Clara szła przez korytarz w towarzystwie swoich przyjaciółek. Myślała tylko o tym, czy ktoś zauważył dziurę w jej pończosze. Na lekcji francuskiego, gdy wstawała do odpowiedzi, krzesło nie miało dla niej litości. Zupełnie tak jak nauczyciel, który zbił ją linijką za to, że odpowiedzią Clary na odgłos dartego materiału było ciche "putain"*.Co chwila naciągała spódnicę coraz niżej, aby mieć pewność, że nikt nic nie zauważy.
— Co ty tak się poprawiasz, czyżby jakaś randka, o której nie wiemy? — Annie zaczęła chichotać. Clara patrzyła na nią ze znużeniem. Kiedy ona stała się taka denerwująca?
— To chyba ty idziesz na randkę, nie ja.
Oczy Annie aż zaświeciły. Zatrzymała się nagle i popatrzyła na Clarę z wdzięcznością.
— Dobrze, że mi przypomniałaś! Mam do was prośbę. Mówiłam wam, że idę z Willem w sobotę do kina. Chciałabym, żebyście były tam ze mną, bo rodzicom powiedziałam, że idę z wami. Chcę być wiarygodna i mieć alibi, tak na wszelki wypadek.
Linda wyciągnęła z torby lusterko i szminkę. Zaczęła poprawiać swój makijaż, zerkając kątem oka, czy na korytarzu nie ma nauczycieli.
— Ja nigdzie nie idę, chyba że kupisz mi bilet. Zbieram pieniądze na nowe rękawiczki, więc nie zamierzam ich marnować na ciebie. - popatrzyła na przyjaciółkę ze znudzeniem i schowała szminkę z powrotem do torby. Clara z radością zauważyła, że nie tylko ona jest zirytowana zachowaniem Annie.
— Świetnie! Nie licz na mnie, jak będziesz czegoś chciała. A ty Claro? Też chcesz mnie wystawić, czy pomożesz?
— W sobotę? Muszę się zastanowić, nie jestem pewna czy mam czas.
— Jasne, to wcale nie brzmi jak wymówka. — dziewczyna wyglądała tak, jakby chciała je udusić. — Prawdziwe przyjaciółki!
— Możesz dać nam spokój? Nie jesteśmy zobowiązane chodzić z tobą na randki. — Clara powiedziała to tonem, który mówił wyraźnie, że jeszcze chwila tej głupiej dyskusji, a skończy się to dla Annie źle. Od rana miała zły humor, a eksces z pończochą nie pomógł. Jej przyjaciółki zdawały się jednak nie słyszeć tego tonu. Kontynuowały rozmowę o tym, jakie plany mają na sobotę. Choć w sumie ciężko to było nazwać rozmową. Bardziej przekrzykiwaniem się.
Zirytowana przyspieszyła kroku, zostawiając kłócące się dziewczyny w tyle. Dopiero po chwili usłyszała ich zdziwione głosy. Zorientowały się, że zniknęła. Trzeba im przyznać, że spostrzegawczość to ich mocna cecha.
Coraz częściej miała ich dosyć. Męczyły ją swoim dziecinnym zachowaniem. Miała wrażenie, że zatrzymały się na etapie plotek i podkradania szminek mamie.
Dobrze jednak wiedziała, że jeśli chce mieć choć trochę spokoju, nie może im o tym powiedzieć. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym, jakich kazań zmuszona by była słuchać.Gdy skręciła za róg, zauważyła małe zbiegowisko obok okna. Wszyscy przepychali się, aby być jak najbliżej szyby. Zaciekawiona, podeszła bliżej.
— Co tu się dzieje?
Odpowiedział jej wysoki chłopak, z szelmowskim uśmiechem na pół twarzy.
— O, Clara! Albert oszalał, albo to jakiś ciekawy przypadek opętania? Nie mam pojęcia co mu jest, ale tarza się po trawie przed budką woźnego.Spojrzała na niego z powątpiewaniem. Albert był spokojnym chłopakiem, który słynął ze swojej inteligencji i stateczności. Nie odzywał się prawie do nikogo, nie miał kolegów, ale miał szacunek innych. Nie wierzyła, że traciłby to, czołgając się po ziemi na oczach tylu ludzi.
— To nie może być Albert.
Chłopak, z którym wcześniej rozmawiała oderwał wzrok od okna i gestem zaprosił, aby się do niego przysunęła. Stał bardo blisko okna, więc miał dobry widok na sytuację. Clara stanęła przed nim, dostając przy tym kilka razy łokciem w brzuch od innych, którzy również chcieli zobaczyć co się dzieje.
— Powiedz mi, kto jeszcze ma kręcone, brązowe włosy, które długo nie widziały fryzjera, stary mundurek, dwie inne skarpetki? Nie wspominając już o tym, że tam obok szwenda się jeden z tych jego bezdomnych kundli, które tak bardzo lubi karmić. — Usłyszała szept chłopaka, który znalazł się nagle bardzo blisko jej ucha.
Faktycznie, Clara zobaczyła jak pies obwąchuje plecak, rzucony pod drzewo obok budki. To musiał być Albert. Kiedy to do niej dotarło, aż się uśmiechnęła. Właśnie patrzyła jak Albert Collins niszczy swoją i tak mało spektakularną reputację. Aż ciężko uwierzyć, jak łatwo stać się zerem.— No! Tu jesteś! Doszłyśmy z Lindą do wniosku, że kupię jej rękawiczki i bilet, a ona pójdzie ze mną do kina. Znaczy, ze mną i z Willem. Tobie też mogę kupić bilet, ale na rękawiczki już nie licz... — Annie przerwała na widok chłopaka, który przed chwilą rozmawiał z Clarą, po czym szybko wskazała na okno i zmieniła temat- A on co wyrabia?
— Walczy z demonami. — powiedział chłopak.
— No to czemu jeszcze tu stoisz, Will? Powinieneś już być w drodze po pastora! — dziewczyna już była gotowa biec na parafię. Linda jednak złapała ją za rękaw i wytłumaczyła szeptem, że to był żart. Annie spłonęła rumieńcem i zaczęła nerwowo drapać się po nosie. Zawsze tak robiła, gdy się wstydziła.
Will i reszta na szczęście się śmiali, myśląc, że dziewczyna się wygłupia. Biedny chłopak, niedługo rozczaruje się swoją ukochaną. Annie nie będzie w stanie długo ukrywać, że nie grzeszy bystrością. Choć i tak udało jej się ukryć przed nim ten fakt na prawdę długo. Chyba że i jemu brak intelektu. Dobrana para. Dziewczyna uśmiechnęła się, na myśl o tym.
Grupa przy oknie powiększała się z każdą sekudną. Ludzie przepychali się i przekrzykiwali. Zaczął panować chaos. Clara odłączyła się od tej zgrai i ruszyła w kierunku wyjścia ze szkoły. Na jej nieszczęście Annie i Linda zaraz ją dogoniły. Zaczęły się pytania i pretensje, dlaczego to znowu zostawia je same bez słowa. Clara ze znużeniem pomyślała, że takie biadolenie komuś nad uchem, powinno być karalne.
— Czy nie mogę już nigdzie iść sama?
— Nie, nie możesz. Nie tylko ty chcesz się dowiedzieć o co chodzi Albertowi. — głos Lindy nie wyrażał sprzeciwu. Annie szybko jej przytakiwała, jednak w jej oczach czaiła się niepewność. Nie wyglądała na przekonaną co do tego, czy chłopak faktycznie nie jest opętany.
— Jak chcecie się przydać, to idźcie po pastora. Jeśli serio to jakiś demon, wolę mieć Boga po swojej stronie. - powiedziała Clara, z nadzieją, że Annie weźmie to poważnie.
Tak się też stało. Dziewczyna już chciała biec do kościoła, jednak Linda złapała ją za rękaw i pociągnęła za Clarą.
***
* putain - francuskie przekleństwo