Było bardzo późno kiedy wstał. Przeciągnął się ospale i powłócząc nogami poszedł się umyć a następnie przebrać. Pomyślał, że to czym będzie się zajmował przez najbliższe dni to pisanie Konstytucji od początku. Nie uwzględnił bowiem wstępu, o którym mówiła Królowa. Nigdy nie oddałby tak ważnego dokumentu niedokończonego.
Pochylił się nad kawałkiem pergaminu i zanurzył krucze pióro w atramencie. Długo nie wiedział co napisać i starał się jakoś znaleźć inspirację.
Wtem, coś wleciało do jego izby. Zaczęło szamotać się i łopotać skrzydłami. Marsyliusz jednym zamachnięciem ręki złapał zaplątane w czymś zwierzę. Wyglądało jakby przed kimś uciekało.
Przy jego nodze było coś błyszczącego. Rozplątawszy czarnego jak smoła gołębia, zajął się ukrytą w środku połyskującego przy szponsch ptaka flakoniku, zawartością. Był to list... od Królowej."Drogi Namiestniku
Zwracam się do Ciebie aby przekazać straszne wieści, które przekazał mi dzisiaj królewski ogrodnik, ale także z prośbą...
Otóż przechadzawszy się zamkowymi korytarzami, doszły mnie słuchy, iż Królestwu grozi niebezpieczeństwo.
Eria przybiegła do mnie zaraz po rozpoczęciu jej godzin pracy. Stało się coś strasznego... A wczoraj wszystko było jeszcze normalnie.
Niestety nie mogę opowiedzieć Ci teraz wszystkiego. Odwiedź mnie dzisiaj w zamku, ale nie teraz... Muszę coś przemyśleć. Gdy będzie czas, dowiesz się o tym... jeszcze dzisiaj. Dam Ci znak.
Z wyrazami szacunku
Najwyższa Krl. K. KotMarsyliusz czuł niepochamowaną ciekawość. Jednak z drugiej strony, jeśli Królowa napisała do niego w ten sposób, musiało się stać coś na prawdę złego. Nie mniej jednak, miał cały dzień dla siebie. Postanowił więc przejść się do królewskiej stajni.
Gdy dotarł na miejsce, konie od razu się ożywiły. Podszedł do swego rumaka i czułe poklepał go po łbie. Zwierzę miało najwyraźniej ochotę na przejażdżkę. Widząc to, powiedział: "Może innym razem" i udał się w stronę Placu Głównego.
Słońce górowało a on, przechadzał się wśród domów. Ludzie ciekawsko wyglądali przez okna a dzieci wesoło pokrzykiwały: "Patrzcie! To namiestnik!". Marsyliusz słysząc to uśmiechał się pod nosem. Tamtego dnia była naprawdę cudowna pogoda. Delikatny wiatr bawił się jego bujnymi włosami. Niepospiesznym krokiem mężczyzna szedł coraz to dalej, spotykając coraz to nowe osoby. Mieszczanki siedząc na werandach uczyły swoje córki szydełkować i zauważysz Marsyliusza uśmiechały się radośnie.
Nie wiedzieć kiedy, mrok spowił Królestwo. W oknie zamkowym błysnęło światło. Po kilku takich sygnałach, Namiestnik odczytał to jako znak... od Królowej. Nadszedł czas, w którym miał się przekonać co stanowiło niebezpieczeństwo dla grodu. Nie minęła minuta a już znalazł się w pałacu. Szukając Monarchini docierała do niego muzyka. Wiele razy bywał na zamku późną porą, ale jeszcze nigdy nie słyszał tutaj dźwięków fortepianu. Ktoś z wielkim zaangażowaniem wygrywał kolejne nuty. Zaintrygowało go to. Nie wiedział, kim mogła być osoba, grająca w tej chwili na instrumencie...
-Piękna melodia, czyż nie?-zapytał kobiecy głos.
-Jak najbardziej-zgodził się z Królową Marsyliusz, po czym odparł-Jednakże kto ten utwór wykonuje? Nie znam nikogo kto...
-Na pytania jeszcze przyjdzie porą-przerwała mu.-Mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia.
Idąc obok Najwyższej nie wiedział o czym mógłby jej teraz powiedzieć. Nastała więc cisza, którą przełamywały jedynie rozmaite odgłosy fortepianu.
CZYTASZ
Herbaciana Misja
Fantasy"Uniósł ręce. Oparł się głową o ścianę powozu. Zaczynało robić się zimno... i ciemno... Frigida Deserto nocą jest jakby w zawieszeniu. Padający śnieg zdążyły już zakryć płatki róż..." Książka o Namiestniku ze specjalną misją.