***
- Dlaczego się nie pogodzicie? Jesteście przyjaciółkami, nic to dla ciebie nie znaczy? - Annie dreptała za pędzącą korytarzem Clarą. - Mam już dosyć waszego zachowania, gorzej niż dzieci!
- Dlaczego rozmawiasz ze mną, a nie z Lindą? To ona się na mnie rzuciła.
- Ale to ty ją ośmieszyłaś przed szkołą.
Clara parsknęła śmiechem.
- Może zapamięta, że z niektórymi osobami nie warto zadzierać.
Annie westchnęła zrezygnowana i zostawiła dziewczynę samą. Clara zmieniła kierunek i udała się w stronę schodów prowadzących do kotłowni. Chciała być przez chwilę sama, a tam nikt się nie zapuszczał. Odkryła to miejsce rok temu i od razu pokochała. Niedawno zaczęła się przerwa obiadowa, więc miała dużo czasu na siedzenie w ulubionym miejscu.Schody były zakurzone. Było lato więc nawet woźny rzadko tu bywał. Clara znalazła wzrokiem małe, połamane krzesełko, które miało być spalone już dawno temu, lecz zostało zapomniane i do tej pory leżało w kącie. Wytarła je wierzchem dłoni i ustawiła. Jedna jego noga była złamana i krótsza od pozostałych, więc krzesło niebezpiecznie się chwiało. Clara zdjęła torbę i zaczęła w niej szukać zapałek. Wiedziała, że razem z krzesełkiem był tu ogarek świecy, którym woźny oświecał sobie zwykle drogę. Zapaliła go i uniosła na wysokość oczu. Uwielbiała wpatrywać się w ogień.
- Uważaj bo pobrudzisz sobie sukienkę. Nie jestem pewny czy wosk łatwo się spiera. Mike'owi może się to nie podobać.
Clara na dźwięk znajomego głosu prawie wypuściła świeczkę z rąk. Wstała z krzesła i odwróciła się w stronę Alberta. Wpatrywał się w ogień, sprawiając tym samym, że jego oczy wyglądały jak rozgrzane złoto. Jednak na twarzy nie wyrażał żadnych emocji.- Czego chcesz?
- Pogratulować zniszczenia Lindy na oczach całej szkoły. Jeszcze dwa dni temu sama jej broniłaś. - jego głos był zimny.
- Skąd o tym wiesz?
- Słyszałem.
- Nie żartuj, ty jesteś na mnie zły? - Clara spojrzała mu w oczy. Poczuła ukłucie w sercu widząc w nich zimno.
- Tak. Ja jestem na ciebie zły. - odwrócił się w stronę schodów i już miał zamiar odejść lecz zatrzymał go głos dziewczyny.
- Tylko tyle chciałeś mi powiedzieć?
Popatrzył na nią ale nic nie odpowiedział. Stał nieruchomo na schodach. Smutne oczy, niesforne loki, opalona skóra. Nawet z tej odległości czuć było bijący od niego zapach wiatru. Clara wstrzymała oddech wyczekując odpowiedzi. On jednak tylko pokręcił głową i spokojnym krokiem ruszył schodami w górę.Dziewczyna została sama z dopalającym się ogarkiem i połamanym krzesłem. Stała tak z rozwartymi ustami, nie wiedząc co się przed chwilą stało. Kopnęła krzesło z furią, co sprawiło, że całkowicie się rozleciało. Zarzuciła torbę na ramię i wbiegła na schody. Pędziła nie patrząc przed siebie. Nagle z impetem w coś wbiegła. Przewróciła się czując rwący ból w kostce. Łzy napłynęły jej do oczu. Usiadła pod ścianą i zwinęła w kłębek.
- Dlaczego księżniczka płacze?
Clara podniosła wzrok w stronę głosu. Mike stał przed nią, wpatrując się w nią z przejęciem. Uśmiechnęła się smutno i poparzyła znacząco na stopę.
- Mam słabe kostki.
