał jeszcze czas, którego wcale nie chciał i przeklinał los, za takie znęcanie się nad nim poprzez odwlekanie tak wyczekiwanego spotkania z Lee, postanowił wstąpić na chwilę do Jisunga, który mieszkał niedaleko miejsca, w którym czarnowłosy zaparkował białe Audi na koreańskich blachach.

- Jeśli znów zapomniałeś wydrzeć się na mnie za nie wstawienie prania, to daruj sobie Hyung. - usłyszał na wejściu jak zdenerwowany głos gospodarza rozniósł się lekkim echem po wciąż niewykończonym w stu procentach mieszkaniu, w którym Han wraz ze swoim ukochanym postanowili urządzić sobie swoje małe gniazdko.

- To tylko ja, ale jeśli sobie tego życzysz to - Bin odchrząknął modelując swój głęboki, nieco zachrypnięty naturalnie głos na bliższy temu, którym posługiwał się Minho. - Czemu znowu nie zrobiłeś prania jak cię prosiłem?! Ile razy trzeba ci powta.. - urwał nie wytrzymując dłużej i zaniósł się śmiechem widząc jak jego przyjaciel wysuwa głowę z łazienki, a jego policzki unosiły się w gescie podobnym do starszego. - Wybacz, musiałem.

- Zawsze musisz. - Han bez większego zastanowienia zdjął z barków ścierkę, którą chwilę temu ścierał kurze i zamachnął się wymierzając brunetowi cios w czyste ubrania, które momentalnie pokryły się szarym pyłem.

- Lee Minho jest sam w sobie kabaretem, nie dziw się, że przy każdej okazji się..

- Nabijasz? Ta, przywykłem. - ciey uśmiech rozlał się na ustach właściciela lokalu, a jego delikatnie pucułowate policzki uniosły się ku górze. Moment później farbowany chłopak zniknął za rogiem przygotowując coś ciepłego do wypicia, zastanawiając się, czemu to szczycić się może obecnością przyjaciela w swoich skromnych progach. - A tak poważnie, to co cię sprowadza do mojego mieszkania o tak późnej porze?

- Mówiłem Ci, że dzisiaj odbieram Felixa z lotniska. - rzucił jakby od niechcenia niższy z chłopaków rozsiadając się w fotelu.

- Aaa, faktycznie. Twój kochaś miał dzisiaj przyjechać. - ledwo slowa wypłynęły z ust wiewióra, a w jego stronę leciała jedna z poduszek leżących, w normalnych okolicznościach, na kanapie.

- Zachowywał byś się chociaż jak na swój wiek przystało.

- Tak, tak panie "jestem wielce dojrzały, dlatego uciekłem z kraju przed uczuciem do najlepszego przyjaciela."
Changbin westchnął widząc jak Jisung zmierza do salonu z kubkiem parującej cieczy, którą zapewne była herbata, a następnie siada na meblu tuż obok niego z nieco poważna miną widząc, iż coś jednak u przyjaciela nie jest tak, jak powinno.

- Co się stało Bin? - brunet uniósł w końcu głowę znad delikatnie poruszającej się w naczyniu cieczy, na którą zapatrzył się w niewiadomym dla siebie momencie, posyłając smutny uśmiech blondynowi.

- Samolot ma opóźnienie.

Whatever u will do, I will love u to death..Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz