Rozdział 3.

51 6 4
                                    

***

Nauczycielka sunęła wskaźnikiem po linii brzegowej Afryki. Zegarek odmierzał sekundy. Czemu one trwają tak długo? Czas chyba zwolnił. Clara przepisywała coś z tablicy, nie była pewna co. Książka, leżąca na jej ławce, była otworzona na przypadkowej stronie. Spojrzała na temat z podręcznika. "Złoża naturalne Europy". Później przesunęła wzrok na rozwieszoną w klasie mapę Afryki. Nie potrafiła się skupić. Wczorajsza rozmowa z Albertem nie dawała jej spokoju. Dzisiaj nie pojawił się w szkole, co nie pomagało jej o nim zapomnieć. Za każdym razem, gdy patrzyła na tablicę, w oczy rzucała jej się pusta pierwsza ławka - miejsce chłopaka.
- Jak myślisz, Claro? - nauczycielka popatrzyła na nią spod swoich półokrągłych okularów. Jej wzrok był surowy. Oczekiwała odpowiedzi, mimo że wiedziała o nieuwadze dziewczyny.
Piwne oczy. Brązowe loki. Krzywo założona czapka. Nogawka w skarpecie. "Miałaś nie kłamać".
Przeszedł ją dreszcz. Kobieta nie spuszczała z niej oczu.

- Nie wiem, proszę pani. - odpowiedziała. Kobieta tylko pokręciła ze zrezygnowaniem głową. Lubiła dziewczynę, dlatego jej nie skarciła. Miała nadzieję, że to tylko chwilowa niedyspozycja z jej strony. Clara odetchnęła z ulgą, widząc, że nauczycielka nie zamierza wyciągać konsekwencji z jej braku zainteresowania lekcją. Postanowiła się zmusić i zrobić przynajmniej kilka ćwiczeń z książki. Popatrzyła na mapę Europy w podręczniku. Westchnęła. Najpierw trzeba znaleźć dzisiejszy temat...

Nim to się jej udało, zadzwonił dzwonek. Nadal zamyślona, wrzuciła swoje rzeczy do torby. Nie spieszyła się, bo niby gdzie? Czekały ją jeszcze cztery lekcje. Zobaczyła, że Linda i Annie już wyszły z klasy. Nadal się na nią gniewały. Popatrzyła gniewnie w ich kierunku. Denerwowało ją ich zachowanie, ponieważ nie zrobiła nic złego. Nie miała zamiaru być tak traktowana. Nie ona.

Wyszła szybko na korytarz, pewnym ruchem zakładając torbę. Wyminęła parę osób. Usłyszała kilka jęków, gdy wbijała ludziom łokcie w żebra, chcąc ich wyprzedzić. Odpychała tych, którzy nie chcieli się przesunąć sami. Tłum na korytarzu stawał się coraz bardziej gęsty. Przeciskanie się, stawało się z każdą chwilą trudniejsze. Clara czuła, że jej sukienka jest już pomięta, a z warkocza co chwila wypadały kolejne pukle włosów. Wiedziała, że jeszcze chwila, a będzie wyglądała tak, jakby rano nie użyła szczotki. Jednak przepychała się mimo wszystko. Wygląd był teraz na drugim miejscu.

Wreszcie dogoniła przyjaciółki.

- Linda! - zawołała dziewczynę. Tamta zatrzymała się, jednak nie spojrzała w stronę Clary. Annie popatrzyła na przyjaciółki lekko zestresowana. Uśmiechała się smutno. Nie lubiła takich sytuacji.

Clara poprawiła włosy i wygładziła sukienkę. Posłała Annie jeden ze swoich uśmiechów, na widok którego zadrżałaby połowa szkoły. Ona jednak tylko odwróciła wzrok i zaczęła miąć swoją spódnicę. Popatrzyła prosząco na Lindę.

- Lindo, raczysz się odwrócić? - słodki ton Clary nikogo nie zmylił. To nie była prośba, ani pytanie. To był rozkaz.

Dziewczyna odwróciła się do Clary z niewinnym uśmiechem.