- Dasz radę chodzić? Zaprowadzę cię do pielęgniarki. - złapał ją delikatnie za dłoń i pomógł wstać. Objął ją w tali, a ona wsparła się na nim ramieniem. Jego dotyk sprawił, że jej ciało przeszył miły dreszcz. Gdy stanęła na prawej nodze, syknęła z bólu. W obawie przed upadkiem mocniej ścisnęła ramię chłopaka, wbijając w nie mocno paznokcie. Mike chwycił ją pewniej i spojrzał badawczo na jej twarz.
- Pobladłaś. Może zawołam pielęgniarkę tutaj? - doprowadził ją do pobliskiej ławki - Zaraz wracam, nie waż się sama wstawać.Clara odprowadziła go wzrokiem po czym przyjrzała się swojej stopie. Kostka tak spuchła, że musiała rozpiąć buta, który już tylko pogarszał sprawę. Spróbowała ruszyć palcami i zaraz tego pożałowała. Oparła się o ścianę i zamknęła oczy. W jej głowie kłębiły się miliony myśli pomieszanych z bólem. Zimno muru przyjemnie chłodziło jej ciało.
- Cóż z niego za dżentelmen, że zostawia dziewczynę samą? - Albert jak zwykle pojawił się znikąd. Do bólu w kostce doszedł teraz nieprzyjemny uścisk w żołądku.
- Zupełnie tak jak ty, z tą różnicą, że on zaraz wróci.
- A co ja właśnie zrobiłem?
Dziewczyna odwróciła wzrok. To nie był dobry czas na gry słowne. Marzyła o tym, żeby chłopak zostawił ją samą, on jednak usiadł obok niej. Biło od niego przyjemne ciepło. Zdjął plecak i nachylił się w jej stronę.
- Zdejmij pończochę.
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Tak się składa, że miałem zwichniętą kostkę.
- I co z tego? - mimo niepewności ściągnęła pończochę i z przerażeniem spojrzała na fioletową stopę. Albert kucnął i delikatnie ją złapał. Powstrzymała się od wyrwania mu się, licząc się z tym jaki ból by to wywołało. Przełknęła ślinę, czując jak jego palce badają opuchliznę.
- Lekko sina, będziesz żyć. Nie potrzebujesz nawet gipsu. Możesz nałożyć na to w domu liście kapusty, pomogą. - zsunął swoją dłoń z jej nogi i uśmiechnął się krzywo. Chwycił swój plecak i otrzepał spodnie z kurzu. - No to ja już lecę.
- Zostawiasz mnie? Prawdziwy dżentelmen.
Chłopak zerknął na korytarz za jej plecami.
- Twój kolega już wraca, więc nie jestem dłużej potrzebny.Miał rację. Mike właśnie wyszedł zza rogu razem z pielęgniarką. Skrzywił się nieznacznie na widok Alberta.
- Co ty tu robisz?
- Stoję i marnuję tlen. Nie martw się już idę, chciałem ci tylko pogratulować talentu aktorskiego. - Clarę zdziwił kąśliwy ton głosu chłopaka. O jakie aktorstwo chodziło?Mike jednak zachowywał się, jakby nie słyszał słów Alberta. Usiadł obok dziewczyny i patrzył jak pielęgniarka bada zwichnięcie. Objął ją opiekuńczo ramieniem, co było bardzo przyjemnym doznaniem. Przysunęła się do niego nieznacznie.
- Myślę, że to nic wielkiego. Nawet nie musisz iść ze mną do gabinetu. Zadzwonię do twojego ojca, żeby po ciebie przyjechał, nie zostaniesz tak na lekcjach.
Mike spojrzał zdziwiony na kobietę.
- Żadnego gipsu?
Pielęgniarka uśmiechnęła się ciepło.
- Nie, wystarczą liście...
- Kapusty? - przerwała jej Clara.
- Dokładnie ptaszynko.
Dziewczyna oderwała wzrok od stopy i spojrzała na miejsce, na którym jeszcze przed chwilą stał Albert. Jakim cudem nie zauważyła kiedy odchodził?***