- Tak? Albert nie przyszedł do szkoły i nie masz z kim rozmawiać?
Patrzyły sobie w oczy. Clara wiedziała, że Linda nie ma z nią szans w potyczkach słownych. Była wygadana, ale nie mogła się z nią równać. Zaśmiała się aktorsko na jej słowa. Rozejrzała się po korytarzu. Tłum nie zmalał, co ją ucieszyło. Uśmiechnęła się do przypadkowej dziewczyny i zaprosiła ją gestem, aby podeszła. Tamta zbliżyła się nieśmiało. Clara zamieniła z nią pare słów, po czym odprawiła dziewczynę, mówiąc że powinna się spieszyć na lekcję. Gdy znikała w gąszczu innych uczniów, pomachała do rozmówczyni i posłała jej rozpromieniony uśmiech. Inni patrzyli na nią z zaciekawieniem. Byli ciekawi, czego od takiej dziewczyny mogła chcieć Clara Harrison.

- Jak widzisz, mogę rozmawiać z każdym. Chętnych nie brak. - spojrzała na kwaśną minę Lindy. Nie mogła powstrzymać pchającego jej się na twarz uśmiechu satysfakcji.

- Tobie przecież się nie odmawia. - Annie chciała załagodzić sytuację. Jej spódnica był już tak zmięta, że jeszcze chwila, a nie byłoby na niej niepogniecionego miejsca.

- Może ktoś wreszcie powinien się postawić księżniczce? - głos Lindy drżał z emocji. Starała się wyglądać na rozluźnioną, ale każdy kawałek jej ciała aż krzyczał, a jej niebieskie oczy wręcz płonęły. Clara nie rozumiała, dlaczego przyjaciółka robi takie sceny. Nie miała powodów do takiego zachowania. Jednak nie zamierzała być potulna, kiedy ona ewidentnie chciała kłótni. Dostanie ją, ale nie na swoich zasadach.
- Czy naprawdę przez sprawę z głupią myszą chcesz zniszczyć swoją przyjaźń z księżniczką? Jesteś pewna? - Clara posłała jej prowokujące spojrzenie. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Wiedziała, że to jeszcze bardziej denerwuje przyjaciółkę. Kątem oka zauważyła, że ludzie na korytarzu zaczynają się zatrzymywać, zainteresowani poruszeniem dziewczyn. Annie starała się ich odganiać, jednak na marne.
- Przyjaźń z taką osobą powinna być bardziej szanowana. Dama dworu bez księżniczki staje się nikim.

Linda wyglądała, jakby nie wierzyła własnym uszom. Nie była przyzwyczajona do poniżania, zwłaszcza tak otwartego. Została właśnie obrażona przed sporym zbiegowiskiem ludzi i to przez przyjaciółkę! Coś w niej pękło. Szybko zmniejszyła dzielącą ją z Clarą odległość. Pragnęła zedrzeć jej ten zadowolony uśmiech z twarzy. Wzięła zamach, chcąc uderzyć ją w twarz. Zdziwiony krzyk Annie poniósł się po korytarzu.

- Linda! Zwariowałaś?!
Clara złapała jej rękę, tuż przy swoim policzku. Mocno zacisnęła palce. Poczuła jak paznokcie przebijają delikatną skórę jej przyjaciółki.

- Zamach na księżniczkę powinien być karany śmiercią, jednak znaj moją łaskę. - nadal się uśmiechała, jednak w jej oczach było widać ogromne zdziwienie. Nie spodziewała się tego po Lindzie. Mimo wszystko, były przecież przyjaciółkami.
Gdzieś z tłumu osób, które oglądały kłótnię, rozległy się wolne brawa. Clara spojrzała w tamtą stronę. Mike patrzył na nią rozpromieniony. Poczuła, że się rumieni. Cała złość na przyjaciółkę nagle się ulotniła. To nie było już ważne. Puściła rękę Lindy, która na szczęście nie wylądowała na jej policzku. Poprawiła niesforne kosmyki i teatralnie się ukłoniła, na co chłopak zaczął klaskać energiczniej.

- Jestem pełen podziwu dla twojego refleksu.

- Tylko dla refleksu? - udała oburzenie. Mike w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko.

- Podziwiam cię całą.

***

The DiseaseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz